Gdyby podzielić naszą współczesną historię na drobne epoki, ostatnia z nich powinna się nazywać epoką wyborczą. Zbliżamy się do wyborów, świętujemy zwycięstwa, jednak ostrożnie, bo przed nami kolejne wybory, których też nie możemy dostatecznie podsumować, bo przecież zaraz następne. Wprawdzie nie urodziliśmy się jako „homo eligens”, „człowiek wybierający” (tłumaczenie własne), lecz jako homo sapiens, ale to właściwie na jedno wychodzi. Kto myśli, ten zarazem wybiera.
Problem w tym, że im więcej jest do wyboru, tym więcej rodzi się dylematów. Dylemat jest wyższym stanem rozkoszy myślenia. I tak stanęliśmy właśnie przed dylematem związanym z kolejnymi wyborami. Dzielimy się w grupach, które już wydawały się niepodzielne. Rzecz dotyczy kandydatów na posłów do Parlamentu Europejskiego z ramienia partii rządzącej. Otóż, ku zgorszeniu niektórych wyborców, na jedynki list weszli ministrowie dopiero co powstałego rządu. Głosy zgorszenia dają o sobie znać w mediach i portalach społecznościowych. „Nie tak miało być”, „Głosowaliśmy na nich, a oni uciekają”, co w domyśle ma oznaczać: nabili wynik i idą po lepsze pieniądze. Stąd pewien spisek, jawny i chętnie dyskutowany. Hasło podstawowe: głosujemy na dalsze numery z list. „Lokomotywy” mają zostać tu, gdzie zostały wybrane przez elektorat zwycięskiego ugrupowania. Dotyczy to głównie tych, którzy zostali ministrami i teraz zrzekają się stanowisk na rzecz kandydowania.
Czytaj więcej
Papkin, który w „Zemście” oszukuje sam siebie i innych, tworzy wokół świat iluzji, jest podszyty permanentnym strachem i dziś wymagałby pewnie opieki terapeuty albo psychiatry.
Racja stanu na tamten czas była jasna: odsunąć PiS od władzy
Odkąd ten dylemat pojawił się w przestrzeni publicznej, zastanawiam się, dlaczego ani przez chwilę tego rodzaju decyzje nie wywołują u mnie oburzenia i nie mam zamiaru iść za tym hasłem. Otóż przede wszystkim, idąc na wybory parlamentarne, nie głosowałam na ministrów. To jest kwestia wyborów, jakich dokonuje premier; ja, stawiając krzyżyk na listach wyborczych do parlamentu, nie miałam najmniejszego wpływu na to, kto znajdzie się w rządzie ani kto ile czasu w tym rządzie pozostanie. W moim przekonaniu racja stanu na tamten czas była jasna: odsunąć PiS od władzy. Wytrącić narzędzia brutalnej propagandy. Zmienić kurs na proeuropejski.