Trudno się wypowiadać o rozwiązaniach, które nie przybrały jeszcze formy projektu. Warto jednak spróbować, bo propozycje rządowe zmierzające do wprowadzenia jednolitej stawki, która łączyłaby w sobie PIT, składkę na ubezpieczenia społeczne i zdrowotne, wprowadzą diametralne zmiany w sposobie opodatkowania osób fizycznych.
Z wypowiedzi Henryka Kowalczyka, szefa Stałego Komitetu Rady Ministrów, można wywnioskować, że reforma będzie się opierała na kilku założeniach. Po pierwsze, stawek podatkowych będzie cztery lub pięć, przy czym najniższa z nich ma wynosić 19,5 proc., zaś najwyższa ma być zbliżona do 40 proc. Po drugie, nowa jednolita stawka miałaby mieć zastosowanie do wszystkich tytułów prawnych, na podstawie których świadczona jest praca. Podlegałyby jej nie tylko wynagrodzenia z umowy o pracę czy zlecenia, ale także umowy o dzieło czy wynikające z usług świadczonych w ramach działalności gospodarczej.
Nie bez znaczenia jest, że zniesiony miałby być limit ograniczenia rocznej podstawy wymiaru składek na ubezpieczenie emerytalne i rentowe, która wynosi obecnie niewiele ponad 120 tys. zł rocznie.
Proponowane zmiany są ukłonem w stronę najmniej zarabiających. Najwięcej na tym skorzystają właśnie otrzymujący płacę minimalną. Ich wynagrodzenie netto ma po wprowadzeniu jednolitej stawki wzrosnąć o 33 proc., bez ponoszenia dodatkowych kosztów przez pracodawcę.
Konsekwencje wprowadzenia jednolitej stawki będą najbardziej niekorzystne dla osób prowadzących działalność gospodarczą, które zgodnie z szacunkami zapłacą rocznie o 16 mld zł podatku więcej niż obecnie. Drugą grupą będą zarabiający ponad 120 tys. rocznie, którzy nie będą już korzystać z ograniczeń przy pobieraniu składek na ubezpieczenia emerytalne i rentowe.