* * *
24 stycznia 1984 r.
Szanowny Panie –
[...] Rozmawianie na tematy, co do których różnimy się w poglądach, jest z pewnością pożyteczne – ale jeżeli odbywa się w ramach wzajemnego zaufania i zasadniczej lojalności, o której już pisałem, jak mi się zdawało, jednoznacznie. Samo różnienie się w poglądach jest nawet pożyteczne, bo stanowi niezbędny składnik ruchu myśli. Jednakże i Pan, i ja jesteśmy nie tylko myślącymi jednostkami, ale i kierownikami placówek grających istotną rolę publiczną i polityczną. Nie jest to obojętne, jak nasze różnice poglądów uzewnętrzniamy: czy odbywa się to w ramach dążenia do wspólnego celu, którym jest Polska niepodległa i swobodna wewnętrznie, czy też w ramach typowych dla Polaków – jak Pan sam zwykł twierdzić – intryg i podgryzań.
I ja otrzymuję bardzo wiele opinii o RWE; jest wśród nich sporo krytycznych. Dość często nb. krytyka łączy się z nadawanymi przez nas tekstami „Kultury" albo wręcz z naszymi domniemanymi powiązaniami. Nie przychodzi mi jednak do głowy, aby krytykę „Kultury" i naszych stosunków podawać do szerszej wiadomości.
[...] Przypominam raz jeszcze – nigdy nie doczekałem się w tej sprawie Pana odzewu – że Instytut Literacki jest jedyną placówką na świecie, której w RWE poświęcona jest osobna audycja. Wiadomo, że był to wynik mojej decyzji. I wiadomo powszechnie o naszych wieloletnich powiązaniach. Dlatego atak na kierowaną przeze mnie rozgłośnię musi być odebrany, przede wszystkim przeze mnie, jako votum nieufności pod moim adresem. Byłem dotychczas przekonany, że różniąc się niekiedy w poglądach – o ile mogłem ocenić, w sprawach drugorzędnych – możemy, podobnie jak i inni ludzie, z którymi różnię się w poglądach bardziej zasadniczo, wspierać się w dążeniu do wspólnych celów. Spotkało mnie rozczarowanie i – nie ma co ukrywać – wielka przykrość.
Nad treścią „krajowej" (uderzająco zbieżnej miejscami, nawet w poszczególnych zwrotach, z tym, co tu słyszałem od lokalnego „betonu") krytyki Rozgłośni Polskiej RWE nie będę się rozwodził, bo zamieszczony przez Pana tekst jest mimo włożonego weń wysiłku niepoważny. Zwykłą brednią jest twierdzenie, że RWE stawia na rewizjonizm i interesuje się głównie grą frakcji w PZPR; brednią opartą na jakichś zasłyszeniach sprzed paru lat. [...] Rozumiem, że nie ma Pan czasu na zapoznanie się z naszym programem. I nie po raz pierwszy łapie się Pan na fałszywe ploty i staje narzędziem intrygi. A przecież jakże łatwo jest wykazać nierzetelność tych donosów!
Gorąco raz jeszcze apeluję o mniejszą łatwowierność wobec docierających do Pana „wiadomości".
W Paryżu będę zapewne w lutym, o marcu za wcześnie jeszcze myśleć.
Łączę ukłony i wyrazy poważania
[Brak podpisu]
* * *
5 lutego 1984 r.
Szanowny Panie –
Ton i argumenty Pana nawet niepodpisanego listu są takie, że mogłyby mnie zwolnić całkowicie od odpowiedzi. Kilka rzeczy muszę jednak wyjaśnić. Popierając w swoim czasie bardzo gorąco na stanowisko szefa Sekcji Polskiej Wolnej Europy, robiąc wszystko co w mojej mocy, by do tej nominacji doszło, powodowałem się wspólnotą naszych opinii, których wyrazem była Pana działalność w PPN i w publicystyce na łamach „Kultury". Nie był to natomiast układ typu kumoterskiego, który miałby mnie powstrzymywać od ewentualnych krytyk programu polskiego w zamian za to, że – jak Pan pisze – „Instytut Literacki jest jedyną placówką na świecie, której w Wolnej Europie poświęcona jest osobna audycja". A że takie krytyki istnieją i, co więcej, niepokojąco się wzmagają – nie ma wątpliwości. Bardzo ostatnio słyszałem ją od pp. Kijowskich.
„Kultura" nie spełniałaby swoich elementarnych obowiązków, gdyby takie krytyki puszczała mimo uszu. I zamierzam też tej linii trzymać się w przyszłości. Nawiasem mówiąc, zamieszczam także głosy krytyczne o „Kulturze" czy polemiki z poszczególnymi artykułami. Nie mam zastrzeżeń, żeby Wolna Europa polemizowała z naszymi artykułami, byłoby to pożyteczniejsze niż przemilczanie artykułów, z którymi Pan się nie zgadza.
Różnice powstałe między nami nie dotyczą bynajmniej spraw drugorzędnych, bo trudno do takich zaliczać: zbyt bezkrytyczny stosunek do coraz bardziej niepokojącej polityki Kościoła, brak wystarczającego nacisku na sprawy związane z naszymi sąsiadami, zbyt jednostronne omawianie Podziemia, które jest coraz bardziej pluralistyczne, czy kwitowanie jednym komentarzem problematyki amerykańskiej, która nie sprowadza się wyłącznie do polityki, a bardzo interesuje polskich słuchaczy.
Nie tracę mimo wszystko nadziei, że w końcu zwróci Pan należytą uwagę na te sprawy z pożytkiem dla celów, jakim w przekonaniu audytorium w kraju mają służyć audycje Wolnej Europy.
Łączę wyrazy poważania,
Jerzy Giedroyc
* * *
11 lutego 1984 r.
Szanowny Panie –
Niemiło jest czuć się zmuszonym tłumaczyć człowiekowi, którego się od lat podziwia i szanuje, sprawy zdawałoby się oczywiste. Jest przecież podstawowa różnica między kumoterstwem a lojalnością; między zachowaniem się członków sitwy, wzajemnie kryjących swoje występki – a sprzymierzeńców, którzy starają się pomagać sobie nawet wtedy, gdy się nie we wszystkim zgadzają. [...] nie obiecuję zmiany poglądów. Ale ciągle wierzę, że więcej nas łączy, niż dzieli.
Przepraszam za brak podpisu pod poprzednim listem: nerwy.
Łączę wyrazy poważania,
Zdzisław Najder
* * *
20 lutego 1984 r.
Szanowny Panie –
[...] Nie ukrywałem przed Panem różnych zastrzeżeń czy krytyk, jeśli idzie o sekcję polską Wolnej Europy, gdyż chodzi mi również – tak jak Panu – o skuteczność oddziaływania na kraj. Widzę jednak, że moje uwagi Pana nie przekonują, a przeciwnie, Pan się za to obraża. [...]
Łączę wyrazy poważania,
Jerzy Giedroyc
* * *
23 lutego 1984 r.
Szanowny Panie –
Bardzo dziękuję za list z 20 bm. Niesłusznie przypisuje mi Pan obrażanie się; wyraziłem tylko żal i przykrość, które nadal silnie odczuwam. [...]
Trudno, by „przekonywały" mnie uwagi, oparte z Pana strony na nieznajomości programu i dawaniu wiary osobom złej woli albo przynajmniej stronniczym i źle poinformowanym. Np. nie ma takiego odłamu podziemia ani takich docierających do nas wydawnictw, których byśmy nie omawiali. I to mi właśnie sprawia przykrość – nie mówiąc już o zdumieniu – że daje Pan wiarę innym, a nie mnie, który program znam nieźle.
[...] Jest wojna. Pan i ja dowodzimy różnymi odcinkami frontu, walcząc ze wspólnym wrogiem, nieprzebierającym w środkach. Uważam za szkodliwe publiczne podawanie do wiadomości krytyki sojuszniczych oddziałów: to sieje zamęt i ułatwia walkę wrogowi. Takie sprawy omawiać się powinno na konferencjach sztabowych.
Dlatego właśnie twierdzę uparcie, że podstawą naszej współpracy, z mojej strony może nie dość udolnej, ale szczerej, muszą być właśnie wzajemna lojalność i zaufanie.
Łączę wyrazy poważania,
Zdzisław Najder [...]
* * *
Monachium, 14 kwietnia 1984 r.
Szanowny Panie –
Nie odpowiedział Pan na mój list z 23 lutego, który nie dawał chyba powodów do obrazy. „[...] twierdzę uparcie, że podstawą naszej współpracy [...] muszą być właśnie wzajemna lojalność i zaufanie".
Zamieszczenie w kwietniowym nr. „Kultury" kolejnego „listu do redakcji" krytykującego program Rozgłośni Polskiej RWE trudno mi zrozumieć inaczej niż jako sygnał odrzucenia zawartych w moim lutowym liście zasad lojalnej współpracy.
Zamieszczenie tego tekstu, znowu zawierającego absurdalne zarzuty, świadczy o tym, że nie tylko nie zna Pan naszych audycji, ale nawet nie rzuca Pan okiem na tytuły przesyłanych Panu regularnie tekstów. Zauważyłby Pan bowiem oczywistą fałszywość twierdzeń o przemilczaniu problematyki postaw politycznych w RFN albo o rozważaniu przez nas dobrych intencji Jaruzelskiego. Są to zwyczajne kłamstwa.
Polemizować z nimi nie będziemy. Poniżej pewnego poziomu zarzutów polemika jest bezcelowa. Proszę jednak nie sądzić, że pozostanę bierny wobec powtarzających się ataków na Rozgłośnię.
Proszę o zamieszczenie tego listu w najbliższym numerze „Kultury".
Łączę ukłony i wyrazy poważania,
Zdzisław Najder [...]
* * *
25 kwietnia 1984 r.
Szanowny Panie –
Dziękuję za list z 14 bm., który otrzymałem wczoraj. Tak jak Pan sobie życzy, zamieszczam go w majowym numerze „Kultury".
W ciągu bardzo już długiego okresu wydawania „Kultury" zawsze stałem na stanowisku, że krytyka i dyskusje są rzeczami niezbędnymi i dlatego nigdy nie unikałem zamieszczania głosów krytycznych dotyczących samej „Kultury", jak również krytyki rzeczy bardzo drażliwych dotyczących spraw ogólnych. Moje doświadczenie wskazuje, że to jest metoda słuszna. Nie można każdej krytyki uważać za nieuczciwą czy nielojalną. Obawiam się, że nie zdaje Pan sobie sprawy, jak narasta krytyczny stosunek do Wolnej Europy w ostatnich miesiącach. Z taką krytyką spotykam się bardzo często i chodzi tu o ludzi, do których kompetencji i uczciwości mam zaufanie, jak np. Jan Józef Lipski.
Ma się rozumieć, że nie jestem w stanie słuchać programów Polskiej Sekcji, bo nie mam na to czasu ani możliwości, ale czytam komentarze, które Pan mi przysyła i co do których mam dużo zastrzeżeń. Natomiast ludzie z kraju, którzy przysyłają swoje krytyki, są słuchaczami radia i przypuszczam, że piszą z całą kompetencją, a nie z ignorancją. Takim np. głosem było opracowanie, które przysłał Panu [Kazimierz] Krawczyk z Oslo. Całkowicie zgadzam się, że byłyby potrzebne „rozmowy sztabowe" i nigdy ich nie unikałem. Niestety, Pan nie miał na nie czasu, jak np. mieliśmy przedyskutować ten nieudany wywiad z Mieleszką. Tak samo, jak nie miał Pan czasu na spotkanie się z Grudzińskim w Berlinie.
[...] Nie można wszystkich zarzutów czy krytyk traktować jako „absurdalne" lub „kłamstwo". Trzeba wyjaśniać, operując rzeczowymi argumentami. Jak najbardziej doceniam znaczenie Wolnej Europy i rolę, jaką mogłaby odegrać w kształtowaniu opinii krajowej. Wykazałem chyba maksimum dobrej woli i chęci współpracy – niestety, różnice między nami są – obawiam się – coraz większe. Zawsze jestem gotów do dyskusji, ale wynika z Pana ostatnich listów – za jedyną współpracę uważa Pan [unikanie] jakichkolwiek uwag krytycznych. Nie uznawałem nigdy żadnych tabu, a tym bardziej nie uważam, aby takim tabu była Wolna Europa. [...]
Łączę wyrazy poważania,
Jerzy Giedroyc