To w sumie zaskakujące: Anglicy od pewnego czasu chętnie parają się wojenną przeszłością naszego kraju. W kooperacji z polskimi instytucjami tworzą zarówno przeciętnej jakości filmy telewizyjne, jak i ambitne dzieła kinowe. „Skarbek” – opowieść o pracującej dla brytyjskiego wywiadu Krystynie Skarbek – należy, niestety, do tej pierwszej kategorii.
Jeśli ktoś nie zna jej losów albo w ogóle nie kojarzy nazwiska, niewiele z tej produkcji wyniesie. Chaotycznie napisany scenariusz skupia się na dwóch epizodach z życia polskiej agentki. Pierwszy rozgrywa się w Warszawie, skąd Skarbek ma zabrać cenny mikrofilm. Przy okazji spotyka się z matką, nieskutecznie próbując nakłonić ją do wyjazdu z kraju. Niechcący przyczynia się tu do jej śmierci, co akurat nie jest prawdą – kobieta najpewniej zginęła dopiero dwa lata później na Pawiaku. Drugi epizod dotyczy misji w okupowanej Francji, gdzie bohaterka stara się dotrzeć do lokalnego ruchu oporu. To już rasowe kino wojenne, z bombardowaniami i strzelaninami oraz niewielkim miasteczkiem obróconym w gruzy. Mniej uważny widz pogubi się jednak w wątkach, nie zrozumie niektórych działań Skarbek ani tym bardziej jej intencji.