Od kilku już lat panoszą się w internecie osobliwe portale specjalistyczne, które mają służyć wyłącznie wymianie doświadczeń i opinii o pracy profesjonalnych pełnomocników procesowych. Noszą zgoła niewinne nazwy typu „Wybierz prawnika", „Oceń fachowca" itp. Dopiero po wejściu na taki portal dowiadujemy się o rzeczywistym charakterze tej szczególnej oferty. Dla każdego praktykującego adwokata (ale często także dla radcy prawnego) prowadzona jest osobna, otwarta dla publiczności „teczka", która zawiera zbiór (wybór?) poświęconych mu wpisów pochodzących od nieujawnionych zazwyczaj korespondentów. Bez owijania w bawełnę trzeba tu ujawnić, iż wpisy te mają z reguły charakter niewybrednych publicznych donosów mających zdyskredytować wybraną ofiarę. Teksty typu „stanowczo nie polecam" należą wśród nich do najoględniejszych. Co kryje się za tymi atakami?
Strzały ?zza węgła
Jak wiadomo każdemu, klient, który nie jest zadowolony z usługi prawniczej, ma rozliczne możliwości skarżenia się na usługodawcę, począwszy od drogi cywilnoprawnej poprzez postępowanie dyscyplinarne przed organami danej korporacji zawodowej, skończywszy na żądaniu wszczęcia postępowania karnego. Jeśli zatem ktoś decyduje się na internetowy personalny atak z ukrycia, oznaczać to może jedynie, że nie wierzy w powodzenie wystąpienia „z otwartą przyłbicą", na ubitej ziemi obowiązującego prawa. Powtarzalna treść napastliwych wpisów po adresem adwokatów i radców prawnych przekonuje o tym najzupełniej. Obok zaczepnego grubiańskiego tonu mają inne znamienne cechy wspólne, a należą do nich wspomniana już tchórzliwa anonimowość, niezdolność do sformułowania konkretnych zarzutów i gołosłowność negatywnych ocen. Autor takiego wpisu zazwyczaj przewiduje, że nikt i tak nie przyzna mu racji, więc nawet nie próbuje precyzować swojej pretensji, zadowalając się knajackim „dokopaniem" prawnikowi na usłużnym portalu internetowym.
Gdy czyta się te perełki epistolografii, widać, że ich autorzy sami mają najwięcej do ukrycia, dlatego unikają przybliżania jakichkolwiek szczegółów spraw powierzonych swoim ofiarom. Czytelnik pozostaje więc z suchą enigmatyczną informacją o tym, że ktoś jest np. „naciągaczem", który „za dużo wziął, a za mało zrobił".
Przecież ?się dogadamy
Lata praktyki adwokackiej pozwalają mi na odmalowanie stypizowanej sylwetki takiego donosiciela. Jest to zazwyczaj klient niezadowolony z warunków umowy zawartej z kancelarią prawniczą, a najbardziej z tego, że musiał pogodzić się z jej wykonaniem. Taka osoba nie chce widzieć w adwokacie lub radcy prawnym równoprawnego partnera umowy, a chciałaby zachować przewagę nad nim choćby poprzez uniknięcie sporządzenia wiążącej umowy na piśmie. Zbyt często słyszymy namowy w guście: „Mecenasie, przecież się dogadamy...". Taki klient często nie chce też przyjąć pokwitowania wpłaty umówionego wynagrodzenia lub jego części, a tym bardziej – obecnie – potwierdzenia wpłaty z kasy fiskalnej. Ci, których uwiera popisana umowa, nigdy nie będą zadowoleni z pełnomocnika. Czy za taką postawą kryje się stereotyp „patrona z trybunału, co milczkiem opróżniał rondel", na którego wystarczy „zadzwonić kieską pomału"? A może ujawnia się tu upowszechnione w tzw. minionych okresach wyobrażenie o adwokacie, który uniżenie przyjmie każde palmarium (łac. palma = dłoń) od jaśnie klienta? Wiele zdaje się świadczyć o takim właśnie tle niechęci klientów do adwokatów, którzy domagają się partnerskiego traktowania i mają czelność dyktować finansowe warunki swojej usługi. W donosach portalowych często czytamy o pazerności, krnąbrności i zarozumiałości adwokatów; kryje się za tym zwykła złość z powodu konieczności dotrzymania dobrowolnie przecież podpisanych umów i nieustępliwości pełnomocników w tym względzie.
Omawiane wpisy na „specjalistycznych" portalach rzeczywiście szkodzą reputacji zawodowej adwokatów i radców prawnych, i nie ma potrzeby umniejszać wagi tego problemu. Publiczne postawienie byłemu pełnomocnikowi ogólnikowych i zmyślonych post factum zarzutów nosi nader często znamiona występków zniesławienia i zniewagi.