Expose Donalda Tuska - Piotr Gursztyn

Donald Tusk nie ma planu rządzenia na nową kadencję. Będzie robił to, co zawsze: improwizował – twierdzi publicysta "Rzeczpospolitej"

Publikacja: 21.11.2011 18:52

Piotr Gursztyn

Piotr Gursztyn

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

O piątkowym exposé premiera usłyszeliśmy wiele opinii, że było mocne i odważne. Nawet lider opozycji stwierdził, że było zręczne. Przykładamy jednak zbyt wielką wagę do mowy szefa rządu. Doświadczenie mówi nam, że po pierwsze Donald Tusk nie przywiązuje się fanatycznie do swoich zapowiedzi. Po drugie zaś nie da się jej traktować jako manifestu, z którego treści możemy dowiedzieć się czegoś istotnego o filozofii rządzenia drugiego gabinetu Donalda Tuska.

Bez obietnic

Na wszystkich zrobiło wielkie wrażenie to, że Tusk nie użył ani razu słowa "obiecuję". Jeszcze większe wrażenie zrobiła litania zapowiedzianych cięć i oszczędności. Uznano to za dowód wielkiej odwagi lub determinacji. Rzecz jednak w tym, że o obietnicach Tusk bardzo chętnie mówił w czasie kampanii wyborczej. Na przykład gdy pocieszał kobiety w Kutnie. Dziś, po zwycięstwie wyborczym, nie jest to mu już do niczego potrzebne. I jest też wątpliwość, czy listę oszczędności można potraktować jako dowód odwagi.

Tak byłoby cztery lata temu, gdy Tusk miał wybór – oszczędzać czy wydawać. Dziś tego wyboru już nie ma, więc trudno uznać za cnotę coś, co zostało wymuszone przez okoliczności zewnętrzne.

Exposé Tuska ma jedną zasadniczą cechę, która uniemożliwia traktowanie go jako mapy drogowej prac rządu. Zakres tematyczny to wyłącznie plan działań ministra finansów. Żartem można powiedzieć, że Tusk ukradł tekst przemówienia Jacka Rostowskiego. Wszystko w nim było podporządkowane bilansowaniu budżetu. Nawet wygłoszone na końcu apele o spokój w sprawach światopoglądowych zostały sformułowane jako wezwanie o rozwagę potrzebną w "tych trudnych czasach" – używając ulubionego zwrotu premiera.

Nie tylko zresztą to. Postulat silnej armii i policji też został umieszczony w kontekście negocjacji unijnych dotyczących rozwiązań finansowych. To zresztą uwiarygodnia częste opinie, że exposé było skierowane do tzw. rynków, a nie do narodu.

Zatem wiemy już, że Tusk chce bilansować budżet. Czyli robić coś, co musiałby teraz robić każdy inny szef rządu. I jeśli do tego ogranicza się program prac na cztery lata, to dużo za mało. Łatwo więc wyliczyć, czego zabrakło w exposé: ani słowa o edukacji, modernizacji, bezrobociu, emigracji zarobkowej (przy jednoczesnym zauważeniu problemu zapaści demograficznej, ale też w kontekście ograniczania ulg podatkowych). Narzekali na to – pisząc o perspektywie buchaltera – także najbardziej życzliwi rządowi komentatorzy. Nawet koalicjant, czyli Waldemar Pawlak, stwierdził, że zabrakło mu w exposé słów o perspektywach rozwojowych.

Nie znaleźć się w karcie dań

Filozofii działań Tuska nie można oceniać wyłącznie na podstawie exposé. Jako element oceny ważniejsza jest wiedza o jego dotychczasowych działaniach. Drugi element oceny dostaliśmy, gdy patrzyliśmy na personalne układanki przy tworzeniu rządu. Roszady personalne, wówczas poczynione, to cenna wskazówka. Wreszcie trzeci element. Możliwe, że najważniejszy, choć często niewidziany z krajowej perspektywy. Czyli sytuacja polityczno-gospodarcza w krajach Unii Europejskiej. Mówiąc krócej: kryzys i jego skutki polityczne.

W stosunku do trzeciego elementu Tusk jest bezradny. W tym sensie, że nie ma nań żadnego wpływu, może się jedynie dostosowywać. Ale jest to jednocześnie źródło nauk dla każdego europejskiego rządu. Już teraz widać kilka prawidłowości.

Pierwsza, najbardziej oczywista, jest taka, że kryzys może zmieść każdy rząd. Spektakularny jest tu przykład Hiszpanii, gdzie akurat teraz prawica przejmuje rządy po potężnych przecież socjalistach. Z powodu kryzysu musiał zniknąć tak zręczny polityk jak Jose Luis Zapatero, który długi czas swoją popularność zawdzięczał w poważnym stopniu stosowaniu polittechnologii. Na dodatek zwycięska prawica nie musiała niczego obiecywać wyborcom. Im wystarczyła wizja przepędzenia socjalistów. To przykład niepokojący dla Tuska.

Druga nauka jest taka, że wystraszone kryzysem społeczeństwa po tym, gdy dokonają rytuału obalenia dotychczasowej władzy, godzą się na niezbyt demokratyczne formy rządów. Technokratyczne gabinety, bez mandatu politycznego, są dziś w Grecji i we Włoszech. Wystraszeni obywatele godzą się też na programy oszczędnościowe, co dzieje się np. w Portugalii. To przykład kuszący dla Tuska, dziś w Polsce nie widać bowiem nikogo, kto byłby w stanie go obalić. I komu społeczeństwo powierzyłoby swoje kryzysowe lęki.

Wreszcie trzecia nauka. Kryzys wypromował cezariański duet Merkel – Sarkozy i ich metody sprawowania władzy. Tusk chciałby należeć do ich orszaku, choćby po to, aby – przypomnijmy jego słowa – nie znaleźć się w karcie dań. A także aby świecić ich blaskiem. Przykład ich wszechwładzy nie może nie nęcić zwycięzcy październikowych wyborów.

Straszenie kryzysem  i opozycją

Wszystko wskazuje na to, że w najbliższym czasie władza Donalda Tuska będzie się raczej rozszerzała niż słabła. To każe postawić pytanie, po co mu ona. Do tej pory dał się poznać jako zwolennik filozofii "tu i teraz", strażnik "ciepłej wody w kranie", ktoś, kto nie chce robić reform, by nie sprawiać przykrości obywatelom. Wyjątkowo zręczny taktyk, lecz nie strateg. W exposé w zasadzie też nie mówił o reformach, lecz o konieczności dbania o dobrobyt Polaków.

Dobre i to, ale to zapowiedź jedynie konserwowania status quo. A nie pomysłu na wzrost. Bo nawet gdy mówił o poprawiającej się relacji statystycznej między Polską a średnią unijną, brzmiało to jak opis czegoś, co jest w zasadzie zasługą jego rządu, ale jednocześnie zjawiskiem, które nie wiadomo, skąd się bierze.

Ta nuta piątkowego exposé wiąże się z powszechną wiedzą o dotychczasowej praktyce działań premiera Tuska. On sam nawet szczególnie nie ukrywał tego, że gdyby nie kryzys i zapisy konstytucyjne, to najchętniej nic by nie zmieniał. Gdy wiemy jednocześnie – bo to o nim mówią osoby dobrze go znające – że jego ulubioną metodą działania jest improwizacja, można założyć, że nie zobaczymy jakoś radykalnie innego modus operandi. Będzie reagował doraźnie, zależnie od potrzeb. Przy czym bardzo ważną motywacją będą względy wizerunkowe. Czyli PR jak do tej pory.

Pierwszą rzecz już rozpoznajemy. Metodą perswazji wobec wyborców będzie straszenie kryzysem. A obok tego straszenie opozycją. Nieodpowiedzialną i nieudolną, zwłaszcza "w tych trudnych czasach". Na czym polega chwała Tuska według przeciętnego zwolennika PO? Na tym, że to człowiek, który przeprowadził nas przez kryzys. Tę metodę można uznać za obiecującą, bo jest naturalnym zjawiskiem strach ludzi przed utratą tego, co jeszcze im zostało. Polacy nieczęsto dziś wierzą, że może być lepiej, za to w 100 procentach wiedzą, że zawsze może być gorzej.

Druga metoda to coś, co "tuskolodzy" nazywają wywróceniem stolika. Tusk w razie autentycznego zagrożenia podejmie decyzję lub wrzuci temat, który odwróci uwagę od tego, co dla niego jest niebezpieczne. Małą próbkę potrząśnięcia stolikiem mieliśmy w czasie exposé. To passus o księżowskich emeryturach. Wiadomo, że kwestia jest skomplikowana i budżet państwa raczej tu nie zaoszczędzi wielkich pieniędzy. Trzeba być idiotą, aby nie wiedzieć, że to zdanie wywoła debatę na długie miesiące. Otóż premier nie jest idiotą – jeśli je wtrącił, to po to, aby wbić kij w mrowisko.

Źli bojarzy, dobry car

Ten zwyczaj wywracania stolika jest też złym prognostykiem dla kilku ministrów. Szczególnie tych, których nominacje wzbudziły największą sensację. Mowa o Jarosławie Gowinie, Joannie Musze i Bartoszu Arłukowiczu. Każda z tych osób jest politykiem zdolnym i wartościowym. Jednak teraz zostali instrumentalnie obsadzeni w roli zderzaków. Nietrudno sobie wyobrazić, jak by wyglądała debata publiczna, gdyby dla przykrycia jakiejś katastrofy w innym obszarze Tusk zdymisjonowałby Muchę. Okładki tabloidów, dzienniki telewizyjne, żarty didżejów radiowych. "Ciemny lud" będzie miał o czym rozmawiać, a premier będzie miał spokój.

Jeszcze bardziej spektakularna byłaby wymiana ministra sprawiedliwości. W tym zresztą kontekście trzeba rozpatrywać tę nominację. Gowin na ministerialnym stanowisku rozwścieczył lewicową część wyborców oraz wielką część establishmentu. Pomruk dezaprobaty już słyszeliśmy i nie bądźmy naiwni – nie chodzi o jego kompetencje, lecz o poglądy. To zaś może znaczyć, że na kolejnym wirażu Gowin zostanie wyrzucony z sań. Żółty pasek wtedy przez długie tygodnie nie będzie schodził z ekranów telewizorów. Kolejny raz powtórzy się nową wersję bajki o złych bojarach i dobrym carze.

Skład gabinetu wskazuje, że głównymi motywacjami jego szefa były nie wyzwania, ale doraźne balansowanie frakcji Platformy i względy marketingowe. Autonomia ministrów, nawet tych najlepszych, będzie znikoma. Powtórzmy: mają być tylko zderzakami i ładnym tłem dla premiera. Niestety, nie są ludźmi wyznaczonymi do wielkich zadań. Choć kilka z tych osób ma do tego odpowiedni potencjał intelektualny.

"Człowiek, który przeprowadził Polskę przez kryzys" – gdy ten już się skończy – mógłby być porównywany do Franklina Delano Roosevelta. Albo Eugeniusza Kwiatkowskiego. Takich porównań nie przeprowadzają jednak nawet najwięksi lizusi partyjni. Na razie byłoby to komiczne. Dziś – w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" – były przyjaciel Tuska Paweł Piskorski zastanawia się, czy obecny premier nie jest nową wersją Józefa Cyrankiewicza, który był szefem rządu przez długie lata. Tyle że nie wiadomo, co z tego dobrego wynikło.

O piątkowym exposé premiera usłyszeliśmy wiele opinii, że było mocne i odważne. Nawet lider opozycji stwierdził, że było zręczne. Przykładamy jednak zbyt wielką wagę do mowy szefa rządu. Doświadczenie mówi nam, że po pierwsze Donald Tusk nie przywiązuje się fanatycznie do swoich zapowiedzi. Po drugie zaś nie da się jej traktować jako manifestu, z którego treści możemy dowiedzieć się czegoś istotnego o filozofii rządzenia drugiego gabinetu Donalda Tuska.

Pozostało 95% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?