Reklama
Rozwiń

Mateusz Morawiecki: Powrót niemieckiej siły

Jeśli Niemcy przeznaczą 5 proc. PKB na zbrojenia, będzie to nie tylko największy wysiłek od czasów zimnej wojny, ale i punkt zwrotny dla układu sił w Europie. Nie możemy pozwolić sobie na naiwność – twierdzi były premier Mateusz Morawiecki.

Publikacja: 04.07.2025 14:45

Mateusz Morawiecki, były premier RP, wiceprezes PiS

Mateusz Morawiecki, były premier RP, wiceprezes PiS

Foto: PAP/Krzysztof Ćwik

Ostatnio polska dyskusja o Niemczech toczy się pod wpływem dwóch zjawisk: intensywnego przerzucania przez niemiecką policję nielegalnych imigrantów na teren Polski oraz słusznie oburzającego polską opinię publiczną tzw. upamiętnienia w Berlinie polskich ofiar wojny. W obu tych sprawach obecny polski rząd całkowicie skapitulował. Żeby jednak lepiej zrozumieć to, co dzieje się w Niemczech, warto sięgnąć do książki „Kaput” Wolfganga Münchaua. Autor celnie punktuje iluzje, na których opierała się niemiecka potęga: tania energia z Rosji, eksport do Chin, tradycyjny przemysł, dogmatyczny fiskalizm. Książka ta opisuje jednak świat, który właśnie odchodzi w przeszłość. Na naszych oczach bowiem zaczyna się coś nowego: przebudzenie przemysłowe Niemiec, a wraz z nim przebudzenie militarne. I tym razem to nie są symboliczne gesty ani zagrywki wizerunkowe, lecz systemowa zmiana, którą trzeba uważnie śledzić. 

Polityka Niemiec – od bierności do kontrofensywy

Wojna na Ukrainie zmusiła europejskie rządy do refleksji nad ich zdolnościami obronnymi. Samo postrzeganie kwestii militarnej uległo zmianie – dziś panuje większa zgoda społeczna, by państwa zwiększały swój potencjał obronny. Nawet społeczeństwa przez lata uważające się za pacyfistyczne prezentują zmianę kierunku. Tezy „Kaput” o upadku niemieckiego modelu rozwoju mocno rezonują w polskiej debacie. Ale nie dajmy się zwieść przekonaniu, że mimo trudności nasi zachodni sąsiedzi to państwo słabe lub tracące zdolność do walki o swoje interesy. Niemcy należą do grona najpotężniejszych graczy na scenie polityki europejskiej i światowej, nawet jeśli obecna kondycja ich armii jest skutkiem wieloletnich zaniedbań.

Foto: Paweł Krupecki

W 2014 roku Angela Merkel twierdziła, że Niemcy nie potrzebują większych wydatków na obronność, a zasoby Bundeswehry są wystarczające. Wydatki oscylowały wokół 1,3 proc. PKB (czyli ok. 35 mld euro), a strategia Berlina zakładała zmniejszanie liczebności armii przy jednoczesnej specjalizacji. Nawet budżet na 2020 r. przewidywał tylko nieznaczny wzrost nakładów, a później ich spadek do 1,25 proc. PKB w 2023 r. A wszystko to pomimo ustalonego na szczycie NATO w Walii w 2014 r. celu przeznaczenia 2 proc. PKB na obronność. Kulminacją tej bierności była reakcja na wojnę na Ukrainie – Berlin zaproponował symboliczne 5 tys. hełmów i czekał na kapitulację Ukrainy. Tamten gest pozostanie jedną z największych niemieckich kompromitacji XXI w.

Czytaj więcej

Reportaż ze Słubic: Granice cierpliwości

Przełom w ich polityce obronnej nastąpił wraz z objęciem teki ministra obrony przez Borisa Pistoriusa. Zaproponował on reformę Bundeswehry i powrót do obowiązkowej służby wojskowej. Pomysł wywołał debatę, m.in. z powodu braków infrastrukturalnych i niechęci młodych Niemców do poboru. Mimo kontrowersji powołano grupę ds. personalnych, której celem jest zwiększenie liczebności armii, w pierwszym kroku – do 203 tys. żołnierzy. Równolegle rosną wydatki na obronność – z 1,37 proc. PKB w 2022 r. do 2 proc. w 2024 r. W 2022 r. utworzono na ten cel fundusz 100 mld euro. W 2024 roku Bundestag zatwierdził 97 kontraktów zbrojeniowych o wartości 45 mld euro, a całkowite wydatki wojskowe Niemiec wyniosły 88,5 mld dol. – o 28 proc. więcej niż rok wcześniej. 

Berlin zdejmuje kotwicę. Gdy Niemcy przeznaczą 5 proc. PKB na zbrojenia, będzie to punkt zwrotny dla układu sił w Europie

Na ostatnim szczycie NATO w Hadze państwa członkowskie ogłosiły nowy cel wydatków obronnych – 5 proc. PKB. To historyczna deklaracja. Ale w przeszłości widzieliśmy już, jak łatwo polityczne cele zbrojeniowe da się wypełnić przy pomocy kreatywnej księgowości – doliczanie emerytur wojskowych czy kosztów administracji. Jedno jest pewne: jeśli Niemcy przeznaczą 5 proc. PKB na zbrojenia, będzie to nie tylko największy wysiłek od czasów zimnej wojny, ale i punkt zwrotny dla układu sił w Europie. A powrót niemieckiej siły militarnej przestanie być hipotezą – będzie kwestią czasu.

I właśnie na tę możliwość Niemcy konsekwentnie się przygotowują – krok po kroku znosząc ograniczenia budżetowe, uruchamiając fundusze specjalne i przekształcając struktury państwa w tryb wojennej mobilizacji gospodarczej. W marcu Bundestag przyjął poprawkę do konstytucji, która umożliwiła zniesienie ograniczeń zadłużenia w zakresie wydatków na obronność. Uczyniono to, wprowadzając specjalne wyjątki od tzw. kotwicy budżetowej. System ten został wpisany do niemieckiej ustawy zasadniczej po kryzysie finansowym, kiedy to rząd federalny uruchomił wielomiliardowe programy ratunkowe, znacząco obciążając budżet państwa i zwiększając poziom zadłużenia.

Pierwszą istotną zmianą było umożliwienie zaciągania długu także krajom związkowym – wcześniej przywilej ten przysługiwał tylko rządowi federalnemu. Kluczowe znaczenie miała jednak poprawka, która pozwoliła rządowi federalnemu na zaciąganie kredytów prowadzących do przekroczenia dotychczasowego limitu deficytu wynoszącego 0,35 proc. dochodu narodowego brutto – restrykcyjnego progu obowiązującego wcześniej. Dla porównania unijny limit deficytu to 3 proc. Niemcy ogłosiły także utworzenie specjalnego funduszu w wysokości 500 mld euro, który w ciągu najbliższej dekady ma zostać przeznaczony na inwestycje w obronność i infrastrukturę.

Czytaj więcej

Jerzy Haszczyński: Czy Friedrich Merz będzie ukochanym kanclerzem Polaków?

Choć działania te mogą przyczynić się do poprawy bezpieczeństwa Europy i budowy wspólnoty obronnej, nie należy ich postrzegać jako bezinteresownych. W pierwszej kolejności służą one interesom Niemiec – ich gospodarce, przemysłowi i długofalowym celom strategicznym. Z niemieckiej perspektywy warto zwrócić uwagę na dwa kluczowe aspekty: zapewnienie finansowania modernizacji sił zbrojnych dzięki stabilnemu wzrostowi gospodarczemu oraz ambicje budowy wspólnego, europejskiego systemu obronnego. Fundamentem obu celów jest przemysł zbrojeniowy – jeden z najpotężniejszych w Europie. Liderem tego sektora pozostaje Rheinmetall. Firma dynamicznie zwiększa moce produkcyjne – w 2025 r. zainwestuje 600 mln euro, by wytwarzać 350 tys. pocisków artyleryjskich rocznie. W 2024 r. osiągnęła rekordowe zyski i portfel zamówień wart 55 mld euro. Rheinmetall nawiązał właśnie współpracę z amerykańskim Andurilem – symbolem nowego paradygmatu zbrojeń opartego na AI i automatyzacji – co wbrew tezom Münchaua pokazuje, że Niemcy nie tylko nie rezygnują z ambicji, ale próbują przeskoczyć do technologicznej awangardy. Tymczasem na mapach decydentów w Warszawie takie firmy jak Anduril czy Palantir wciąż właściwie nie istnieją.

Foto: Tomasz Sitarski

Obok Rheinmetalla działają inne firmy: TKMS (okręty wojenne), Hensoldt (radary i sensory pola walki) oraz Diehl Defence (systemy obrony powietrznej i uzbrojenie precyzyjne). Skala publicznych inwestycji przekłada się na konkretne korzyści – każde wydane 1 mld euro to 1,23 mld euro wzrostu produkcji, a sektor zatrudnia już blisko 400 tys. osób. Eksport broni osiągnął w 2024 r. rekordowe 13,2 mld euro. Niemcy rozumieją, że modernizacja obronności napędza ich własną gospodarkę, że dobra podwójnego użytku (dual-use) mogą być kołem napędowym wzrostu ekonomicznego, a stabilne kontrakty i rosnący eksport wzmacniają konkurencyjność ich firm na rynku europejskim. W dłuższej perspektywie Berlin będzie aktywniej kształtować unijną politykę obronną poprzez działania dyplomatyczne i lobbing w instytucjach UE. Już dziś skutecznie promuje rozwiązania korzystne dla swojego przemysłu, np. w zakresie certyfikacji produktów obronnych czy zamówień publicznych. Skala tych działań będzie rosła.

Czy Niemcy będą forsować ideę NATO-bis?

Dysponując silnym przemysłem zbrojeniowym oraz modernizowaną armią, Niemcy mogą forsować ideę stworzenia swoistego NATO-bis. Choć projekt ten przedstawiany jest jako odpowiedź na potrzeby wspólnoty, w rzeczywistości jego realizacja wzmacniałaby dominację Berlina (oraz Paryża), marginalizując rolę mniejszych państw członkowskich. Analogii nie trzeba szukać daleko – podobną dynamikę obserwowaliśmy przy wprowadzaniu wspólnej waluty, z której Niemcy odniosły największe korzyści.

Obecnie Berlin nie dysponuje jeszcze odpowiednimi zdolnościami przemysłowymi, by w pełni zrealizować taki projekt. Tzw. carbon leakage i deindustrializacja, ściśle powiązane z błędami Energiewende i Zielonego Ładu, zdziesiątkowały niemiecki przemysł i zaczynają uderzać w fundament niemieckiego ordoliberalizmu – Mittelstand. Jednak kierunek jest jasny – budowa struktury zależności, która uczyniłaby inne państwa Europy w pełni podłączonymi pod niemiecki system dostaw, decyzji i zdolności obronnych. W razie osłabienia zaangażowania USA dałoby to Niemcom realny wpływ na rozmieszczanie wojsk, podejmowanie decyzji o interwencji czy kształtowanie europejskiej polityki bezpieczeństwa. Rymuje się to niestety z polityką obecnego rządu polskiego, który raczej wypycha i wyprasza USA z Europy, niż dąży do realnego wzmocnienia więzi transatlantyckich.

Niepokoi dziś rosnące przyzwolenie niemieckich elit gospodarczych na flirt z radykalizmem

Wydatki obronne Niemiec rosną w błyskawicznym tempie. Pytanie brzmi: jak szybko uda im się dorównać realnym zdolnościom bojowym Francji czy Wielkiej Brytanii? Jak szybko mogą te państwa przegonić i stać się na powrót państwem potężnym militarnie? Przy takiej determinacji, jaką zaczynam dostrzegać w niemieckiej klasie politycznej – w ciągu dekady. To ich długofalowy cel i punkt zwrotny dla równowagi sił na kontynencie. Tymczasem globalny ład może się w każdej chwili załamać, a silna armia może wówczas posłużyć nie tylko do obrony, lecz także jako narzędzie nacisku politycznego lub gospodarczego.

Historia, która nie może się powtórzyć

Europa zbyt długo żyła w przekonaniu, że demokracja to stan trwały. Tymczasem pod presją kryzysów, dezinformacji i społecznych niepokojów łatwo może dojść do jej załamania. Rosnące napięcia oraz działalność zewnętrznych aktorów i grup interesu mogą radykalnie zmienić bieg historii. W takim świecie sojusze nie są dane raz na zawsze, a przeciwnik nie musi być wspólny. 

Sprzętu wojskowego nie kupuje się po to, żeby się kurzył w magazynach. Taka skala niemieckich inwestycji – zarówno publicznych, jak i prywatnych – to nie jest tylko działanie asekuracyjne. To zapowiedź projekcji siły. Pytanie tylko: kto będzie z niej korzystał i w czyim interesie? Niemiecki przemysł zbrojeniowy, odbudowywany od niedawna z takim rozmachem, nie rozwija się w próżni. Przeciwnie – dojrzewa w atmosferze politycznego rozedrgania i rosnącego poparcia dla ugrupowań kontestujących powojenny konsensus. Alternatywa dla Niemiec (AfD) otwarcie kwestionuje filary dotychczasowej polityki Berlina – zarówno wobec Rosji, wobec UE, jak również wobec NATO czy USA. Nie sposób nie dostrzec niepokojącej paraleli z początkiem lat 30. XX w.

Czytaj więcej

Współautorka podcastu „Niemcy w ruinie?”: Praca Ukraińców w Polsce budzi zachwyt AfD

W powszechnej świadomości dojście Hitlera do władzy funkcjonuje jako „wybór narodu”. W rzeczywistości był to jednak oligarchiczny przewrót, zrealizowany rękami elit, przemysłu ciężkiego i banków, które uznały NSDAP za użyteczne narzędzie w walce z komunizmem i ówczesnym rozkładem państwa. Symbolicznym dokumentem tego procesu pozostaje książka „Porządek dnia” Érica Vuillarda, opowiadająca o uzgodnieniach Hitlera z niemieckimi przemysłowcami i burżuazją, czyli znaczną częścią ówczesnych elit. Biznes miał wspomóc marsz brunatnych koszul do władzy. Reszta, jak dobrze wiemy, jest historią – ale historią, która nie może się powtórzyć.

Dlatego niepokoi dziś rosnące przyzwolenie niemieckich elit gospodarczych na flirt z radykalizmem. W tle pozostaje także czynnik rosyjski. Od dekad Moskwa skutecznie wpływała na niemiecką politykę przez kanały gospodarcze, medialne i społeczne. Rosyjskie służby potrafiły zainstalować swoje interesy w strategicznych spółkach energetycznych, a dziś aktywnie wspierają narracje mające skłócić Niemcy z USA. Gdyby w Berlinie doszło do przejęcia władzy przez siły prorosyjskie lub ambiwalentne wobec Kremla, cały kontynent znalazłby się w sytuacji zagrożenia. Dlatego pytanie o niemiecką zbrojeniówkę nie jest tylko techniczne czy gospodarcze. To pytanie o przyszłość Polski i Europy. O to, kto będzie miał dostęp do siły, którą dziś tak pieczołowicie znów budują niemieckie państwo i przemysł. W historii Europy wielokrotnie widzieliśmy, jak dobrze naoliwione machiny wojenne obracały się przeciwko demokracji, przeciwko sąsiadom, przeciwko pokojowi. Zbyt wiele razy byliśmy świadkami tego samego błędu, by dziś pozwolić sobie na naiwność.

Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji

Autor

Mateusz Morawiecki

Polityk PiS, premier w latach 2017–2023. Przewodniczący Partii Europejskich Konserwatystów i Reformatorów

Ostatnio polska dyskusja o Niemczech toczy się pod wpływem dwóch zjawisk: intensywnego przerzucania przez niemiecką policję nielegalnych imigrantów na teren Polski oraz słusznie oburzającego polską opinię publiczną tzw. upamiętnienia w Berlinie polskich ofiar wojny. W obu tych sprawach obecny polski rząd całkowicie skapitulował. Żeby jednak lepiej zrozumieć to, co dzieje się w Niemczech, warto sięgnąć do książki „Kaput” Wolfganga Münchaua. Autor celnie punktuje iluzje, na których opierała się niemiecka potęga: tania energia z Rosji, eksport do Chin, tradycyjny przemysł, dogmatyczny fiskalizm. Książka ta opisuje jednak świat, który właśnie odchodzi w przeszłość. Na naszych oczach bowiem zaczyna się coś nowego: przebudzenie przemysłowe Niemiec, a wraz z nim przebudzenie militarne. I tym razem to nie są symboliczne gesty ani zagrywki wizerunkowe, lecz systemowa zmiana, którą trzeba uważnie śledzić. 

Pozostało jeszcze 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Jak łatwo w Polsce wykreować nieistniejące problemy. Realne pozostają bez rozwiązań
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Krzyżak: Zakaz sprzedaży alkoholu na stacjach paliw ma sens
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Populizm zabija strefę Schengen
felietony
Szantażowanie Hołowni, czyli szlachta składa protesty wyborcze
analizy
Michał Kolanko: Dlaczego Szymon Hołownia nie gra w wyborczy scenariusz PO?