Budapeszt jako miejsce negocjacji Wołodymyra Zełenskiego z Władimirem Putinem? Czemu nie Mińsk albo Moskwa? – Bo stamtąd Zełenski mógłby nigdy nie wrócić – odpowie ktoś przytomny. Owszem, jest dostępna długa lista tych, którzy wybierając się na negocjacje z Rosjanami trafiali na Łubiankę i dalej, albo, jak Bolesław Bierut, wracali w zalutowanej trumnie. Dlatego Zełenski ma wszelkie podstawy, by obawiać się negocjacji na niepewnym, a nawet więcej, niebezpiecznym gruncie.
Negocjacje pokojowe nie powinny odbywać się w kraju, który otwarcie wspiera Władimira Putina
Czy Budapeszt jest bezpieczny? Wiemy, że nie. Otwarcie proputinowskie Węgry są inwigilowane przez rosyjską agenturę i choćby z tego powodu nie powinna tam stanąć noga prezydenta Ukrainy, nawet jeśli akuszerem i gwarantem takiego spotkania jest Donald Trump. Innym z argumentów jest osobista postawa szefa węgierskiego rządu Viktora Orbána, który od lat gra rolę kremlowskiego konia trojańskiego w Unii Europejskiej. Orbán jest czytelnym, konsekwentnym i złośliwym kontestatorem europejskiej solidarności z zaatakowaną przez Rosję Ukrainą.
Czytaj więcej
Viktor Orbán w rozmowie z kanałem Patrióta na YouTube stwierdził, że Rosja wygrała wojnę na Ukrai...
Premier Węgier jawnie wspiera Putina i sypie, kiedy tylko może, nie piasek, a żwir w tryby europejskiego wsparcia dla Kijowa. Taka postawa powinna być z naszej strony piętnowana, a nie nagradzana politycznym awansem, jakim byłaby rola gospodarza negocjacji. Gdyby europejskie stolice na taką lokalizację się zgodziły, potwierdziłyby tylko słuszność i znaczenie kolizyjnego z Unią, prorosyjskiego kursu administracji Orbána.
Spotkanie Wołodymyra Zełenskiego z Władimirem Putinem? Trzeba zrobić wszystko, by spalić pomysł negocjacji w Budapeszcie
I argument ostateczny, odwołujący się do nieodległej historii oraz genius loci. Czy pamiętamy czym było Memorandum Budapesztańskie? Niczym innym, tylko podpisanym w 1994 roku międzynarodowym porozumieniem o gwarancjach bezpieczeństwa dla młodego państwa ukraińskiego, które wyzbywając się strategicznie broni jądrowej zyskiwało w zamian od Rosji, Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych solidarne zapewnienie o respektowaniu jej suwerenności i integralności terytorialnej. Jak pokazała historia, Putin brutalnie złamał to memorandum dokładnie dwie dekady później, by po kolejnych ośmiu latach rozpętać najbardziej krwawy od końca drugiej wojny światowej konflikt w Europie. Czyż lokalizacja negocjacji w Budapeszcie i potencjalnego porozumienia nie byłaby obciążona symboliką tej zdrady? Dla Ukraińców byłoby to zarazem wymierzony im przez Putina policzkiem.