Jerzy Haszczyński: Czy Friedrich Merz będzie ukochanym kanclerzem Polaków?

Gdy Friedrich Merz był przywódcą opozycji, zapowiadał się dla Polski i flanki wschodniej na wymarzonego kandydata na kanclerza. W roli szefa niemieckiego rządu, liczącego się z interesami koncernów i elektoratu, nie musi jednak spełnić naszych oczekiwań.

Publikacja: 06.05.2025 04:18

Friedrich Merz

Friedrich Merz

Foto: REUTERS/Liesa Johannssen

We wtorek, 6 maja, szef chadeckiej CDU Friedrich Merz przejmuje stery w niemieckim rządzie. Wywodzi się z tej samej politycznej europejskiej rodziny co polski premier Donald Tusk. Taka partyjna bliskość zazwyczaj ułatwia współpracę.

Choć Merz ma koalicjanta, socjaldemokratyczną partię SPD, z którą w czasach poprzedniego kanclerza Olafa Scholza nie układało się Warszawie najlepiej. Partia, z której wywodzi się Scholz, mimo bardzo słabego wyniku w lutowych wyborach uzyskała zaś wyjątkowo silną pozycję w koalicji z ugrupowaniem Merza, przeforsowała sporo ze swego lewicowego programu. 

Czy przywódcza rola kanclerza Friedricha Merza w budowaniu nowej Europy bez USA jest w interesie Polski?

Merz nie jest już tym politykiem, który będąc w opozycji, krytykował długoletnią chadecką poprzedniczkę Angelę Merkel za lewicowe odchylenia, a kanclerza Scholza za niemrawe wsparcie dla zaatakowanej przez Rosję Ukrainy. Sam się odchylił w lewo, także w sprawach, których broniła Merkel – porzucił chadecką niechęć do zadłużania. A w kwestii wielkiej wojny na Wschodzie odrzuca niemrawość. 

Czytaj więcej

Jerzy Haszczyński: Pożegnanie z Olafem Scholzem w Warszawie. Może to nie był najgorszy kanclerz?

Niemcy w czasach globalnych przetasowań, wywołanych deklaracjami i czasem czynami Donalda Trumpa, mają teraz inwestować i się zbroić. Oddalać się od nieprzewidywalnego partnera z drugiej strony Atlantyku. 

Powstaje pytanie, czy przywódcza rola Merza w budowaniu Europy bez Ameryki (a może i przeciw niej) jest na pewno w interesie Polski. Na przykład, czy Polska może się w tym samym tempie co Niemcy uniezależniać od USA w sprawach bezpieczeństwa i przemysłu zbrojeniowego? Niemcy, nienarzucające już sobie ograniczeń militarnych, szybko mogą przestawić fabryki z produkcji cywilnej na armaty. A my?

Wcześniej się denerwowaliśmy, że Niemcy unikają inwestycji w armię i broń, ignorując jednocześnie rosyjski imperializm. Dzisiaj możemy się cieszyć, że poważnie traktują zagrożenia ze strony Rosji i szykują się do obrony. Ale co będzie w przyszłości? Jakie będą te uzbrojone Niemcy? Dramatyczne zmiany polityczne nie muszą się przecież skończyć na Ameryce Trumpa.

Wielkie niemieckie projekty. Będą konsultowane z partnerami?

Niemcy mają skłonność do wielkich projektów, których nie uzgadniają z innymi, realizują wbrew innym, a ci inni za nie potem słono płacą. Tak było z niemiecką współpracą gazową z Rosją, dzięki której Moskwa zyskała miliardy potrzebne do agresji na Ukrainę. Podobnie z podjętą samodzielnie przez Merkel decyzją o otwarciu granic dla mas imigrantów.

Czy teraz wielkie projekty będą omawiane z innymi? O konsultacjach w kluczowych kwestiach, także z Polską, wspomina umowa koalicyjna nowego niemieckiego rządu. Jak wypadną na przykład w sprawie odsyłania do nas niechcianych imigrantów, nie jest jasne. Problemów można się spodziewać także w kwestiach klimatycznych. Premier Tusk przestrzegał, że wprowadzany już zaraz, w 2027 roku – a tego chce Berlin – system handlu emisjami ETS2 może mieć „upiorne” skutki społeczne. 

Czytaj więcej

Umowa koalicyjna w Niemczech. Friedrich Merz jako zajączek wielkanocny

Rząd Merza chciałby też szybko zasłużyć na wdzięczność Polaków za gest w polityce historycznej – rozpoczęcie budowy w centrum Berlina pomnika pamięci polskich ofiar Trzeciej Rzeszy. Ale nie da się symbolicznym otwarciem miejsca pamięci rozwiązać kwestii zadośćuczynienia za zbrodnie oraz braku wiedzy Niemców o zbrodniach. Nawet jak nie ma już świadków – a w odniesieniu do drugiej wojny światowej są już nieliczni i sędziwi – narody w przeszłości okupowane czy kolonizowane nadal przeżywają swoje traumy i zadają niewygodne pytania. Widać to w wielu miejscach świata. 

To między innymi brak deklaracji zadośćuczynienia spowodował, że ubiegłoroczna wizyta kanclerza Scholza u premiera Tuska okazała się nieudana. 

Pamięć o przeszłych wojnach, jak mawia Radosław Sikorski, jest ważna, ale ważniejsze wspólne działanie z Niemcami w celu zapobieżenia wojnom przyszłym. To słuszna teza ogólna. Diabeł tkwi w szczegółach. 

We wtorek, 6 maja, szef chadeckiej CDU Friedrich Merz przejmuje stery w niemieckim rządzie. Wywodzi się z tej samej politycznej europejskiej rodziny co polski premier Donald Tusk. Taka partyjna bliskość zazwyczaj ułatwia współpracę.

Choć Merz ma koalicjanta, socjaldemokratyczną partię SPD, z którą w czasach poprzedniego kanclerza Olafa Scholza nie układało się Warszawie najlepiej. Partia, z której wywodzi się Scholz, mimo bardzo słabego wyniku w lutowych wyborach uzyskała zaś wyjątkowo silną pozycję w koalicji z ugrupowaniem Merza, przeforsowała sporo ze swego lewicowego programu. 

Pozostało jeszcze 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Komentarze
Joanna Ćwiek-Świdecka: Jak sztuczna inteligencja zmienia egzamin maturalny?
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Kłamstwo Karola Nawrockiego odsłania niewygodne fakty. PiS ma problem
Komentarze
Bogusław Chrabota: Alcatraz, czyli obsesja Donalda Trumpa rośnie
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Trump to sojusznik wysokiego ryzyka dla Nawrockiego
Komentarze
Estera Flieger: Po spotkaniu Karola Nawrockiego z Donaldem Trumpem politycy KO nie wytrzymali ciśnienia
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku