Na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy mieliśmy prawdziwy festiwal pretensji do Ministerstwa Obrony Narodowej i Wojska Polskiego, że za wolno wdrażane są w nim drony wojskowe. A jeżeli już jakieś drony wojskowe są kupowane, to w śladowej liczbie, podczas gdy Polska powinna szybko i w dużych ilościach kupować bezzałogowce wojskowe. W myśl tych opinii wojskowe magazyny miałyby zapełnić setki tysięcy, jeżeli nie miliony sztuk wojskowych dronów różnych klas i przeznaczenia.
Muszę przyznać, że od dawna zastanawiałem się nad logiką stojącą za tymi postulatami. Z logicznego punktu widzenia oczekiwania takie są absurdalne, z kilku dość oczywistych powodów. Na szczęście wydaje się, że polski MON zachowuje się w tym zakresie racjonalnie, nie ulegając przy okazji „społecznym” naciskom. Potwierdzeniem tego są moim zdaniem nie tylko zakupy dronów w stosunkowo krótkich seriach, ale także najnowszy dronowy program pilotażowy uruchomiony w wybranych jednostkach. O jego starcie poinformował pod koniec czerwca Sztab Generalny Wojska Polskiego, komunikując, że wicepremier i minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz podpisał decyzję w sprawie realizacji pilotażowego programu wytwarzania dronów w wybranych jednostkach wojskowych, z wykorzystaniem technologii druku 3D. Wypracowane w ramach pilotażu rozwiązania miałyby być następnie zaimplementowane w całych Siłach Zbrojnych RP. Może to jedynie mała jaskółka zwiastująca sensowny kierunek zmian w wojsku, ale dająca nadzieję, że potrafimy wyciągać wnioski z cudzych doświadczeń.
Masowe magazynowanie dronów to wielki błąd
Zanim wyjaśnię, dlaczego uważam tę decyzję za słuszną, warto przypomnieć sobie kilka fundamentalnych wniosków płynących z wojny na Ukrainie. Jak pokazuje szczegółowa analiza wykorzystania dronów FPV w konflikcie rosyjsko-ukraińskim, rzeczywistość użycia bojowego tych systemów znacznie odbiega od medialnego obrazu ich wszechmocy. Uczestnicy wojny dronowej na Ukrainie przedstawiają z reguły obraz daleki od entuzjastycznych relacji znanych z serwisów społecznościowych.
Drony używane przez obie strony wojny na Ukrainie
Okazuje się, że ledwie nieco ponad 40 proc. startów dronów FPV kończy się sukcesem – czyli dotarciem do celu, prawidłową jego identyfikacją, trafieniem i skutecznym działaniem głowicy bojowej. Gdy uwzględnimy misje, których nie podjęto z powodu złej pogody czy przeciwdziałania elektronicznego, wskaźnik ten spada do zaledwie 20–30 proc. Dodatkowo większość ataków FPV (poza atakami na „siłę żywą przeciwnika") dotyczy celów już wcześniej uszkodzonych przez artylerię czy inne środki rażenia – drony często służą do „dobijania” wraków, a nie do pierwszego uderzenia.