Wśród nich szczególnie jedna jest powtarzana jak mantra: Rosja na stałe, a co najmniej na pokolenia, ma zostać odgrodzona od Zachodu nową żelazną kurtyną. Moskwa ma być przez całe dekady omijana szerokim łukiem przez poważnych europejskich polityków. Myślenie takie jest obarczone grzechem prowincjonalizmu. I to podwójnego – zarówno prowincjonalizmu miejsca, jak i czasu.

Pierwszy ogranicza naszą perspektywę do Starego Kontynentu, a to przecież Pacyfik i starcie Chin ze Stanami Zjednoczonymi będzie główną rozgrywką partii, którą Putin rozpoczął w Ukrainie. Amerykanie – jakkolwiek brzmiałoby to dzisiaj jak herezja – nie zrezygnują tak łatwo z rosyjskiego wsparcia czy choćby neutralności w tym konflikcie. A Putin, który dopiero co podpisał z Xi Jinpingiem „deklarację współpracy”, musi sobie doskonale zdawać sprawę, że Chiny w swoim marszu po status globalnego hegemona przespacerują się wcześniej czy później po trupie rosyjskiego niedźwiedzia. Porozumienie rosyjsko-chińskie sprzed miesiąca nawet nie udaje trwałego sojuszu. Słowo „sojusz” nie pada w nim zresztą ani razu. Zbliżenie Moskwy z Pekinem nie jest bynajmniej elementem długoterminowej strategii, raczej już taktycznym manewrem. Obliczonym co najwyżej na lata, z pewnością nie na dekady.

Putin będzie czekał. Na kryzys gospodarczy i energetyczny w Europie, na znużenie zachodniej opinii publicznej ukraińską wojną, a przede wszystkim na wzrost napięcia na Pacyfiku. Stanowczość zachodniej Europy będzie topnieć tym szybciej, im bardziej Stany Zjednoczone będą musiały odwracać wzrok od naszej części świata. Zachód pamięć ma przecież doskonałą – tyle że krótką. W przymykaniu oczu na prawdziwe oblicze Rosji posiada wielowiekowe doświadczenie. A jeśli będzie trzeba, na Kremlu dokona się potiomkinowski przewrót – chłodnego czekistę zastąpi ktoś młodszy i przystojniejszy. Wschodni imperializm założy nową maskę.

Czytaj więcej

Jerzy Haszczyński: To się szybko nie skończy

Jesteśmy tu i teraz – w pierwszych dniach marca 2022 r., w Europie Środkowej. Gra dopiero się zaczyna. Będzie trwać długo i toczyć się na wielu innych boiskach. Dlatego tak ważne jest, by nie stracić czujności. Jednoznacznie potępiając agresję Putina, nie dać się uwieść deklaracjom zachodnich polityków, jakoby na stałe wyleczonych ze złudzeń co do natury i celów rosyjskiego imperializmu. Bo może nie minąć wiele czasu, aż Polska stanie z nim twarzą w twarz. A za naszymi plecami zrobi się wówczas pusto i cicho.