Najpierw fakty: anonimowy autor skierowanej do prezydenta petycji proponuje, by podnieść wiek emerytalny kobiet do 65 lat. Wcześniej na emeryturę będą mogły przechodzić te, które urodziły dzieci. Im więcej, tym wiek emerytalny będzie niższy. To rozwiązanie emerytalne ma podobno skłonić kobiety w wieku 20–40 lat do systematycznego powiększania rodziny. Wszak przecież wiadomo, że troska o świadczenia otrzymywane w jesieni życia jest tym, co najbardziej frapuje młode kobiety. I tylko młode kobiety, bo młodzi mężczyźni zajęci są z pewnością ważniejszymi sprawami.
Ale dość żartów, bo sprawa jest poważna. Jak wynika z danych GUS w pierwszym półroczu 2025 r. w Polsce na świat przyszło 115,5 tys. dzieci, co oznacza spadek w stosunku do analogicznego okresu roku poprzedniego o 10 tys. Wszystko wskazuje też na to, że jest to kolejny rok z rzędu, gdy liczba dzieci maleje. Co więcej, pojawiają się gminy takie jak np. Krynica Morska, Baligród czy Dubicze Cerkiewne, w których do końca czerwca nie urodziło się ani jedno dziecko. Według prognoz wskaźnik dzietności w Polsce w tym roku ma wynieść 1,02-1,03. Przypomnijmy, że żeby doszło do zastępowalności pokoleń, czyli żebyśmy jako naród nie wymierali, powinien on wynosić przynajmniej 2,1. Dlaczego jest to ważne? Mówiąc najprościej, bo nie będzie komu pracować na nasze emerytury ani zająć się wymagającymi opieki seniorami, którzy może będą żyli długo, ale niekoniecznie w zdrowiu. Czy nam się to podoba, czy nie, będzie trzeba dłużej pracować (co najmniej do 65 lat, a prawdopodobnie dłużej) i zapewne też zaprosić do nas migrantów.
Dzieci w Polsce na wagę złota, dzietność szoruje po dnie
Fatalne dane demograficzne zmuszają z pewnością do szukania zachęt dla młodych ludzi, by częściej zakładali rodziny i decydowali się na dzieci. Tyle, że trzeba to robić z głową, szacunkiem i w cywilizowany sposób. A pomysły z wyżej opisanej petycji w tych kategoriach się nie mieszczą (choć, podkreślmy, każdy ma prawo wyboru swojej życiowej drogi, także bez potomstwa).
Czytaj więcej
Petycje obywateli do władz, w szczególności te kontrowersyjne, są wykorzystywane do budowania zas...
Debata wokół dzietności bardzo często sprowadza się do rozmowy o tym, jak zachęcić kobiety do rodzenia dzieci. Brak potomstwa to też często „wina” kobiet, odpowiedzialnością za przyszłe pokolenia obarcza się głównie je. Nikt nie dopytuje mężczyzn, kiedy pora na dzieci, bo już czas – no, może czasem jakaś mama czy ciotka na rodzinnej stwierdzi, że „czas się ustatkować”. Powie ktoś, że mężczyznom zegar biologiczny nie tyka? W sensie zdolności rozrodu może nie, ale też trzeba mieć siłę, by zająć się dzieckiem. Kto miał/ma ruchliwego pięciolatka, wie o czym mowa.