Reklama

Bartosz Marczuk: Potrzebujemy rąk do pracy, weto może być katastrofą dla polskiego biznesu

Naszą racją stanu jest, żeby Ukraińcy w Polsce zostali i pracowali – mówi Bartosz Marczuk, były wiceminister rodziny w rządzie PiS o skutkach weta prezydenta Karola Nawrockiego.

Publikacja: 27.08.2025 18:00

Co było w zawetowanych przez prezydenta przepisach dotyczących Ukraińców?

Żeby opisać problem, musimy nieco wrócić w czasie, dokładnie do roku 2022, kiedy zaczęła się pełnowymiarowa wojna. Wtedy rząd przygotowuje w ekspresowym tempie tzw. specustawę. I ją przyjmuje, a Sejm uchwala. Generalnie wszyscy są za tym, by specustawa weszła w życie. Dawała Ukraińcom w Polsce dość wyjątkowe prawa. To znaczy prawo pełnego dostępu do rynku pracy, prawo do świadczeń, do leczenia zdrowotnego. Nie dotyczyła tylko i wyłącznie uchodźców, którzy przybywali wtedy masowo do Polski. Dotyczyła również osób, które już były tu wcześniej. Ich liczbę można szacować na mniej więcej 1,3 mln osób. I później to specjalne prawo było konsekwentnie wydłużane. 

Reklama
Reklama

Ile było tych wydłużeń?

Dwa bądź trzy. W międzyczasie jeszcze, żeby sytuację bardziej skomplikować, weszło w życie rozporządzenie unijne, które również dało uchodźcom – ale wyłącznie uchodźcom, czyli tym, którzy po wojnie przybywają na teren wszystkich krajów Unii Europejskiej – dostęp do rynku pracy, świadczeń i do leczenia zdrowotnego. Natomiast my w Polsce cały czas na podstawie specustawy tym prawem obejmujemy też tych ludzi, którzy byli tutaj przed wojną. I mamy sierpień 2025 roku. Czyli dzień obecny... 

Czytaj więcej

Bartosz Marczuk: Limity 800+ dla Ukraińców ucieszą Berlin i Moskwę

...kiedy rząd próbuje po raz kolejny przedłużyć te przepisy, a prezydent to wetuje. Przepisy obowiązują więc tylko do końca września.

Ustawa przygotowana w lecie tego roku mówiła, że przedłuża się obowiązywanie tych przepisów do 6 marca 2026 roku. I rzeczywiście dochodzi do takiej sytuacji, że prezydent Nawrocki mówi „nie”, argumentując to dwoma zagadnieniami. Pierwszym jest sugestia, żeby ludzie z Ukrainy mieli taki sam dostęp do leczenia, czyli do świadczeń z NFZ, jak Polacy. Bo, przypomnijmy, na podstawie specustawy oni są uprzywilejowani. Nie muszą mieć tytułu do ubezpieczenia; nie muszą, tak jak Polacy, mieć pracy, zakładać firmy, płacić składek. A druga kwestia jest taka, że 800+ nie powinno być wypłacane wszystkim Ukraińcom, a tylko tym, którzy w Polsce pracują. Ale, uwaga, przy okazji tego weta „wywraca” się cały system pracy Ukraińców.

To są nie tyle uboczne, ale tak naprawdę podstawowe skutki tego weta, które dotyczą sytuacji legalności pobytu i zatrudnienia.

Specustawa mówi tak: jeżeli jesteś uchodźcą czy Ukraińcem, który znalazł się w Polsce przed wojną, to masz prawo do pełnego dostępu do polskiego rynku pracy. Twój pracodawca ma obowiązek wysłania jedynie prostego zawiadomienia o fakcie zatrudnienia. Nie trzeba chodzić do urzędu i się rejestrować. To ważna zmiana, bo system w Polsce do tej pory zawsze działał tak, że było indywidualne podejście do każdej osoby, każdego cudzoziemca z osobna. Czyli jeżeli cudzoziemiec chciał mieć dostęp do polskiego rynku pracy, musiał przejść przez „ścieżkę zdrowia” w Urzędzie Wojewódzkim, uzyskać czy to zezwolenie na pracę z jednoczesnym pobytem, czy też sam pobyt, jeżeli jest już w Polsce dłużej. Każdy był indywidualnie traktowany. Specustawa zniosła ten reżim wobec Ukraińców, bo chcieliśmy pomóc. W związku z tym uznaliśmy, że bierzemy na pokład zarówno uchodźców, jak i te osoby sprzed wojny. I teraz te osoby sprzed wojny, których jest, powiedzmy, około miliona, w sytuacji, w której nie wystąpili o żaden dokument pobytowy, czyli nie starali się np. o uzyskanie zezwolenia na pracę i pobyt, to od 1 października będą w Polsce nielegalnie.

Reklama
Reklama

Foto: Paweł Krupecki

Jakie będą tego skutki? 

Rozmawiałem z ludźmi, którzy zajmują się legalizacją tego pobytu w kancelariach prawnych. Z tego miliona ok. 600 tys. to są ludzie, którzy liczą na przedłużenie i nic z tym nie robili, myśląc, że polskie władze zachowają się poważnie i znowu przedłużą ten okres. Taka była obietnica. Około 400 tys. to są tacy ludzie, którzy w międzyczasie uzyskali to zezwolenie na pobyt, ale od 1 października z kolei stracą prawo do pracy, co oznacza, że ich pracodawcy będą musieli ubiegać się masowo – a dotyczy to, powtórzę, kilkuset tysięcy ludzi – o to, żeby takie prawo do pracy dla tych osób uzyskać. Czyli mamy gigantyczny problem. 

Czy polskie urzędy mogą zdążyć w ciągu tego miesiąca zalegalizować tych ludzi i dać im prawo do pracy?

Nie, urzędy wojewódzkie znane są z tego, że trzeba tam czekać na decyzje miesiącami, jeśli nie latami.  

Ilu ludzi może mieć szansę zalegalizowania się? Jak to wynika z doświadczeń, które mamy?

Myślę, że gdyby to było kilkanaście tysięcy, to jest wszystko. W związku z tym, żeby też nie popaść w jakąś kompletną tragedię, sytuacja jest w tej chwili na dzisiaj taka: prezydent, wetując ustawę, równolegle przedstawił swój własny projekt. Uzasadnienie do tej ustawy ma 27 stron. Prezydent mówi tak: ja chcę wydłużenia okresu do 6 marca, nie mam z tym problemu. Zdaję sobie sprawę z konsekwencji i powagi tej sytuacji, ale równolegle domagam się dwóch rzeczy. Oprócz kwestii przyznawania obywatelstwa chcę penalizacji symboli banderowskich. 

W przypadku przyznawania obywatelstwa chodzi o zmianę z trzech lat na dziesięć? 

Nie do końca. W Polsce najpierw trzeba być pięć lat, by dostać pobyt, a po trzech latach pobytu dopiero można ubiegać się o obywatelstwo. W związku z tym, jak się to zsumuje, to w Polsce realnie możliwość ubiegania się o obywatelstwo jest po ośmiu latach. Za wyjątkiem ludzi, którzy są z karty Polaka, ale ich uznajemy za Polaków. I ci mogą się ubiegać o obywatelstwo po roku.  

Reklama
Reklama

Czyli nie jest to rewolucja, tak naprawdę procedura wydłużyłaby się z ośmiu na dziesięć lat, nie jest to duża zmiana. Ale czy byłby konsensus polityczny w Polsce, w Sejmie, by uchwalić tę ustawę prezydencką wraz z przepisami w sprawie zrównania symboli banderowskich z nazistowskimi i komunistycznymi?  

Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Sytuacja jest trudna. Z jednej strony, prezydent powiedział twardo: OK, zgłaszam do Sejmu projekt ustawy, wydłużamy ten okres do marca, czyli tym samym zmniejszamy czy też likwidujemy ten gigantyczny problem. Z drugiej, to jest problem przede wszystkim dla polskich pracodawców. To nie jest problem nawet dla Ukraińców. Oni być może mogą wyjechać z Polski z naszą szkodą, pracować na czarno.

Nie zalecamy pracy na czarno.

Absolutnie nie, ale jakoś ludzie będą musieli sobie z tym poradzić. A to problem numer jeden dla tysięcy polskich pracodawców. Politycznie rzecz biorąc, rząd będzie miał problem, żeby uchwalić przepisy prezydenckie. Dlatego, że wtedy ktoś może zapytać, kto w Polsce rządzi. Czy rząd, czy „nadpremier”, jak niektórzy komentatorzy wyrażają się o osobie prezydenta. W związku z tym trzeba mieć nadzieję, że zwycięży racjonalność. To znaczy, że przynajmniej ten przepis przedłużający te kwestie związane z legalnością pobytu i zatrudnienia do końca września znajdzie się w Dzienniku Ustaw. 

Czytaj więcej

Wielkie poszukiwania pieniędzy do zasypania wielkiej dziury w budżecie

Czy można wyjąć jeden przepis z projektu ustawy, którą przedstawia prezydent? 

Rząd może złożyć własny projekt ustawy, w którym umieści ten przepis. Wystarczy uznać, że to przepis krytyczny. Powiedzieć: załatwmy szybko do końca września tę sprawę, a później będziemy rozmawiać o kwestiach bardziej horyzontalnych, czyli kwestii dostępu do ochrony zdrowia, kwestii tego, ile mamy jeszcze razy przedłużać ten okres, czy kwestii 800+ dla pracujących. 

Czyli w duchu kohabitacji byłoby to możliwe, ale musiała być również zgoda prezydenta na to, że on takiej ustawy nie zawetuje. 

Nie wyobrażam sobie, żeby przy tej powadze sytuacji politycy nie stanęli na wysokości zadania. Uważam, że w tę sprawę powinien się również włączyć biznes, bo przyznam szczerze, że w mediach nie widzę dziś głosu polskiego biznesu. A warto by było, żeby ktoś powiedział: Szanowni państwo, wy możecie oczywiście uprawiać politykę, ścigać się na ambicje, ale dla nas najważniejsze jest w tej chwili to, żebyśmy mieli zagwarantowaną możliwość wykonywania naszej aktywności. Bo, przypomnijmy, tu nie chodzi o jakąś garstkę ludzi, ale w niektórych firmach to znacząca część pracowników. 

No właśnie, jakie to są branże? 

Oni pracują głównie w pracach prostych, czyli, umówmy się, nie zabierają pracy Polakom. To budownictwo, rolnictwo, gastronomia, hotele, usługi, przemysł, transport. Uwaga, to nawet 20-25 proc. kierowców w tej chwili. My się szczycimy tym, że jesteśmy potęgą transportową, ale zbudowaliśmy tę potęgę m.in. na cudzoziemskich kierowcach. Musimy zrozumieć, że polskiemu przedsiębiorcy, który zatrudnia 50 czy 100 osób, ma zlecenia, ma zobowiązania, ma usługę, którą już zaoferował, zakontraktował, może teraz nagle zniknąć 20 proc. czy 25 proc. załogi. No, to jest czysta katastrofa. To samo w zakładach produkcyjnych czy na budowach. Chcemy, żeby te budowy się posuwały do przodu? To naprawdę jest poważna sprawa. 

Reklama
Reklama

Czy prezydent i jego eksperci zdawali sobie sprawę z wagi tego problemu, ogłaszając weto w związku z kwestią świadczenia 800+ dla pracujących Ukraińców? 

Myślę, że o to lepiej zapytać któregoś z urzędników Kancelarii Prezydenta. Natomiast z perspektywy logiki sporu politycznego i tego, na ile ważne jest to weto, to ta strategia może rzeczywiście polegać na tym, że prezydent ma teraz mocny lewar, żeby rozmawiać o rzeczach, na których mu zależy. 

Czytaj więcej

Marek Magierowski: decyzja Karola Nawrockiego będzie miała długofalowe konsekwencje

Czy należy się bać eskalacji? Zawsze zakładam optymistycznie prymat pragmatyzmu, poruszanie się w obrębie racji stanu, logiki, ale tu mamy zagrożenie naprawdę realnego interesu polskiego rynku pracy. I zarazem produkcji, eksportu, podatków. Czy wygra polityka, czy dojdzie jednak do tego pierwszego przypadku kohabitacji pomiędzy rządem i prezydentem? Jest na to szansa, żeby pokazać, że w ważnych sprawach dla państwa jesteśmy w stanie współpracować?

Zakładam, że w tej sprawie dojdzie do konsensusu. Inaczej naprawdę straciłbym wiarę w wiele rzeczy, bo to nie jest tylko igranie z ogniem. To już jest sytuacja zero-jedynkowa. Natomiast co do eskalacji, boję się czegoś innego. Widzę i obserwuję, jak narastają dość emocjonalne antyukraińskie nastroje, niepoparte żadnymi badaniami ani danymi, ani nawet tym, jakie mamy doświadczenie. 

Czy to może być element wojny hybrydowej prowadzonej przez Rosję? 

Tego nie wiem. Na pewno oni to wzmacniają, bo na tym im zależy. Natomiast ja bym miał jednak naprawdę gorącą prośbę do mediów i również do polityków – żeby się zastanowić, w którą stronę to zmierza. Ponieważ naszą racją stanu jest to, żeby Ukraina w tej wojnie się utrzymała. Naszą racją stanu jest również to, żeby ci imigranci w Polsce co do zasady pracowali i zostali. Bo oni po prostu przynoszą nam naprawdę niezwykłe owoce w znaczeniu ekonomicznym.  

W 2023 roku to było 16 mld zł przychodu państwa z podatków, składek ZUS i wpłat na Narodowy Fundusz Zdrowia. 

Bank Gospodarstwa Krajowego mówi, że każda złotówka, którą wydajemy w postaci 800+, to jest 6 zł dodatkowo przychodów. 800+ kosztuje nas 62 mld zł rocznie. Około 2 mld zł wydajemy na dzieci z Ukrainy. Często to jest też tak, że mama, której mąż walczy na froncie, ma tutaj trójkę dzieci. Czy nie należy jej pomagać? Zostawiam to do rozwagi, a dane BGK są jednoznaczne. Bilans obecności tu tych ludzi jest pozytywny, nie należy ich tracić. Wszystkie statystyki pokazują, że są bardzo aktywni zawodowo, dopłacają do naszego budżetu, sektora finansów publicznych. Ja szacuję to na kwotę 20-25 mld zł rocznie. Kosztują nas około 5 miliardów, czyli to jest 800+ i kwestia edukacji dzieci. Dokładają do naszego wzrostu gospodarczego 18 proc – to raport Deloitte. Dzięki temu rozwijamy się szybciej. I jest potężna podaż pracy. To jest mniej więcej 6-8 proc. ludzi pracujących w Polsce.

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Burza po wypowiedzi ukraińskiego dziennikarza o Karolu Nawrockim. Witalij Mazurenko stracił pracę

Oczywiście szanuję te nastroje i te emocje, które kłębią się wokół ich obecności. I uważam, że Karol Nawrocki, wychodząc może trochę zbyt ekstremalnie do przodu w tej sprawie, zwraca uwagę na ważne rzeczy. To znaczy, że jesteśmy już w czwartym roku wojny i trzeba brać pod uwagę, że Polakom niekoniecznie się podoba, że oni np. mają mieć lepszy dostęp do ochrony zdrowia, bo nie muszą płacić składki. I tymi nastrojami trzeba umieć gospodarować, bo wahadło może się wychylić tak daleko, że później będzie już hasło: „Polska dla Polaków”. W związku z tym warto na ten temat rozmawiać i te napięcia trzeba rozbroić. Natomiast ja dlatego mówię o tym ekstremizmie, żeby nie przechylić się za bardzo w żadną ze stron. Czyli żeby politycy też w którymś momencie się opanowali, cofnęli i pomyśleli, co jest polską racją stanu i czy rozgrzewanie emocji, licytowanie się, kto jest bardziej antyukraiński, na koniec dnia nie skończy się tym, że po prostu te emocje wybuchną.

Ostatnie pytanie, czy jeśli do 1 października okres, o którym mówimy, nie zostanie wydłużony, może dojść do tego, że jakaś część tych ludzi wyjedzie z Polski? Wróci na Ukrainę albo np. wybierze Niemcy, gdzie przepisy są bardziej przyjazne? 

Zakładam, że już w tej chwili oni to rozważają, bo oczywiście śledzą naszą politykę. Jeżeli rzeczywiście by do czegoś takiego doszło, do tak potężnego tąpnięcia i kryzysu, to oczywiście możemy sobie wyobrazić, że część tych ludzi wyjedzie. Pamiętajmy o tym, że Kanada przyjmuje pracowników z otwartymi ramionami, Niemcy również. Różne kraje borykają się z problemami na rynku pracy, choćby w związku z demografią. Wszystkie one z pocałowaniem ręki przyjmą tych ludzi do siebie.

Rozmówca

Bartosz Marczuk

Ekspert Instytutu Sobieskiego, wcześniej m.in. wiceminister rodziny odpowiedzialny za wdrożenie programu 500+ oraz wiceprezes PFR, gdzie wdrażał PPK i Tarcze Finansowe MSP dla firm

Co było w zawetowanych przez prezydenta przepisach dotyczących Ukraińców?

Żeby opisać problem, musimy nieco wrócić w czasie, dokładnie do roku 2022, kiedy zaczęła się pełnowymiarowa wojna. Wtedy rząd przygotowuje w ekspresowym tempie tzw. specustawę. I ją przyjmuje, a Sejm uchwala. Generalnie wszyscy są za tym, by specustawa weszła w życie. Dawała Ukraińcom w Polsce dość wyjątkowe prawa. To znaczy prawo pełnego dostępu do rynku pracy, prawo do świadczeń, do leczenia zdrowotnego. Nie dotyczyła tylko i wyłącznie uchodźców, którzy przybywali wtedy masowo do Polski. Dotyczyła również osób, które już były tu wcześniej. Ich liczbę można szacować na mniej więcej 1,3 mln osób. I później to specjalne prawo było konsekwentnie wydłużane. 

Pozostało jeszcze 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Polityka
II nabór KPO w kulturze: 3841 wniosków z wynikiem „0 punktów”. W sieci wrze
Polityka
Marek Magierowski: decyzja Karola Nawrockiego będzie miała długofalowe konsekwencje
Polityka
Pierwsza Rada Gabinetowa w kadencji Karola Nawrockiego. Od razu zwrócił się do Donalda Tuska
Materiał Promocyjny
Bieszczady to region, który wciąż zachowuje aurę dzikości i tajemniczości
Polityka
Muzeum Getta Warszawskiego zwalnia wybitnego historyka. Obawia się porównań do Gazy?
Materiał Promocyjny
Jak sfinansować rozwój w branży rolno-spożywczej?
Reklama
Reklama