Potrzebna promocja kobiet i budowa żłobków

Mężczyźni w polityce mogą popełniać błędy nieomal bez konsekwencji. Kobiety nie mogą liczyć na taką taryfę ulgową – piszą posłanka PO oraz szef Instytutu Obywatelskiego

Publikacja: 25.01.2011 18:23

Agnieszka Kozłowska-Rajewicz

Agnieszka Kozłowska-Rajewicz

Foto: Fotorzepa, Bartek Jankowski Bartek Jankowski

Szklany sufit blokujący kobietom awans i dostęp do najwyższych stanowisk zaczyna pękać. Czy oznacza to, że w Polsce rozpoczęła się miękka modernizacja? Czy przyjętą niedawno przez Sejm ustawę kwotową gwarantującą kobietom minimum 35 proc. miejsc na listach wyborczych można uznać za początek zmian? Niewątpliwie to pierwszy tak ważny gest państwa wobec kobiet, które od dawna postulują konieczność zmian prawnych ułatwiających łączenie życia rodzinnego z pracą zawodową.

[srodtytul]Rewolucja kwotowo-żłobkowa[/srodtytul]

Państwo unikało do tej pory forsowania mechanizmów „pozytywnej dyskryminacji”, poprzestając na niekontrowersyjnych zmianach prawa rodzinnego. Wzmocniono kompetencje rzecznika praw dziecka, wprowadzono ustawę zakazującą bicia dzieci i chroniącą ofiary przemocy domowej przed sprawcą. Dziś to sprawca, a nie ofiara przemocy musi opuścić dom.

Poszerzono przepisy chroniące przed przemocą w sieci. Przedłużono urlopy macierzyńskie, lepiej zabezpieczono też prawa pracownicze kobiet, które urodziły dziecko. Mamy w końcu urlopy ojcowskie, tzw. tacierzyńskie, promujące prawne mechanizmy działań na rzecz partnerskiej rodziny. I wszystko to stało się bez większego zainteresowania mediów.

Jednak brakowało ze strony rządu mocnego gestu, który przekonałby – szczególnie Polki – że proces wyrównywania szans kobiet i mężczyzn leży mu na sercu. Że państwo pamięta nie tylko o rodzinie w kryzysie, biednej, często z problemami zdrowotnymi, ale także o tej zwyczajnej, w której oboje rodzice poprzez ciężką pracę starają się łączyć rozwój zawodowy z troską o najbliższych.

Państwo dostrzegło, że w tym codziennym zmaganiu o materialne i duchowe przetrwanie rodziny kobiety są na gorszej pozycji niż mężczyźni: więcej pracują, mniej zarabiają. Obarczane są też odpowiedzialnością za dom w stopniu znacznie większym niż ich partnerzy.

Nie dziwi, że kobiety częściej niż mężczyźni domagały się nowych rozwiązań prawnych: lepszego dostępu do żłobków i przedszkoli, szerszej i bardziej elastycznej oferty opieki instytucjonalnej nad starszymi członkami rodziny, przepisów ułatwiających jasny awans i godzenie pracy zawodowej z życiem rodzinnym. Dziś te postulaty zaczynają się materializować w postaci kolejnych ustaw. A dwie z nich należy uznać za rewolucyjne: ustawę o kwotach na listach wyborczych i ustawę żłobkową.

[srodtytul]Lewica jak prawica[/srodtytul]

Jednak przez lata sądzono, że ustawa zachęcająca do aktywnej pracy politycznej to pomysł, który w katolicko-patriarchalnej kulturze ma nikłe szanse powodzenia. Propozycję zbywano także u nas, ponieważ – jeśli chodzi o rozwiązania kwotowe – to u nas nawet lewica jest prawicowa.

SLD niewiele w tej sprawie zrobił, choć mógł wszystko, gdy miał pełną władzę. No, może poza zapisaniem w swoim partyjnym statucie 30 proc. kwoty dla kobiet na listach wyborczych, czym co jakiś czas się chwalił. Ten zapis był jednak całkowicie martwy. Ba, nierespektowanie go przez polityków Sojuszu podnoszono teraz jako argument na rzecz ustawowej regulacji kwot (sic!).

[wyimek]Więcej kobiet w gremiach kierowniczych i państwowych pozytywnie wpływa na gospodarkę, czyni ją bardziej stabilną, bardziej zrównoważoną i sprawiedliwą społecznie[/wyimek]

Polska nadal źle wypada w międzynarodowych rankingach badających egalitaryzm płci. Choć już wiemy, że to politycznie niepoprawne, myślimy i działamy według logiki patriarchalnej: „faceci rządzą, kobiety służą”. Taka mentalność, barwy partyjne bez znaczenia. Dlatego, gdyby przeprowadzić badania egalitaryzmu wśród posłów Lewicy, gdzie równość ponoć wysysa się z mlekiem matki, niewielu przy stwierdzeniu: „Mężczyźni są lepszymi przywódcami niż kobiety” zaznaczyłoby: „Nie zgadzam się”.

[srodtytul]Miał chłopak pecha[/srodtytul]

Liderki Kongresu Kobiet słusznie twierdzą, że ustawa kwotowa jest najważniejszą zmianą w zakresie praw kobiet od czasu otrzymania przez nie praw wyborczych. Ale wielu posłów wciąż uważa, że skoro kobiet w polityce, a szczególnie na szczytach władzy, jest mało, to widocznie dlatego, że polityki nie lubią, a władzy nie chcą. Gdyby było inaczej, to – głosi obowiązkowa u nas mantra – i tak „są sprawy ważniejsze niż parytety – gospodarka, polityka zdrowotna, bezpieczeństwo kraju”.

Tak utrwala się stereotyp tradycyjnego podziału ról. Dzielni mężczyźni pomnażają majątek, chadzają na wojny, troszcząc się o bezpieczeństwo dzieci i niewiast, które pilnują wtedy domowego ogniska, dziergając szydełkiem serwetki. Poważne sprawy wymagają poważnych specjalistów.

Jeśli już kobiety tak chcą rządzić, to niech się zapiszą do partii, działają w strukturach, knują po kątach w pokojach – kto im broni? Jak działaczka okaże się rzutka, wierchuszka partyjna weźmie ją pod rozwagę przy rozdzielaniu stanowisk. Przestańmy mówić już o płci. Przecież chcemy, by decydowały kompetencje, nie płeć. Czyż nie?

Tyle że „szklany sufit” utrudnia kobietom znalezienie się w miejscu, gdzie są widoczne dla rządowych i partyjnych decydentów. Kiedy już partia postawi na mniej znane twarze kobiece, długo muszą udowadniać, by przytoczyć casus Barbary Kudryckiej, że znają się na powierzonych im dziedzinach – i na polityce. Potrzebujemy więc prawnych regulacji, by wyjść z błędnego koła: kluczowych stanowisk nie proponuje się kobietom, gdyż nie są dość znane, a nie są dość znane, bo nie zajmują eksponowanych stanowisk.

Jeśli znajdzie się już kobieta, która obejmuje stanowisko, a nie daj Boże potknie się jej noga, komentarz jest jasny: „Tak się kończy wciskanie na siłę kobiet do polityki”. Gdy jednak błędy popełniają mężczyźni, winnych szuka się poza nimi. Ot, miał chłopak pecha, trzeba mu pomóc. Mężczyźni w polityce mogą popełniać błędy nieomal bez konsekwencji. Kobiety nie mogą liczyć na taką taryfę ulgową.

[srodtytul]Głosowanie „z wiatrem”[/srodtytul]

Liczne badania pokazują, iż bez kwot na listach wyborczych lub gwarantowanych miejsc w radach nadzorczych państwowych spółek za kilkadziesiąt lat (prawdopodobnie pod koniec XXI w.) i tak doszłoby do wyrównania obecności obu płci w życiu publicznym

i sprawowaniu władzy. Ale większość państw o wysokim standardzie życia i rozwoju cywilizacyjnego nie zamierza czekać na ten „naturalny” i długotrwały proces.

Dlatego, że – i tu znów badania nie pozostawiają złudzeń – więcej kobiet w gremiach kierowniczych i państwowych pozytywnie wpływa na gospodarkę, czyni ją bardziej stabilną, bardziej zrównoważoną i sprawiedliwą społecznie. Dlatego rządy wielu państw wspomagają społeczne procesy modernizacyjne, gdyż przynoszą one korzyść całemu społeczeństwu. Pod każdym względem – ekonomicznym, społecznym i kulturowym.

Dzięki ustawie kwotowej dołączyliśmy do krajów, które dostrzegają korzyści płynące z polityki równościowej. To historyczna decyzja polskiego parlamentu, która nałożyła się na dziejowe przemiany społeczne. Parlament zagłosował, by tak rzec, „z wiatrem”.

[srodtytul]Walczcie, dziewczyny![/srodtytul]

Ale do historii przejdą także posłowie i senatorowie wszystkich opcji, którzy skompromitowali się w czasie dyskusji o tej ustawie. Przykładem zdradzającym mentalność tych polityków jest argumentacja wyłuszczona przez posła Eugeniusza Kłopotka, pupila topowych programów publicystycznych. Podczas dyskusji dowodził, wcielając się w rolę wujka dobra rada: „Walczycie o kwoty, dziewczyny, ale to nic nie da. Skoro jednak bardzo chcecie, to zagłosujemy za. Dla świętej zgody”.

Poseł Kłopotek nie rozumie, że nie idzie o to, aby on łaskawie „dawał” fory kobietom. Kobiety nie potrzebują jego łaski, gdyż jeśli nie dziś, to jutro i tak wezmą same to, co im się słusznie należy. Idzie o to, by poseł poprzez swoją decyzję poprawił jakość państwa – poprzez wzmocnienie równości i sprawiedliwości. Równość jest wartością, która winna być droga wszystkim obywatelom, niezależnie od płci i preferencji politycznych.

I jeszcze mały szczegół: podczas kluczowych głosowań zarówno w Sejmie, jak i w Senacie w Klubie PO wprowadzono dyscyplinę. Obowiązuje ona tylko w czasie ustaw ważnych dla państwa. Dyscyplina w czasie głosowania była jednym z najważniejszych wydarzeń politycznych podczas pracy nad tą ustawą, gdyż nie tylko ujawniła rzeczywiste poglądy władz partii rządzącej w kwestiach kobiecych, ale i determinację w ich urzeczywistnieniu.

[srodtytul]Żłobki ważne jak Orliki[/srodtytul]

Ale ustawa kwotowa to niejedyny projekt wpisujący się w strategię Platformy, którą można określić mianem miękkiej modernizacji.

W cieniu ideologicznych dyskusji nad parytetami toczyły się przecież sejmowe prace nad ustawą żłobkową, a także nad przeznaczeniem sporej kwoty pieniędzy zaoszczędzonych na obcięciu subwencji dla partii politycznych.

Tuż przed głosowaniem ustawy zapadła decyzja: pieniądze z subwencji pójdą nie na drogi powiatowe, jak wstępnie postulowano, ale na żłobki. Ile? 40 mln. Ta kwota razem z wcześniej zabezpieczonymi 11 mln pozwoli uruchomić rządowy program żłobkowy, który zapewni wsparcie samorządom na podobnej zasadzie, jak to miało miejsce w szlagierowym programie Orliki.

Media, zajęte kwiatami dla ministra Cezarego Grabarczyka, nie zauważyły prawie tej decyzji. Tymczasem doszło do rewolucji w myśleniu: do złamania przekonania, że gospodarka i modernizacja to drogi i mosty, a nie żłobki czy przedszkola. Teraz żłobki są tak samo ważne jak ronda. To nowa era w polityce, która dotąd nie podawała w wątpliwość ustalonej hierarchii gospodarczej: najpierw drogi, kanalizacja, chodniki. Żłobki na końcu – jeśli zostaną pieniądze.

Cywilizacyjny projekt budowy Orlików oparty jest na filozofii, że szczęśliwe dzieciństwo czy masowy sport zwiększa szanse rozwojowe obywateli, a to z kolei pozytywnie nastraja gospodarkę. Przekazanie 40 mln na program żłobkowy wpisuje się w analogiczną filozofię. Nie chodzi o to, by „państwo dało, bo się należy”. Idzie o to, że państwo świadomie tworzy dziś warunki każdej Polce i każdemu Polakowi dla ich całościowego rozwoju. Mocniej: celem państwa jest tworzyć dogodne warunki dla rozwoju każdego obywatela. Budowa żłobków wpisuje się w tę logikę.

[srodtytul]Zaufanie tańsze niż podejrzliwość[/srodtytul]

Jest to w końcu zerwanie z fałszywą świadomością, że edukacja, opieka nad dzieckiem czy wychowanie ma nikły związek z gospodarką. Jest dokładnie odwrotnie: edukacja i nauka napędzają gospodarkę, a instytucjonalne wsparcie rodziny daje nadzieję na wyjście z demograficznej zapaści, która jest największym zagrożeniem dla finansów publicznych. Nikt też nie zaopiekuje się drugim człowiekiem – czy to dzieckiem, czy starcem – równie dobrze i tanio jak rodzina. I nic tak nie ułatwia prowadzenia biznesu jak wzajemne zaufanie, które jest tańsze niż podejrzliwość.

Nową dekadę rozpoczynamy z przekonaniem, że to obywatel jest drogą państwa, a nie państwo drogą obywatela. Że wzrost jakości życia naszych rodzin musi być jednym z głównych wskaźników mierzących jakość rozwój kraju. I że kładąc nacisk na twardą modernizację, czyli budowę dróg czy oczyszczalni ścieków, nie możemy zapominać o wspomaganiu miękkiej modernizacji, czyli promocji kobiet czy budowie żłobków, gdyż one także stanowią koło zamachowe gospodarki.

[i]Agnieszka Kozłowska-Rajewicz jest posłanką Platformy Obywatelskiej. Jarosław Makowski jest filozofem i publicystą, szefem związanego z PO Instytutu Obywatelskiego.[/i]

Szklany sufit blokujący kobietom awans i dostęp do najwyższych stanowisk zaczyna pękać. Czy oznacza to, że w Polsce rozpoczęła się miękka modernizacja? Czy przyjętą niedawno przez Sejm ustawę kwotową gwarantującą kobietom minimum 35 proc. miejsc na listach wyborczych można uznać za początek zmian? Niewątpliwie to pierwszy tak ważny gest państwa wobec kobiet, które od dawna postulują konieczność zmian prawnych ułatwiających łączenie życia rodzinnego z pracą zawodową.

Pozostało 96% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?