Po niedzielnym wystąpieniu Jarosława Kaczyńskiego

Realizacja pomysłów Kaczyńskiego byłaby możliwa wyłącznie w przypadku powrotu nadzwyczajnej koniunktury w gospodarce - pisze publicysta „Rzeczpospolitej”

Publikacja: 03.09.2012 20:12

Piotr Gursztyn

Piotr Gursztyn

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Zaskakująco mało drwin wywołało niedzielne wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego. To znak, że kryzys kończy erę radosnego marketingu w polityce.


Z pewnością nie jest tak dobrze, że naszą stabloidyzowaną politykę zastąpi teraz merytoryczna dyskusja o szukaniu rozwiązań. Zamiast zarządzania opinią publiczną za pomocą drwin i ośmieszania, będzie zarządzanie za pomocą lęków przed kryzysem i utratą tej reszty materii, której nie zdążyła pożreć nam gospodarcza dekoniunktura. Ta druga metoda wymaga jednak powagi i choćby pozornego odnoszenia się do realiów.

Polityczny rytuał

W czasach lepszej sytuacji gospodarczej i powszechniejszego optymizmu propozycje programowe Kaczyńskiego zostałyby wyśmiane według prostej zasady, że są głupie, bo głupi jest „Kaczor”. Był, jest i będzie głupi. Negatywna emocja wystarczała wtedy za całą argumentację.

Dzisiaj nastroje są coraz bardziej pesymistyczne, zatem nie zadziała tego typu perswazja wobec opinii publicznej. Skądinąd zaznają tego Janusz Palikot i jego Ruch, coraz mniej potrzebny dla przestraszonych kryzysem wyborców, choć w dobrych czasach łatwo łączyło się politykę z happeningiem. Do propozycji Kaczyńskiego przedstawionych jako program na czas recesji jego konkurenci muszą odnieść się poważnie. I jeśli w kryzysie są jakieś pozytywne elementy, to jest nimi powrót powagi do debaty politycznej.

Oczywiście, słyszymy oficjalne komentarze, że prezes PiS przedstawił „koncert życzeń” albo „nierealne obietnice” lub proponuje rozwiązania „socjaldemokratyczne sprzed 30 lat”. To polityczny rytuał nakazujący siłom politycznym dezawuowanie działań konkurencji. To samo będzie, gdy swoje tzw. drugie exposé przedstawi Donald Tusk. Wówczas również usłyszymy te frazy, choć z innych ust.

Oddzielmy retorykę od pragmatyki działań polityków. Jarosław Kaczyński obiecuje ludziom, że im dużo da, a krytycy biadają, że to grozi zrujnowaniem budżetu. Fakty jednak są takie, że każda opozycja w Polsce obiecywała sporo, jednak po dojściu do władzy sprawowała rządy bardzo ostrożne, by nie rzec zachowawcze. Błędy wynikały z zaniechań, strachu przed wyborcami, a nie brawury i śmiałych reform.

Donald Tusk krytykuje propozycje PiS jako nadmiernie etatystyczne i sprowadzające państwo do roli omnipotentnej (to on jest autorem słów o socjaldemokratach sprzed 30 lat). Sam jednak w czasie swoich rządów wprowadził wiele regulacji, które są krytykowane nawet jako zagrożenie wolności obywatelskich. Ironią losu jest to, że rządy PO realizowały idee liberalne tak samo jak rząd Kaczyńskiego czy Leszka Millera.

Zresztą Tusk powinien być ostrożny w szafowaniu epitetami o socjaldemokracji, bo jego partia sama wolała zapisać się do międzynarodówki chadeckiej, a nie liberalnej. Zaś zachodnia chadecja proponowała nieraz tak etatystyczne rozwiązania, że Kaczyński ze swoimi pomysłami nadal pozostaje liberałem.

Koncert życzeń

Niezależnie od rytualnych pyskówek recepcja programu PiS nie była totalnym odrzuceniem. Duże wrażenie robi w niej wstępna diagnoza. Oczywiście każdy z łatwością potrafi wyliczyć nasze kłopoty i bolączki, i samo z siebie nie jest to osiągnięciem.

Atutem, który może posłużyć Kaczyńskiemu, jest konstatacja, że wycofanie się państwa z wielu obszarów życia nie pomogło, a zaszkodziło obywatelom. Bo pustkę nie wypełniła oddolna aktywność radujących się wolnością obywateli, ale samowola grup nacisku, korporacji zawodowych i potężnych podmiotów gospodarczych.

Przy czym państwo - tam gdzie zostało - nadal bywa opresyjne wobec obywateli (vide: urzędy skarbowe pobłażliwe dla Amber Gold, ale bezwzględne wobec całej reszty).

Kaczyński proponuje nam wiele rzeczy, które rzeczywiście kwalifikują się pod określenie koncert życzeń. Wyliczył wiele ulg, szczególnie pronatalistycznych. Obiecał odpisy dla inwestujących przedsiębiorstw. Zakwestionował wiek emerytalny. Wiadomo, że konsekwentne wykonanie tych postulatów jest możliwe wyłącznie w przypadku powrotu nadzwyczajnej koniunktury w gospodarce.

Tak więc wygląda na to, że są to obietnice „dobrego wujka”, który jednak nie będzie dobry, jeśli niemożliwe będzie zbilansowanie budżetu państwa. Zresztą zapowiedź w sprawie wieku emerytalnego też brzmiała inaczej niż bojowa retoryka PiS sprzed kilku miesięcy. Nie była to już obietnica całkowitego zniesienia tego, co uchwalono niedawno w Sejmie, ale tylko korekty.

Poważniejszą zapowiedzią jest nowe opodatkowanie banków i sklepów wielkopowierzchniowych. Politycy PiS twierdzą od dawna, że są to podmioty uprzywilejowane i że tam można znaleźć dodatkowe pieniądze dla budżetu. Pytanie jednak brzmi, czy i jak to obliczyli. Kolejne pytanie dotyczy skutków. Banki nie są dziś skłonne udzielać kredytów. Czy nowy podatek nie zamknąłby drogi do uzyskania pożyczki na własne mieszkanie czy rozwój firmy?

Ze strony PiS nie słychać przekonującego zapewnienia, że nie ma tego ryzyka. Tego zagrożenia nie ma za to w przypadku sklepów wielkopowierzchniowych. Jeśli jest tak, że są tam nieopodatkowane pieniądze, to jest skandalicznym zaniedbaniem to, że fiskus traktuje je inaczej niż resztę przedsiębiorców.

W połowie drogi

Ciekawie brzmi hasło walki z bezrobociem na obszarach poza metropoliami. Można dyskutować, czy Kaczyński przedstawił dobrą receptę. Ale należy docenić sam fakt wyeksponowania problemu. Wcześniej czy później wszystkie siły polityczne będą musiały zabrać głos w sprawie postępującego rozwarstwienia między prowincją a kilkoma metropoliami.

Ponieważ w Polsce zbyt często lekceważymy pojęcia podstawowe, warto przypomnieć, że w konstytucji zapisano zasadę zrównoważonego rozwoju. I to wysoko, bo już w piątym artykule. Do tego dochodzi postulat likwidacji obecnego systemu szkoleń zawodowych. Fakt, że często są bezsensowne, widzą wszyscy. Całkowita ich likwidacja też nie ma sensu, jest więc pytanie o złoty środek.

PiS postuluje likwidację NFZ. A Ministerstwo Zdrowia zaczęło prace nad decentralizacją Funduszu i podzieleniem go na kilkanaście regionalnych struktur. Może więc warto postawić pytanie, czy oba stanowiska mogą zejść się w połowie drogi. Defektem polskiej demokracji jest brak współpracy między rządzącymi i opozycją. Tę strategiczną reformę lepiej robić wspólnie. Doświadczenie pokazuje, że reformy służby zdrowia są później „odkręcane” przez następne ekipy, które wcześniej były na ostrej kontrze wobec zmian.

Pochwalić należy Kaczyńskiego za pomysł ograniczenia podręcznikowej wolnoamerykanki w szkołach. Za to jak odnieść się do pomysłu likwidacji gimnazjów? Te z roku na rok mają coraz mniej obrońców. Odpowiedź ze strony PO, ustami Rafała Grupińskiego, była taka, że nie, bo sam proces likwidacji będzie za drogi. Zatem nie padł argument: nie, bo gimnazja są dobre.

Rzecz jednak w tym, że reforma gimnazjalna nie została zrealizowana. Nie stały się wstępem do liceum, tylko zwieńczeniem podstawówki. Na dodatek zaszkodziły edukacji licealnej. Pomysł PiS to nie krok do przodu, ale do stanu sprzed reformy. Nie wiemy, czy zagwarantuje powrót do czasów, gdy nauczanie było solidniejsze, czy doda nowe patologie do obecnych. To pole do bardzo szerokiej dyskusji - z ogromnym udziałem rodziców.

Wystąpienie Kaczyńskiego będzie miało też jeszcze jeden skutek. Czołowi politycy pozostałych partii zaczną prezentować swoje pomysły programowe. To dobrze. Do opinii publicznej dociera przekonanie, że polityka drobnych kroczków nie pozwala osiągnąć wielkich celów.

Zaskakująco mało drwin wywołało niedzielne wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego. To znak, że kryzys kończy erę radosnego marketingu w polityce.

Z pewnością nie jest tak dobrze, że naszą stabloidyzowaną politykę zastąpi teraz merytoryczna dyskusja o szukaniu rozwiązań. Zamiast zarządzania opinią publiczną za pomocą drwin i ośmieszania, będzie zarządzanie za pomocą lęków przed kryzysem i utratą tej reszty materii, której nie zdążyła pożreć nam gospodarcza dekoniunktura. Ta druga metoda wymaga jednak powagi i choćby pozornego odnoszenia się do realiów.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?