Po pierwsze koszt prowadzenia rachunków bankowych. Kolega opowiedział mi dzisiaj anegdotkę. Bank poinformował go, że zacznie mu naliczać opłaty za wypłaty z bankomatów, jeżeli nie zacznie na nie wpływać wynagrodzenie. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że kolega prowadzi firmę i z kontrahentami rozlicza się za pomocą konta służbowego. Dla banku nie jest jednak ważne, jak się na szczęście okazało, kto będzie wpłacał regularnie pieniądze na jego konto, byle w tytule przelewu znalazło się słowo „wynagrodzenie". Żeby dopełnić obraz dodam, że oba konta i firmowe i osobiste ma w tym samym banku. Ja tej logiki nie rozumiem.
Problem jest już znalezienie konta za prowadzenie którego bank nie będzie pobierał opłat, nie będziemy musieli płacić za korzystanie z karty debetowej. A już darmowe przelewy, nawet przy wysokim obrocie na koncie są coraz częściej luksusem.
Banki, które zbyt mocno przykręcą śrubę swoim klientom muszą liczyć się z tym, że zaczną oni przenosić swoje pieniądze do innych banków.
Kto wie, może jak banki zaczną jeszcze bardziej dokręcać śrubę wrócą czasy, kiedy pensje będziemy odbierać w gotówce, trzymać ją w skarpecie a rachunki za prąd czy płacić bezpośrednio u usługodawców?
Po drugie kredyty konsumpcyjne, linie debetowe i karty kredytowe. Mam wrażenie, że coraz o nie łatwiej a przedstawicieli banków, którzy dzwonię do nas co i rusz z kolejnymi ofertami, nie patrzą czy klient będzie w stanie uporać się z kolejnym obciążeniem. Najważniejsze, że zapłaci prowizję i odsetki. Pieniądze na koncie można dostać w ciągu 15 minut, nawet nie trzeba iść do banku. To bank zadzwoni do nas z ofertą. Najprostszym sposobem na ustalenie całkowitego kosztu kredytu jest pomożenie liczny rat przez ich kwotę. Wielu klientów tego nie robi. Gdyby robiło, zapewne nie zaciągałoby kolejnych, nie zawsze potrzebnych zobowiązań.