Czwartek miał być spokojnym dniem na rynku walutowym i generalnie tak właśnie było. Z drugiej jednak strony można było się także doszukać nieco odważniejszych ruchów. Ich rytm nadawał dolar, który rano znów znalazł się pod presją (chociaż niewielką), co pomagało także notowaniom złotego. W drugiej części dnia wszystko jednak wróciło do normy. Dolar wrócił do punktu wyjścia, podobnie zresztą jak złoty. W efekcie po południu za dolara płacono 3,63 zł, euro było wyceniane na 4,25 zł, a frank szwajcarski na 4,55 zł.

Złoty patrzy na USA

Na rynku mamy więc spokój, mimo że w otoczeniu wcale tak spokojnie nie jest. Tematem numer jeden pozostaje amerykański „shutdown governance”. – Kongres nie zdołał przyjąć tymczasowego budżetu, co doprowadziło do pierwszego od 2018 roku zamknięcia rządu federalnego. Setki tysięcy pracowników administracji zostały wysłane na bezpłatne urlopy, podczas gdy kluczowe instytucje – wojsko, straż graniczna czy system Social Security – funkcjonują nadal, choć często bez wypłaty wynagrodzeń. Były prezydent Donald Trump ostrzegł, że część stanowisk może zostać zlikwidowana na stałe. Biuro Statystyki Pracy (BLS) zapowiedziało także wstrzymanie publikacji raportu NFP do czasu zakończenia shutdownu, co dodatkowo zwiększa niepewność na rynku – wskazuje Krzysztof Kamiński z Oanda TMS Brokers.

Czytaj więcej

USA: Paraliż administracji trwa. Senat znów nie przełamał impasu

– Sekretarz Skarbu Scott Bessent ostrzegł, że przedłużający się paraliż administracji federalnej może negatywnie odbić się na gospodarce, obniżając tempo wzrostu PKB, osłabiając rynek pracy i zwiększając ryzyka inflacyjne. Winą obarczył Demokratów, zarzucając im nadmierne zwiększanie wydatków publicznych – dodaje Krzysztof Kamiński.

Mówiąc krótko: oczy inwestorów znów są zwrócone na Stany Zjednoczone.