Ładna, bogata, lubiąca drogie futra i auta oraz ryzyko, które się opłaca. Taka jest Waleria Gontariewa, nowa prezes Narodowego Banku Ukrainy.
Skromna urzędniczka kremlowska, cicha woda, która już wyeliminowała z rynku kilkadziesiąt słabych banków – to Elwira Nabiullina, szefowa Banku Rosji.
Obie objęły swoje stanowiska w drugiej połowie czerwca – Rosjanka w ubiegłym roku, Ukrainka w tym. Obie muszą poradzić sobie z bardzo trudną sytuacją w rodzimej bankowości, choć zadanie Gontariewej wydaje się dużo trudniejsze.
Gdzie diabeł nie może...
Powołując pod koniec czerwca Walerię Gontariewą na stanowisko prezesa banku centralnego Ukrainy, prezydent Poroszenko zadziałał zgodnie z przysłowiem „Gdzie diabeł nie może...". 50-letnia finansistka, specjalistka od inwestycji zagranicznych i restrukturyzacji długów, objęła bowiem Narodowy Bank Ukrainy (NBU) w najtrudniejszym momencie.
I nie chodzi tylko o sytuację polityczną. Sektor bankowy Ukrainy znalazł się w głębokim kryzysie, bowiem po licznych aferach korupcyjnych, bankructwach i zwykłych oszustwach właścicieli ludzie przestali ufać rodzimym bankom. Wolą trzymać oszczędności w skarpetach, a pożyczać za granicą. Główne zadanie nowej prezes to reforma sektora, która przywróci Ukraińcom wiarę we własne banki i ustabilizuje system finansowy.