Trwają konsultacje projektu „Strategii Rozwoju Kraju do 2035 r.” – dokumentu, który ma wyznaczyć kierunki działań państwa w nadchodzących latach. Opracowanie jest solidne, oparte na szerokich konsultacjach, w których sam miałem przyjemność uczestniczyć. Problem w tym, że – jak większość dokumentów tworzonych w strukturach administracji – jest on produktem swoistego, nie do końca wyartykułowanego kompromisu, bardzo istotnego jednak dla kwestii rozwoju kraju.
Strategia między ambicją a kompromisem
„Strategia Rozwoju Kraju” łączy w sobie dwie logiki. Z jednej strony powstaje w administracji, która stara się działać profesjonalnie i analitycznie: rzetelnie opisać stan państwa, wskazać trendy, zidentyfikować wyzwania i możliwe scenariusze rozwoju. Urzędnicy i eksperci wykonują w tym zakresie ogromną merytoryczną pracę.
Strategia rozwojowa powinna być zestawem społeczno-gospodarczych priorytetów, ale też listy politycznych wyrzeczeń. Bez takiego podejścia plan staje się deklaracją, a nie narzędziem, które jest w stanie istotnie zmienić rzeczywistość
Z drugiej jednak strony działają w warunkach ograniczenia politycznego. Każda strategia musi być akceptowalna dla rządzących, a więc nie może nadmiernie eksponować wątków drażliwych i niewygodnych – tych, które podważałyby zasadność działań podejmowanych na potrzeby bieżącej walki wyborczej czy interesu partyjnego. To swoista pułapka systemowa, która stanowi olbrzymie wyzwanie dla spójności programu rozwojowego. Spójności, bez której trudno oczekiwać pożądanych rezultatów.