Przepisy o służebności przesyłu obowiązują od czterech lat, ale rozwiązanie sporów związanych z instalacjami na cudzej działce nie jest proste, nawet jeśli obie strony zgadzają się, że trzeba je usunąć. Zostaje jeszcze bowiem problem, kto ma za to zapłacić.
Spółka deweloperska z Torunia kupiła cztery działki w centrum miasta (3 tys. mkw. za 4,3 mln zł), by postawić budynek mieszkalno-usługowy. Aktualne odpisy ksiąg wieczystych ani mapy geodezyjne nie pokazywały stacji trafo na gruncie, a prezes spółki powiedział w sądzie, że oglądając działkę, widział przy granicy tylko jakiś budyneczek. Myślał, że ma charakter gospodarczy i da się go łatwo usunąć. Okazało się, że to stacja trafo zbudowana w 1975 r., która wymaga cofnięcia linii zabudowy o kilka metrów, co zmniejszy zysk z inwestycji o milion złotych. Zakład energetyczny zgodził się przesunąć stację za 200 tys. zł, ale na koszt dewelopera, jako że zasiedział tę służebność. I tak wynikła sprawa, kto ma pokryć ten wydatek.
Sądy okręgowy i apelacyjny uwzględniły pozew, uznając, że to obowiązek zakładu energetycznego. Jeśli właściciel gruntu kwestionuje prawo właściciela sieci do służebności, a pośrednio (z odpisu z ksiąg i map) dowodzi, że nie ma takiego prawa, to oznacza, iż zakład winien wykazać, że przysługuje mu służebność. Brak takiego dowodu wskazuje, że posiada ją w złej wierzy, więc okres zasiedzenia wynosi 30 lat, i do zasiedzenia nie doszło – wskazał sąd apelacyjny. Uznał, że szkodą właściciela jest kwota, jaką musi wydać na przeniesienie stacji transformatorowej.
Sąd Najwyższy był innego zdania i nakazał ponowne rozpoznanie sprawy (sygnatura akt IV?CSK 345/11).
– Dobrą wiarę posiadacza służebności (czy w ogóle nieruchomości) ocenia się nie na chwilę rozstrzygania sporu (wyroku), lecz na chwilę obejmowania działki w posiadanie gruntu i dopiero po wyjaśnieniu tej okoliczności będzie można stwierdzić, czy pozwana spółka służebność zasiedziała – wskazał w uzasadnieniu sędzia Józef Frąckowiak.