Reklama

Kiedy pękają tamy – jak budować odporność społeczną na kryzysy?

Potrzebujemy państwa, które nie będzie tylko zarządzać z poziomu centrum, ale które będzie budować swoją siłę na relacjach, zaufaniu i zdolności do współdziałania – pisze socjolog dr hab. Marcin Kotras.

Publikacja: 11.11.2025 12:15

Zniszczony podczas powodzi most św. Jana Nepomucena w Lądku Zdroju

Zniszczony podczas powodzi most św. Jana Nepomucena w Lądku Zdroju

Foto: PAP/Krzysztof Ćwik

Powódź, która we wrześniu 2024 r. dotknęła południowo-zachodnią Polskę, była nie tylko katastrofą naturalną. Stała się też instytucjonalnym i społecznym testem sprawności państwa i jego relacji z obywatelami. Pokazała nie tylko słabości infrastrukturalne, ale też napięcia w systemie zarządzania kryzysowego. Jako kierownik zespołu badawczego, przygotowującego raport dla Fundacji Batorego – „Kiedy pękają tamy. O państwie, wspólnocie i zarządzaniu kryzysem”, mogłem obserwować, jak działała Polska w stanie próby – i co ta reakcja mówi o kondycji naszego państwa i społeczeństwa.

Zawiodły mechanizmy koordynacji, informacje były rozproszone, decyzje opóźnione

Zebrany materiał – wywiady z samorządowcami, aktywistami, ekspertami, analizy medialne i prawne – pokazał, że mimo istnienia elementów systemu zarządzania kryzysowego – struktur, procedur, dokumentów – brakuje realnej współpracy i koordynacji. Instytucje działają często równolegle, niekomplementarnie, a przepływ informacji bywa spóźniony lub zablokowany przez biurokratyczne hierarchie. Problemem nie jest więc brak systemu jako takiego, lecz jego niski stopień zintegrowania i deficyt zaufania między poziomami władzy oraz między administracją a społeczeństwem.

Czytaj więcej

Kiedy będzie następna powódź w Polsce? Klimatolog odpowiada, o co musimy zadbać

Nie chodzi tu o heroizację działań oddolnych, ale o zrozumienie, że odporność społeczna nie wyrasta z dekretu – tylko z oddolnie kształtowanych relacji, zaufania i gotowości do współpracy. Dlatego konieczne jest formalne uznanie społeczeństwa obywatelskiego za integralną część systemu reagowania. Organizacje społeczne muszą być pełnoprawnym partnerem – zaproszonym do budżetowania, planowania i wdrażania strategii, wykorzystywanym nie tylko w momentach kryzysu. Ich doświadczenie, sieci społeczne i zdolność do szybkiej mobilizacji stanowią unikalny zasób, który powinien być systematycznie włączany w działania państwa.

Katastrofa z 2024 r. unaoczniła kryzys zarządzania wielopoziomowego. Zawiodły mechanizmy koordynacji, informacje były rozproszone, decyzje opóźnione. Scentralizowana struktura, w której instytucje takie jak Wody Polskie posiadają kluczowe kompetencje, a jednocześnie są oderwane od lokalnego kontekstu, okazała się niewydolna. Samorządy brały na siebie główny ciężar zarządzania kryzysem – bo to do nich zwracali się mieszkańcy, próbując radzić sobie z deficytami materialnymi i operacyjnymi.

Reklama
Reklama

Ogólnopolskie media zbyt szybko przeszły w tryb spektaklu i politycznego sporu

Równolegle obserwowaliśmy wzmożoną sprawczość społeczną. Mieszkańcy, strażacy OSP, lokalne fundacje i wolontariusze – organizowali transport, schronienie, żywność, ewakuację. Powstało państwo awaryjne, działające w oparciu o logikę ratunku – nieformalne, ale skuteczne. Społeczeństwo obywatelskie okazało się równorzędnym aktorem systemu bezpieczeństwa, a nie jego protezą. Efektywność działań zależała nie od formalnych hierarchii, ale od gęstości relacji i zdolności do improwizacji w warunkach niepewności.

Równie ważny był aspekt komunikacyjny. W sytuacjach nadzwyczajnych media lokalne i samorządowe odegrały istotną rolę – nie jako kanały propagandy, ale realne narzędzia mobilizacji i informacji. Raportowały o stanie dróg, punktach ewakuacji, zbiórkach darów, działaniach sztabów. Z kolei ogólnopolskie media zbyt szybko przeszły w tryb spektaklu i politycznego sporu – dramatyzując przekaz, personalizując winę i przenosząc uwagę z działań operacyjnych na konflikt elit. Media społecznościowe – z jednej strony umożliwiały szybką wymianę informacji, włączając do dyskusji lokalnych aktorów, z drugiej były też źródłem dezinformacji i teorii spiskowych, które osłabiały zaufanie i skuteczność działań.

Powódź 2024 nie była pierwszym kryzysem ostatnich lat – wcześniej mierzyliśmy się z pandemią, kryzysem uchodźczym, cyberatakami i eskalacją wojny w Ukrainie. Każdy z tych kryzysów powinien nas czegoś nauczyć. Odporność społeczna to nie jednorazowa reakcja, ale proces i kultura działania – oparta na współpracy, zaufaniu i pamięci instytucjonalnej, czyli zdolności do uczenia się z wcześniejszych doświadczeń i utrwalania zdobytej wiedzy w praktyce instytucji i potencjale operacyjnym.

Nie chodzi tu o heroizację działań oddolnych, ale o zrozumienie, że odporność społeczna nie wyrasta z dekretu – tylko z oddolnie kształtowanych relacji, zaufania i gotowości do współpracy.

dr hab. Marcin Kotras, współautor raportu "Kiedy pękają tamy. O państwie, wspólnocie i zarządzaniu kryzysem"

Czym zatem jest odporność społeczna? To zdolność wspólnot do reagowania na kryzysy w sposób, który nie prowadzi do rozpadu, ale do adaptacji i wzmocnienia. To nie tylko sprawność służb, lecz także umiejętność wykorzystania kryzysu jako momentu transformacji – wyciągania lekcji, instytucjonalizacji innowacji, wzmacniania więzi. To wielowymiarowa cecha wspólnoty, która obejmuje zdolność do samoorganizacji, zaufanie między mieszkańcami i instytucjami, elastyczność procedur oraz otwartość na współpracę.

Dziś potrzebujemy nowej kultury administracyjnej – odejścia od reaktywności na rzecz przezorności i odporności. To oznacza działanie nie tylko po, ale przede wszystkim przed kryzysem: inwestowanie w prewencję, szkolenia, infrastrukturę komunikacyjną i relacje międzysektorowe. Oznacza również gotowość do uczenia się na błędach, elastyczne wdrażanie zmian i tworzenie warunków dla wspólnego działania. Przezorność polityczna musi zaczynać się od decyzji, które wzmacniają odporność strukturalną – takich jak zablokowanie możliwości budowania na terenach zalewowych czy urealnienie lokalnej kontroli nad planowaniem przestrzennym w rejonach wysokiego ryzyka.

Reklama
Reklama

Żyjemy w epoce polikryzysu: jedno zagrożenie nakłada się na drugie, a granice między wojną, katastrofą naturalną, epidemią czy atakiem informacyjnym zacierają się

Jakie są dziś największe wyzwania? Po pierwsze – odwrócenie trendu recentralizacji i kształtowanie realnych kompetencji operacyjnych samorządów. Po drugie – formalne włączenie organizacji społecznych do systemu reagowania kryzysowego. Po trzecie – budowa trwałych mechanizmów komunikacji międzysektorowej i wzmocnienie lokalnych kanałów informacyjnych. I wreszcie – zmiana kultury administracyjnej na bardziej refleksyjną, uczącą się, gotową do korekty i współpracy.

W tym kontekście niezwykle ważne staje się lepsze wykorzystanie potencjału aktorów pierwszego kontaktu – takich jak organizacje społeczne oraz sołtysi. Organizacje powinny mieć dostęp do stałych kanałów współpracy z administracją publiczną oraz zasobów umożliwiających szybkie reagowanie. Sołtyski i sołtysi – często pierwsze osoby, do których zwracają się mieszkańcy w sytuacjach kryzysowych – powinni być objęci szkoleniami i mieć możliwość działania w oparciu o jasne procedury, nie zaś improwizację. Obie grupy muszą zostać trwale wpisane w architekturę systemu odpornościowego, z jasno określoną rolą, wsparciem i możliwościami decyzyjnymi.

Czytaj więcej

PiS i PO nie rozumieją Polaków, ale mają sposób na wymuszanie głosów

Nie mamy dziś komfortu działania w warunkach stabilności. Żyjemy w epoce polikryzysu – gdy jedno zagrożenie nakłada się na drugie, a granice między wojną, katastrofą naturalną, epidemią czy atakiem informacyjnym zacierają się. Tym bardziej potrzebujemy państwa, które nie będzie tylko zarządzać z poziomu centrum, ale które będzie budować swoją siłę na relacjach, zaufaniu i zdolności do współdziałania. Potrzebujemy wspólnoty, która nie boi się działania – i która w kryzysie nie pyta: „czy mam kompetencje?”, lecz: „czy mogę pomóc?”.

Wspólna odporność to nasz wspólny projekt. To nie idealizm – to konieczność w świecie, który pęka coraz częściej i coraz mocniej. A kiedy pękają tamy – niech trzyma nas to, co silniejsze niż mur: solidarność, zaufanie i gotowość do działania.

dr hab. Marcin Kotras

adiunkt w Katedrze Socjologii Polityki i Moralności na Wydziale Ekonomiczno-Socjologicznym Uniwersytetu Łódzkiego.

Powódź, która we wrześniu 2024 r. dotknęła południowo-zachodnią Polskę, była nie tylko katastrofą naturalną. Stała się też instytucjonalnym i społecznym testem sprawności państwa i jego relacji z obywatelami. Pokazała nie tylko słabości infrastrukturalne, ale też napięcia w systemie zarządzania kryzysowego. Jako kierownik zespołu badawczego, przygotowującego raport dla Fundacji Batorego – „Kiedy pękają tamy. O państwie, wspólnocie i zarządzaniu kryzysem”, mogłem obserwować, jak działała Polska w stanie próby – i co ta reakcja mówi o kondycji naszego państwa i społeczeństwa.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Opinie polityczno - społeczne
Joanna Napierała: Po co nam dziś IPN i polityka historyczna
Opinie polityczno - społeczne
Jarosław Kuisz: Pułapka fasadowego nacjonalizmu
Opinie polityczno - społeczne
Juliusz Braun: A może czas na reset w sprawie edukacji zdrowotnej?
Analiza
Jacek Nizinkiewicz: Kaczyński jest dziś w gorszej sytuacji niż Tusk
Materiał Promocyjny
Urząd Patentowy teraz bardziej internetowy
Opinie polityczno - społeczne
Joanna Ćwiek-Świdecka: Rzeczpospolita Babska – czy tylko kobiety odpowiadają za niską dzietność?
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama