Powódź, która we wrześniu 2024 r. dotknęła południowo-zachodnią Polskę, była nie tylko katastrofą naturalną. Stała się też instytucjonalnym i społecznym testem sprawności państwa i jego relacji z obywatelami. Pokazała nie tylko słabości infrastrukturalne, ale też napięcia w systemie zarządzania kryzysowego. Jako kierownik zespołu badawczego, przygotowującego raport dla Fundacji Batorego – „Kiedy pękają tamy. O państwie, wspólnocie i zarządzaniu kryzysem”, mogłem obserwować, jak działała Polska w stanie próby – i co ta reakcja mówi o kondycji naszego państwa i społeczeństwa.
Zawiodły mechanizmy koordynacji, informacje były rozproszone, decyzje opóźnione
Zebrany materiał – wywiady z samorządowcami, aktywistami, ekspertami, analizy medialne i prawne – pokazał, że mimo istnienia elementów systemu zarządzania kryzysowego – struktur, procedur, dokumentów – brakuje realnej współpracy i koordynacji. Instytucje działają często równolegle, niekomplementarnie, a przepływ informacji bywa spóźniony lub zablokowany przez biurokratyczne hierarchie. Problemem nie jest więc brak systemu jako takiego, lecz jego niski stopień zintegrowania i deficyt zaufania między poziomami władzy oraz między administracją a społeczeństwem.
Czytaj więcej
Następna powódź może być za 10 lat. Ale równie dobrze za kolejne 20. Najważniejsze to pamiętać, ż...
Nie chodzi tu o heroizację działań oddolnych, ale o zrozumienie, że odporność społeczna nie wyrasta z dekretu – tylko z oddolnie kształtowanych relacji, zaufania i gotowości do współpracy. Dlatego konieczne jest formalne uznanie społeczeństwa obywatelskiego za integralną część systemu reagowania. Organizacje społeczne muszą być pełnoprawnym partnerem – zaproszonym do budżetowania, planowania i wdrażania strategii, wykorzystywanym nie tylko w momentach kryzysu. Ich doświadczenie, sieci społeczne i zdolność do szybkiej mobilizacji stanowią unikalny zasób, który powinien być systematycznie włączany w działania państwa.
Katastrofa z 2024 r. unaoczniła kryzys zarządzania wielopoziomowego. Zawiodły mechanizmy koordynacji, informacje były rozproszone, decyzje opóźnione. Scentralizowana struktura, w której instytucje takie jak Wody Polskie posiadają kluczowe kompetencje, a jednocześnie są oderwane od lokalnego kontekstu, okazała się niewydolna. Samorządy brały na siebie główny ciężar zarządzania kryzysem – bo to do nich zwracali się mieszkańcy, próbując radzić sobie z deficytami materialnymi i operacyjnymi.