Reklama
Rozwiń
Reklama

Jarosław Kuisz: Pułapka fasadowego nacjonalizmu

Konfliktowe rozumienie słów i symboli zapewnia ich trwałość. Najtrwalsze są wieloznaczne, nacechowane emocjonalnie, zatem historycznie nieprzemijające. Większym problemem jest to, że nacjonalistyczne slogany powszechnie brane są za rzeczywistość.

Publikacja: 11.11.2025 10:59

Jarosław Kuisz: Pułapka fasadowego nacjonalizmu

Foto: PAP/Adam Warżawa

„Jestem nacjonalistą!”, wykrzyknął młody publicysta polskiej prawicy. Podczas debaty o ideach sugerował, że mówi coś niegrzecznego. Wypowiadał mimo wszystko słowa banalne. Manifestowanie zewnętrznych oznak independentyzmu ma się w Polsce znakomicie. Pytanie raczej, co się dziś rozumie pod Wielkimi Słowami czy Symbolami. Jedni w debacie, wypowiadając słowa o nacjonalizmie, zaciskają pięści. Inni zapraszają do rozmowy o dziedzictwie, którego warstwy układały prawica, lewica i centrum. 11 listopada 2025 nawet gest wywieszenia polskiej flagi na budynku zwykle kryje skrajnie różne intencje.

Czytaj więcej

Sondaż: Wiemy, jak Polacy oceniają Marsz Niepodległości

I tak musi być. To właśnie konfliktowe rozumienie słów i symboli zapewnia ich trwałość. Najtrwalsze są wieloznaczne, nacechowane emocjonalnie, zatem historycznie nieprzemijające. Kto marzy o kontemplacyjnym patriotyzmie, nie tyle grzeszy naiwnością, ile próbuje składać Wielkie Słowa czy Symbole do muzeum narodowego. Mnie ten gest nie przeszkadza. Znam jednak wielu, których niskie temperatury debaty doprowadzają do szewskiej pasji.

Większym problemem jest to, że nacjonalistyczne slogany powszechnie brane są za rzeczywistość. „Powiem coś w imię narodu – więc mam rację”. Albo: „Powiem coś w imię narodu – i tak musi być!”. Już prywatnie takie gierki są drażniące, choć można je psychologicznie zrozumieć. Jednak w polityce, szczególnie międzynarodowej, to poprzeczka zawieszona tak nisko, że możemy się o nią potknąć i wybić zęby.

Czytaj więcej

Święto Niepodległości w Warszawie. Drugi stopień alarmowy, bez rac i bez dronów
Reklama
Reklama

Weźmy Donalda Trumpa. Ostatnio „przyjaciołom” z Polski zapewnia wyłącznie fasadowe uznanie. Wzniosłe „bla-bla” w Białym Domu. Poklepywanie po plecach. I coś ze słownika polskiego nacjonalizmu na osłodę. Tyle. W porównaniu z transatlantyckimi sukcesami sprytnego Victora Orbana to dramatyczne nic. Ostatnio Budapeszt w sprawie sankcji uzyskał od USA przywilej, co jest na korzyść Rosji. Trudno wtedy nie pomyśleć o kilkunastu dronach skierowanych na Polskę.

Ostatecznie nad Wisłą chodzi nam o zapewnienie niepodległości w XXI wieku. 11 listopada, wcześniej i później. Po rozbiorach i okupacjach najważniejsze przykazanie polskiej polityki brzmi: „nie daj się znów wymazać z mapy”. To alfa i omega naszej polityczności. I warunek życia w demokracji. A w tej sprawie chodzi o skuteczność, a nie o branie metafor niepodległości za rzeczywistość. Szczególnie gdy potem przychodzi siedzieć w piątym rzędzie trumpizmu, UE czy NATO.

Przy okazji 11 listopada powiem krótko: Rodacy, stać nas na więcej.

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Komu podziękować za transformację
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Gdyby Rosjanie finansowaliby dziś Leszka Millera, użyliby bitcoina
Opinie polityczno - społeczne
Stanisław Żaryn: Strategia bezpieczeństwa USA? Histeria niewskazana, niepokój uzasadniony
Analiza
Rusłan Szoszyn: Łukaszenko uwolnił opozycjonistów. Co to oznacza dla Białorusi
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Świat jako felieton Donalda Trumpa
Materiał Promocyjny
W kierunku zrównoważonej przyszłości – konkretne działania
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama