To, że po prozę Dygata sięgnęła reżyserka tej klasy co Agnieszka Glińska, i powróci on pod szyldem Teatru Narodowego, może być początkiem come-backu zapomnianego z niezrozumiałych powodów pisarza.
Przetrwał próbę czasu
- Janusz Głowacki w dawnych latach, co prawda, podśmiewał się z Dygata, mówiąc, że tworzy literaturę wagonową. On jednak się tym nie przejmował i życzył Głowackiemu, by osiągnął równie wysoki poziom – opowiada „Rz" Kazimierz Kutz, reżyser i przyjaciel pisarza. – Literatura Staszka przetrwała jedna próbę czasu, ponieważ jest uniwersalna i można ją czytać w oderwaniu od naszego kontekstu historycznego i kompleksu niepodległościowego. Jej wartość polega również na tym, że nie była oderwana od naszych realiów: mam na myśli lokalny, chwilami prowincjonalny koloryt. Najważniejsze są jednak postaci, zwłaszcza fantastycznie sportretowane relacje damsko-męskie.
– „Pożegnania" są moją ukochaną książką ojca – zdradza „Rz" Magdalena Dygat. – Przyznam jednak, że nie wiem, co może się podobać w niej najmłodszemu i średniemu pokoleniu. Mogę się tylko domyślać: w książkach Stanisława Dygata nie ma udawania, kręcenia – jest tylko prawda i myślę, że to trafia do ludzi, bez względu na epokę.
Magdalena Dygat uważa, że dla postsolidarnościowych pokoleń ciekawy może być opisany w książce nieznany im bliżej czas końca wojny, czas przełomu.