Christopher stracił rodzica, gdy miał sześć lat. „Znałem ojca (...) bardzo krótko, lecz mimo to dogłębnie i blisko” – pisze, po czym zwierza się: „Dzięki zadziwiającemu wyczuciu wiem, kiedy coś, co o nim słyszę, jest prawdą (często), a kiedy nią nie jest (zawsze). (…) Możemy tylko snuć domysły, jakie znaczenie w tym równaniu ma DNA”.
Od 30 lat razem z siostrą Kate sprawuje opiekę nad spuścizną ojca. „Mam raczej nadzieję, że rzucając światło na wiele aspektów twórczości mojego ojca, sprawię, że jego dzieła staną się nie tyle łatwiejsze w odbiorze, ile przystępniejsze”. Chce „odziać te obrazy w nieco bardziej atrakcyjne szaty, aby odbiorca mógł je z nich samodzielnie zdjąć i zobaczyć nagą, czystą i uderzająco piękną prawdę” – deklaruje Christopher, z wykształcenia psycholog. Analiza genialności, której się podjął, łatwa nie jest, wystarczy odwołać się do paru cytatów: „i mały, i duży Rothko może być źródłem przeżycia równie pełnego sensu”, „Najbardziej widoczną oznaką reakcji fizycznej na malarstwo Rothki jest płacz. (…) z moich, ograniczonych badań wynika, że ludzie płaczą równie często przed pracami o jasnych, jak i ciemnych barwach”. I bardziej poetycko: „Kolor jest tu jak tancerka angażująca odbiorcę od frontu swoją bezsprzeczną energią, ale to formy decydują o jej ruchach i definiują scenę za pomocą zwodniczo mocno ściągniętych cugli”.