Zacznijmy od szerszej perspektywy. Jak aktualnie przedstawia się sytuacja z islandzkim dążeniem do członkostwa w Unii Europejskiej?
Obecny rząd poinformował, że chce zorganizować referendum mające odpowiedzieć na pytanie, czy w ogóle kontynuować proces akcesyjny. Ma się ono odbyć najpóźniej w 2027 roku. Islandia została oficjalnie zatwierdzona przez UE jako kraj ubiegający się o członkostwo w 2010 roku i rozpoczęła negocjacje. Jednak nowy rząd ukonstytuowany w 2013 roku zaproponował wycofanie aplikacji (co faktycznie nastąpiło w marcu 2015 roku – red.). Teraz w Islandii trwa dyskusja, czy rzeczywiście została ona wycofana, czy tylko zatrzymana. W każdym razie i mój kraj, i Unia wydają się być zgodne, że jeśli zdecydujemy się kontynuować starania, to ruszą one z miejsca, w którym wcześniej zostały porzucone. To ważne, ponieważ jeżeli okaże się możliwe „wskrzeszenie” procesu, a nie rozpoczynanie go od samego początku, pozwoli to zaoszczędzić czas. Zatem o ile pierwsze referendum pokaże przychylność Islandczyków wobec ubiegania się kraju o członkostwo w UE, to za tym pójdzie kolejne, mające wskazać, czy jesteśmy za, czy przeciw temu członkostwu. Nie wiadomo, jaki byłby wynik tego drugiego referendum, natomiast najnowsze badania opinii publicznej wskazują, że przeważająca część społeczeństwa popiera prowadzenie dyskusji o tym z Unią. Zatem przed nami wyznaczenie konkretnej daty pierwszego referendum.