Reklama
Rozwiń
Reklama

Umowy UE z Mercosurem i USA budzą kontrowersje

Amerykańskie cła na unijne towary i umowy UE–Mercosur oraz UE–Indie zmienią handel międzynarodowy Unii Europejskiej, a w tym też Polski jako ważnego producenta żywności.

Publikacja: 23.12.2025 11:49

Umowa UE–Mercosur zawarta przez Ursulę von der Leyen z przywódcami czterech krajów Ameryki Płd. wcią

Umowa UE–Mercosur zawarta przez Ursulę von der Leyen z przywódcami czterech krajów Ameryki Płd. wciąż budzi emocje Dati Bendo

Foto: Dati Bendo

Gdy przycichł nieco chaos związany z amerykańską wojną celną, w Europie wróciło napięcie związane z finalizacją umowy z krajami Mercosuru. Jednocześnie, zupełnie bez kontrowersji, UE finalizuje też negocjacje z Indiami, rynkiem liczącym niemal 1,5 miliarda ludzi. Ten rok minął Unii Europejskiej na walce o nowe rynki dla swojego eksportu, załagodzeniu kryzysu wojny celnej, dopinaniu umowy z krajami Mercosuru, gdzie na samym końcu Włochy i Francja zaczęły sypać piach w tryby rozmów tak skutecznie, że do oddania artykułu do druku nie było wiadomo, czy Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej, poleci na sobotni szczyt krajów Mercosuru w Brazylii, który miał się odbyć 20 grudnia. Ponad dwa miesiące wcześniej – 3 września – Komisja Europejska przekazała do Rady wniosek o akceptację aż dwóch umów o wolnym handlu, z krajami Mercosuru oraz Meksykiem, a polityka gospodarcza Donalda Trumpa trafiła do Sądu Najwyższego. I od tego czasu do grudnia sprawy zdążyły się tylko bardziej skomplikować.

Mercosur, czyli co?

– Nie jest możliwe do przewidzenia, co się wydarzy do końca tygodnia ze zgodą krajów na podpisanie umowy z Mercosurem – słyszymy od polskiego dyplomaty w Brukseli. Wszystko przez nie do końca zaskakujący piruet wykonany przez Włochy i Francję w ostatnich momentach ustaleń przed wylotem szefowej KE do Brazylii, gdzie miała podpisać umowę z Mercosurem na prestiżowym szczycie państw tego bloku. Włochy do niedawna były za traktatem, dziś co najmniej wstrzymują się od głosu, a Francja jest przeciw. Dlatego do końca tygodnia nie będzie wiadomo, czy jest wystarczająca większość, by podpisać umowę z Mercosurem. Rozmowy będą pewnie trwać do ostatnich godzin przed wylotem szefowej KE do Ameryki Południowej. Dziś (czwartek, 18 grudnia) wydaje się, że tej większości nie ma. Najpierw kraje muszą zdecydować, czy odpowiadają im środki zabezpieczające, przegłosowane we wtorek w Parlamencie Europejskim. Choć nie jest to w programie Rady Europejskiej, to liderzy zainteresowani podpisaniem lub wstrzymaniem tej umowy będą zapewne rozmawiać o tym w piątek. – To się rozegra na poziomie premierów, nasz mówi „nie”, jeśli Macron i Meloni też powiedzą „nie”, to nie ma o czym rozmawiać – słyszymy w Brukseli.

Posłowie Parlamentu Europejskiego przegłosowali rozporządzenie w sprawie mechanizmów ochronnych do importu produktów rolnych z krajów Mercosuru, zaproponowane w październiku przez Komisję. Przeszła część poprawek, w tym identyczne standardy i szybsze uruchamianie procedur ochronnych.

Umowa o partnerstwie z Mercosurem, czyli z Argentyną, Brazylią, Paragwajem i Urugwajem, jest Europie w dzisiejszych czasach bardzo potrzebna, bo jedną z największych słabości UE jest dziś zależność od Chin w sferze tzw. surowców krytycznych. Kraje Mercosuru ze swoimi dużymi złożami tych surowców będą dla Unii ważnym partnerem, jeśli porozumienia nie zablokują unijni rolnicy niezainteresowani surowcami krytycznymi, a bardziej cenami wołowiny, drobiu i cukru.

Tymczasem umowa UE–Mercosur stworzy największą na świecie strefę wolnego handlu, z rynkiem ponad 700 mln konsumentów. Kraje Mercosuru, dotychczas bardzo protekcjonistyczne, mają mocno obniżyć swoje bariery celne, do tej pory zaporowe, często sięgające 55 proc.

Reklama
Reklama

W sprawie Mercosuru wyraźnie sprzeczne są narracje środowisk rolniczych i brukselskich elit. Przeciwko umowie zajadle protestują organizacje rolnicze. Copa-Cogeca apeluje do Komisji o „rozważenie wielorakich skutków, jakie taka ratyfikacja pociągałaby za sobą”, ponieważ rolnicy boją się importu z krajów Ameryki Południowej. Zgadza się z nimi były polski komisarz ds. rolnictwa Janusz Wojciechowski. Polski rząd, z uwagi na protesty krajowych rolników i tradycyjnie wywodzącego się z PSL ministra rolnictwa, ma zamiar się tej umowie sprzeciwiać i szukać mniejszości blokującej.

Analiza Komisji Europejskiej wskazuje jednak na wiele korzyści dla polskiego rynku. Drzwi otwierają się w Ameryce Południowej dla polskich eksporterów żywności oraz rolników, bo umowa zniesie cła na 91 proc. wszystkich produktów. Wart obecnie 4 mld euro eksport z Polski do krajów Mercosuru to dziś głównie maszyny i urządzenia elektryczne, warte 449 mln euro. Cła mają być stopniowo znoszone dla tej kategorii oraz wartego 77 mln euro eksportu sprzętu transportowego. Chemikalia i farmaceutyki to 160 mln euro, przyrządy optyczne, medyczne, pomiarowe i fotograficzne – 30 mln euro, kauczuk i tworzywa sztuczne – 80 mln euro, stawki spadną dla tych towarów do zera. Jeśli chodzi o rynek spożywczy, obecnie nasz eksport do krajów Mercosuru jest wart jedynie 72 mln euro, obciążony jest taryfami 27–55 proc. Te taryfy zostaną zmniejszone, nawet do zera dla niektórych grup. Jednak Mercosur budzi obawy ze względu na potencjalny zalew importu surowców, zwłaszcza wołowiny i drobiu. I tutaj – Bruksela wprowadziła kontyngenty, czyli maksymalny limit ilości produktów rolno-spożywczych z Mercosuru, które skorzystają z niższych taryf. Jest to 99 tys. ton dla wołowiny, co odpowiada 1,5 proc. całkowitej produkcji UE, 25 tys. ton wieprzowiny – zaledwie 0,1 proc. unijnej produkcji oraz 100 tys. ton dla drobiu, czyli 1,3 proc. produkcji. Umowa zawiera też klauzulę chroniącą unijnych rolników przed nagłym wzrostem importu.

Deal Europy z USA

Wojna celna Stanów Zjednoczonych z całym światem, w której prezydent Donald Trump jedną konferencją na początku kwietnia podważył całą politykę celną Ameryki, wydawała się już przycichać, ponieważ główni partnerzy gospodarczy USA podpisali z nimi w wakacje mniej lub bardziej korzystne porozumienia w sprawie stawek celnych. Taką umowę podpisała też 27 lipca Ursula von der Leyen dla Europy. Warunki tego porozumienia bardzo w Europie krytykowano. Eksperci nazywali je nawet kapitulacją. Potem Trump dorzucił jeszcze nieczytelne cła na farmaceutyki, meble i pojazdy, z których część jednak podnosiła taryfy dla europejskiej produkcji, a część była już uregulowana wakacyjnym „dealem”. Wszystko było tak zagmatwane, że eksperci podatkowi nie są jeszcze zgodni co do wpływu tych zapisów na europejski eksport.

Nowy amerykański system taryfowy wobec europejskich towarów eksportowanych do USA wyznacza maksymalną stawkę celną na poziomie 15 proc. Taka stawka podwyższy za oceanem ceny takich towarów, jak samochody, produkty farmaceutyczne, półprzewodniki i tarcica. Cła dla aut zaczęły następnie ulegać zmianie, gdy w ostatnich dniach sierpnia KE zaproponowała zlikwidowanie ceł na import towarów przemysłowych z USA, za co Trump miał zredukować wysokość taryf dla europejskiej motoryzacji – i to wstecz.

Od września część produktów korzysta też ze specjalnego systemu. Dla niedostępnych zasobów naturalnych, samolotów i ich części oraz lekarstw stosowane będą wyłącznie stawki Kraju Najwyżej Uprzywilejowanego. Umowa wprowadzała porządek w cłach, choć też je zauważalnie podwyższyła do 15 proc., w porównaniu z sytuacją choćby z ub.r., gdzie większość produktów rolno‑spożywczych eksportowanych z UE do USA korzystała w większości ze stawek poniżej 10 proc., a zboża czy oleje podlegały zerowym lub niskim stawkom preferencyjnym. Bardzo krytykowanym fragmentem porozumienia było to, że Europa zobowiązała się do licznych inwestycji na terenie Stanów Zjednoczonych. Ma tam kupić chipy do centrów obliczeniowych za co najmniej 40 mld dol. W ciągu czterech najbliższych lat kupi też surowce energetyczne, jak gaz, LNG, ropę i produkty energii jądrowej, o wartości 750 mld dol. Do 2028 r. europejskie firmy zainwestują dodatkowe 600 mld dol. w amerykańskich strategicznych sektorach, a sama UE znacznie zwiększy zamówienia na sprzęt wojskowy z USA.

Co ważne, 30 sierpnia amerykański sąd apelacyjny dla Waszyngtonu orzekł, że większość ceł nałożonych przez Trumpa jest niezgodna z prawem. Nie była to jednogłośna decyzja, tylko w stosunku 7–4 przeciwko cłom Trumpa. Decyzja ta podważyła wykorzystanie przez Trumpa ceł jako kluczowego narzędzia międzynarodowej polityki gospodarczej. Rewolucja w cłach jest więc bardzo prawdopodobna, ale została odłożona w czasie. Sąd zezwolił bowiem na utrzymanie ceł do 14 października, aby umożliwić administracji prezydenta odwołanie do Sądu Najwyższego USA. I apelacja niezwłocznie tam trafiła, a Trump zawnioskował o jak najszybsze rozpatrzenie tej sprawy. Pierwsze decyzje Sądu Najwyższego mogą zapaść wkrótce, choć w normalnym trybie można ich oczekiwać w wakacje 2026 r.

Reklama
Reklama

– Jeśli te cła kiedykolwiek znikną, będzie to całkowita katastrofa dla kraju – napisał Trump, czym sprytnie przeniósł ciężar decyzji na sąd. Szacunki prezydenta dołączone do wniosku do Sądu Najwyższego wskazują, że jeśli orzeczenie zostanie wydane w czerwcu 2026 r., to kraj zdąży już pobrać nawet 0,75–1 bln dol. z tytułu ceł.

Jaka jest więc teraz sytuacja? Pod koniec grudnia cła Trumpa obowiązują. Istnieje jednak możliwość, że w przyszłym roku znikną, a to ponownie wprowadzi ogromną niepewność dla eksporterów i już teraz rodzi pytania o dalsze scenariusze. – Jeśli sędziowie uznają, że Trump miał prawo do takiej polityki celnej, to wszystkie decyzje administracji odnośnie do umów z UE i Japonią będą w mocy, a jeśli nie, to pójdą do kosza i wpłyniemy na nieznane wody – mówił „Rzeczpospolitej” Piotr Kuczyńśki, ekonomista Xeliona.

Importerzy z zapasami

Jednak czy te zawirowania wpłyną na interesy europejskich eksporterów? Paradoksalnie, coś co do tej pory było uznawane za wadę polskiego rynku, że nie wysyłamy produktów na bogate, rozwinięte rynki, do głównych partnerów gospodarczych UE, dziś działa na naszą korzyść. Spory celne z USA dla rynku żywności mają marginalne znaczenie, bo kraj ten w strukturze polskiego eksportu żywności odgrywa niewielką rolę z wynikiem średnio poniżej 2 proc. w ciągu ostatnich pięciu lat.

– Nawet w przypadku zaostrzenia relacji handlowych UE–USA negatywny wpływ na polski eksport żywności byłby marginalny. Jest to pokłosie niskiej ekspozycji krajowych firm na rynek amerykański, co sprawia, że polska branża spożywcza nawet w kryzysowym scenariuszu wysokiego spadku sprzedaży do USA nie powinna mieć dużych problemów, aby odrobić ewentualne straty na innych rynkach zagranicznych – mówi Grzegorz Rykaczewski, analityk rynku spożywczego w banku Pekao.

Z Polski do USA najwięcej wysyłamy czekolad, wyrobów piekarniczych oraz przetworów mięsnych, rybnych i owocowo-warzywnych. Wśród najważniejszych produktów są mięso wieprzowe, ryby, mocne alkohole. – Sporą część eksportu generują amerykańskie firmy, które na terenie Polski posiadają swoje zakłady produkcyjne. Spośród wymienionych produktów jedynie w dwóch przypadkach (przetwory rybne, mocne alkohole) można powiedzieć, że USA są ważnym odbiorcą, a ich udział w strukturze sprzedaży danej kategorii wynosi co najmniej 6 proc. – wskazuje Rykaczewski.

Zauważa też, że do tej pory wojna celna nie zrobiła wyłomu w eksporcie polskiej żywności do USA. W pierwszej połowie roku wzrósł on nawet o 16 proc.

Eksport
Jak polski eksport odnajdzie się w zmienionych globalnych realiach?
Eksport
Po stagnacji i pomimo licznych przeszkód eksport będzie rósł
Eksport
Gospodarcze ożywienie rozpędzi polską sprzedaż za granicę
Eksport
Uzbekistan to bardzo obiecujący kierunek dla polskiego biznesu
Eksport
CEC – nowe wsparcie dla biznesu branż kreatywnych w Zjednoczonym Królestwie i UE
Materiał Promocyjny
W kierunku zrównoważonej przyszłości – konkretne działania
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama