Reklama

Siarhiej Cichanouski: Nie złamali mnie w więzieniu, będę walczył do końca

Mówili mi wprost: zdechniesz w więzieniu. Ciągle to powtarzali. Nie bili mnie, ale torturowali – mówi „Rzeczpospolitej” Siarhiej Cichanouski, czołowy opozycjonista i mąż liderki wolnej Białorusi po pięciu latach spędzonych w jednoosobowej celi w kazamatach Aleksandra Łukaszenki.

Publikacja: 09.08.2025 07:13

Siarhiej Cichanouski

Siarhiej Cichanouski

Foto: Rusłan Szoszyn

W 2020 roku wyróżniał się pan ze wszystkich dotychczasowych rywali Aleksandra Łukaszenki bezpośredniością, brutalnością i niezwykłą odwagą. Jeżdżąc po Białorusi, porównywał pan dyktatora do karalucha, którego Białorusini „powinni się pozbyć”. Skazano pana na ponad 20 lat łagrów. Zlekceważył pan ryzyko?

To wszystko przez to, że jestem chrześcijaninem. Nie boję się śmierci. Walka o prawdę jest dla mnie najważniejszą wartością. Są ludzie, którzy, ratując siebie, wolą milczeć. Nie rozumiem tego, bo inaczej – po co żyć? Wtedy byłem duży i mam niski głos. Niektórzy mogli moją odwagę odbierać jako brutalność czy nawet nachalność. Ale wystarczy ze mną porozmawiać na żywo, by przekonać się, że jestem zupełnie innym człowiekiem. Nie szukałem korzyści, nie chciałem władzy. Chciałem wówczas uczestniczyć w wyborach prezydenckich tylko po to, by pokazać, że wyborów na Białorusi nie ma.

Reklama
Reklama

Wyrok reżimowego sądu to uniemożliwił. Jak panu udało się przeżyć ponad pięć lat w pojedynczej celi i nie stracić zmysłów?

By móc pozostać sam na sam ze sobą, trzeba mieć uczciwe sumienie. Nie bałem się samotności. Wiedziałem, że wyjdę na wolność, że walczą o mnie po drugiej stronie murów. W więzieniu bardzo dużo czytałem. W sumie przeczytałem około tysiąca książek. Średnio dwie–trzy książki tygodniowo. Remarque podpowiedział mi taką myśl, że najokrutniejsze cierpienia dzieją się w głowie. Zrozumiałem więc, że zwariuję, jeżeli nie przestanę myśleć o żonie, dzieciach i swoich znajomych.

Dawali mi jedną łyżkę kaszy na śniadanie i jedną na obiad. Szybko zacząłem tracić na wadze. Trzymano mnie w karcerze w piwnicy, w którym nie było materaca, kołdry czy poduszki. Nie było się czym przykryć, a w nocy było tak zimno, że miałem skurcze nóg. Co godzinę musiałem robić pompki i przysiady

Siarhiej Cichanouski, czołowy białoruski opozycjonista

Słyszałem, jak krzyczą ludzie w innych celach. To straszne, zwłaszcza kobiece krzyki dochodzące z karcerów. Widziałem na spacerniaku ludzi, którzy potrzebują pomocy psychiatrycznej, ale są trzymani w więzieniu. Nie dostawałem żadnej informacji z zewnątrz. Musiałem uciec w książki, by o niczym nie myśleć. Pisałem wiersze, nawet nieźle mi to wychodziło. Przez ostatnie dwa lata uczyłem się angielskiego.

Pozwolono panu na posiadanie długopisu i papieru?

Na początku tak. Ale papier się skończył, zapas tuszu się wyczerpał. Nie pozwalano mi nic kupować. Więźniowie, którzy mi współczuli, chowali czasami wkład do długopisu na spacerniaku. Pisać musiałem na papierze toaletowym. Długo pamiętałem wszystkie swoje wiersze, ale po opuszczeniu więzienia większość zapomniałem. Zbyt dużo nowych informacji musiałem wchłonąć. Funkcjonariusze KGB odebrali wszystkie moje zeszyty, gdy deportowano mnie z kraju. Założono mi worek na głowę, podwieziono do granicy i wyrzucono.

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Rusłan Szoszyn: Cichanouski na wolności. Niech Łukaszenko wybierze drogę Jaruzelskiego

Niektórzy więźniowie polityczni po opuszczeniu Białorusi opowiadali o panującej w kazamatach dyktatora przemocy fizycznej i psychicznej. Jak próbowali pana złamać?

Fizycznej przemocy nie doświadczyłem, bo znajdowałem się w pojedynczej celi przez te wszystkie pięć lat. Tylko przez pierwsze dziesięć dni po areszcie dzieliłem celę z innymi współwięźniami. A później była całkowita izolacja, nie miałem żadnych informacji z zewnątrz. Zapewne chcieli w ten sposób wywrzeć presję na moją małżonkę (Swiatłanę Cichanouską, przebywającą na Litwie liderkę wolnej Białorusi – red.). Nie złamali mnie, będę walczył do końca.

Siarhej Cichanouski podczas swojej pierwszej konferencji prasowej w Wilnie

Siarhej Cichanouski podczas swojej pierwszej konferencji prasowej w Wilnie

Foto: Photo by Sviatlana Tsikhanouskaya's Office

Schudł pan kilkadziesiąt kilogramów.

W 2023 roku wytoczono mi kolejną sprawę i oskarżono o to, że jakoby nie podporządkowałem się administracji kolonii karnej. Do poprzedniego wyroku (wcześniej skazany na 18 lat łagrów – red.) dodano kolejne 18 miesięcy. Wystarczyło, że strażnicy więzienni podrzucili igłę do moich rzeczy. Mówili mi wprost: zdechniesz w więzieniu. Ciągle to powtarzali. Nawet nie ukrywali, że będą kolejne wyroki i nigdy nie wyjdę na wolność. Ta presja była gorsza od przemocy fizycznej.

Dawali mi jedną łyżkę kaszy na śniadanie i jedną na obiad. Szybko zacząłem tracić na wadze. Trzymano mnie w karcerze w piwnicy, w którym nie było materaca, kołdry czy poduszki. Nie było się czym przykryć, a w nocy było tak zimno, że miałem skurcze nóg. Co godzinę musiałem robić pompki i przysiady. Tylko wtedy mogłem się rozgrzać. Nie bili mnie, ale torturowali. Dla innych więźniów cele były na górze, rozmawiali ze sobą i nawet mieli radio. Trzymano mnie na korytarzu, gdzie w celach siedzieli chorzy na gruźlicę. Nawet tabliczki były odpowiednie. Tak wyglądało więzienie nr 8 w Żodzinie.

Reklama
Reklama

Przychodzili do mnie agenci KGB i opowiadali, że moja małżonka jakoby kradnie pieniądze i mnie zdradza. Przytakiwałem i ze wszystkim się zgadzałem

Siarhiej Cichanouski, czołowy białoruski opozycjonista

Uwolniono pana wraz z 13 innymi więźniami politycznymi tuż po wizycie 20 czerwca w Mińsku wysłannika Trumpa, Keitha Kellogga. Wszyscy liderzy opozycji wciąż są za kratami. W łagrze przebywa Andrzej Poczobut, uwolnienia którego Polacy domagają się od 2021 roku. Dlaczego pana uwolniono?

Łukaszenko mówi, że Amerykanie go o to poprosili. Nie wiem dlaczego, możliwe, że prezydent Donald Trump usłyszał o mojej małżonce. Spotykałem się z prezydentem Andrzejem Dudą i zrozumiałem, że nie bez znaczenia była też jego wizyta w Chinach. Chińczykom zależało na utrzymaniu tranzytu towarów przez granicę polsko–białoruską. Poza tym Łukaszenko był przekonany, że po opuszczeniu Białorusi rozsadzę opozycję od środka. Myślał, że doprowadzę do chaosu w opozycji i że nie znajdę wspólnego języka z ekipą Swiatłany.

Czytaj więcej

„Do mojej celi wsadzano skazanych za zabójstwo”. Łukaszenko torturuje przeciwników

Przychodzili do mnie agenci KGB i opowiadali, że moja małżonka jakoby kradnie pieniądze i mnie zdradza. Przytakiwałem i ze wszystkim się zgadzałem. Mówiłem, że o wszystkim wiem z gazet propagandowych, które mi przynosili. Nigdy nie uwierzyłbym, że moja żona coś ukradła. Będzie raczej zupy chińskie jadła, ale nic nikomu nie weźmie. Nie znam bardziej uczciwej osoby. Ale wtedy musiałem udawać, że zgadzam się z tą dezinformacją. Co więcej, przekonałem ich, że nie chcę żadnej polityki, a po wyjściu na wolność kupię pieska i zajmę się rolnictwem. Nawet napisałem to wszystko na piśmie. Śmiali się i myśleli, że postradałem zmysły. Dostałem nowe ubrania więzienne, robiono nawet ze mną jakieś nagranie propagandowe. Do dzisiaj tego nie opublikowano. Widocznie uznali, że po moich wypowiedziach na wolności to już nie ma sensu.

Jak po pięciu latach izolacji odnajduje się pan w nowej rzeczywistości, w której to już nie Siarhiej Cichanouski gra pierwsze skrzypce w opozycji? Dzisiaj cały świat demokratyczny kojarzy wolną Białoruś ze Swiatłaną Cichanouską.

Nigdy nie dążyłem do zarządzania czymkolwiek. Ja chciałem tylko pokazać absurdalność wyborów. Wokół mojej małżonki zjednoczyła się opozycja, a Białorusini zagłosowali na nią dlatego, że nie było mnie, Wiktara Babaryki i innych mocnych kandydatów. Ale dzisiaj to ona jest wybranym prezydentem Białorusi, Łukaszenko wówczas przegrał. I to dzięki pracy biura mojej małżonki dzisiaj więźniowie polityczni wychodzą na wolność. Swiatłana nie pozwoliła światu zapomnieć o Białorusi. To dzięki niej jestem na wolności. Nie zamierzam z niá konkurować. Jest prezydentem, ale nie ma żadnej władzy. Ma jedynie 30–osobową ekipę, która od pięciu lat stawia opór reżimowi Łukaszenki. Podziwiam ich.

To nie jest ta Swiatłana, gospodyni domowa, którą znałem ponad pięć lat temu. Dzisiaj przypomina businesswoman. Gdy wchodzi do biura, pracownicy ustawiają się w szeregu, otwierają przed nią drzwi

Siarhiej Cichanouski, czołowy białoruski opozycjonista

Reklama
Reklama

Wcześniej Swiatłana w licznych wywiadach mówiła, że przed wyborami w 2020 roku był pan głową rodziny i to do pana należało ostatnie zdanie. Czy nadal tak jest?

To nie jest ta Swiatłana, gospodyni domowa, którą znałem ponad pięć lat temu. Dzisiaj przypomina businesswoman. Gdy wchodzi do biura, pracownicy ustawiają się w szeregu, otwierają przed nią drzwi. Nie jestem do czegoś takiego przyzwyczajony. Wcześniej w naszym domu była demokracja, ale to prawda, że gdy się sprzeczaliśmy, ostatnie zdanie należało do mnie.

Czytaj więcej

Rusłan Szoszyn: Lodołamaczka. Swiatłana Cichanouska

Po uwolnieniu powiedziałem, że chciałbym, by nasze relacje nie uległy zmianie. Prosiłem o to, by to ostatnie zdanie nadal należało do mnie. Zgodziła się. A później w jednym z wywiadów powiedziała: „Niech myśli, że tak jest”. Na razie tego nie testowaliśmy. Ale jesteśmy blisko. Bo ostatnio pojawiła się jedna kwestia, co do której mamy odmienne zdanie. To sprawa osobista. Zobaczymy, jak ostatecznie to się rozstrzygnie. Dla mnie to ważne.

Będzie musiał pan się pogodzić z rewolucją we własnej rodzinie.

Krewni więźniów politycznych po ich uwolnieniu często muszą poznawać swoich bliskich na nowo. Spędziłem w więzieniu ponad pięć lat, a moja małżonka w międzyczasie została prezydentem. Wcześniej była ode mnie uzależniona, m.in. finansowo. Dzisiaj jest całkowicie niezależną osobą. 

Gdy trafił pan za kraty, pańska córka miała zaledwie pięć lat, syn – dziesięć. Musi dzisiaj pan na nowo poznawać swoje dzieci?

Gdy powróciłem, córka mnie nie poznała. Nie podchodziła. Małżonka powiedziała: „To twój tata”. Rozpłakała się i rzuciła się do mnie. Nie jest łatwo. Dzieci opowiadają mi o tym, co działo się w ich życiu przez te ostatnie pięć lat. Dostaję ogrom informacji i nie wiem, gdzie to wszystko zmieścić w mojej głowie. Do tego wywiady, rozmowy, spotkania. Nawet zdążyłem złożyć zeznania przeciwko reżimowi Łukaszenki do Międzynarodowego Trybunału Karnego. Nie mogę spać. Próbuję zasypiać, ale nie mogę odpocząć. Byli więźniowie polityczni tak mają.

Reklama
Reklama

Po tym wszystkim, co Aleksander Łukaszenko wyrządził pańskiej rodzinie, byłby pan w stanie mu wybaczyć?

Jako chrześcijanin muszę wybaczać. Już wybaczyłem. Będąc w więzieniu, trudno byłoby mi tak powiedzieć. Przez te wszystkie lata nie pozwolili mi się nawet wyspowiadać. Nie obchodziło ich, że jestem praktykującym wierzącym i co tydzień chodziłem do cerkwi. Znęcali się w ten sposób nade mną. Opuszczając więzienie, wszystkim wybaczyłem. Ale to nie oznacza, że zbrodniarze, łącznie z Łukaszenką, nie powinni stanąć przed niezawisłym sądem.

Jestem po stronie Ukrainy. Krym to Ukraina, a prezydent Wołodymyr Zełenski jest moim bohaterem

Siarhiej Cichanouski, czołowy białoruski opozycjonista

Łukaszenko ostatnio kilkakrotnie sugerował, że ma pan jakoby prorosyjskie poglądy. Gdy pana więziono, niektórzy pańscy krytycy wytykali, że podróżował pan na Krym już za rosyjskiej okupacji. Jak to rozumieć?

Łukaszenko zawiódł się po moim uwolnieniu i próbuje skłócić mnie z kolegami z opozycji, ale też z Litwinami. W 2017 roku pracowałem w Moskwie, miałem też biura w Mińsku, Homlu, a wcześniej w Kijowie. Pojechałem wraz ze znajomym wówczas w pielgrzymkę na Krym, do św. Łukasza (chodzi o Walentina Wojno-Jasienieckiego, świętego Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego – red.). Spędziłem tam jedną noc i następnego dnia wróciłem. Nie byłem wtedy ani politykiem, ani blogerem. To była wyłącznie sprawa religijna. Jestem po stronie Ukrainy. Krym to Ukraina, a prezydent Wołodymyr Zełenski jest moim bohaterem.

Czytaj więcej

Swiatłana Cichanouska: Jesteśmy otwarci na dialog z reżimem Łukaszenki

Minęło równo pięć lat od sfałszowanych wyborów prezydenckich z 9 sierpnia 2020 roku. Z zewnątrz bilans wygląda następująco: protesty stłumione, społeczeństwo zastraszone, sankcje nie doprowadziły do załamania gospodarczego, reżim nie upadł. Czy to oznacza, że Łukaszenko odniósł zwycięstwo?

Nie. Sankcje działają. Po to wypuszcza więźniów politycznych, by doprowadzić do osłabienia sankcji. Zachód, w tym Polska, może dzisiaj zbierać żniwa swojej presji na reżim w Mińsku. Trzeba przygotować kolejny pakiet sankcji, położyć mu na stół i dać czas na uwolnienie ludzi. Dlatego zamierzam udać się do USA i rozmawiać tam o losie pozostałych zakładników reżimu. Gospodarka Łukaszenki opiera się wyłącznie na rozpędzonej rosyjskiej maszynie wojennej. Prawdziwe problemy w Mińsku zaczną się wtedy, gdy wojna się zatrzyma i ta maszyna wyhamuje. Rosja wtedy nie będzie potrzebowała białoruskiej produkcji. Reżim znajdzie się w izolacji.

Reklama
Reklama
Aleksandr Łukaszenko - najważniejsze daty

Aleksandr Łukaszenko - najważniejsze daty

Foto: PAP

Przez ostatnie pięć lat można było odnieść wrażenie, że białoruska opozycja demokratyczna czeka na cud, który sprawi, że reżim sam się obali. Pan też będzie czekał?

To dobre pytanie. Jestem człowiekiem czynu. Dlatego po uwolnieniu, podczas konferencji prasowej, podniosłem pięść do góry i powiedziałem do Białorusinów: „Jeżeli czekaliście na znak – to on”. Nie wiem, czy na to czekali. Jeszcze się nie zorientowałem. Wewnątrz kraju ludzi zastraszono, ale boją się nawet ci, którzy wyjechali. KGB nie śpi, próbują skłócać różne środowiska – wielu już się dało skłócić. Każdy każdego o coś podejrzewa. Dlatego chcę wszystkich zjednoczyć. W najbliższym czasie chcę skupić się na uwolnieniu kolejnych więźniów politycznych.

Jeżeli nadejdzie odpowiedni moment, nie będę się wahał. Jestem gotów położyć swoje życie na ołtarzu naszego zwycięstwa

Siarhiej Cichanouski, czołowy białoruski opozycjonista

Powróci pan na Białoruś?

Dzisiaj mnie na Białorusi natychmiast aresztują. Ale jeżeli nadejdzie odpowiedni moment, nie będę się wahał. Jestem gotów położyć swoje życie na ołtarzu naszego zwycięstwa.

Rozmówca

Siarhiej Cichanouski

Białoruski bloger, opozycjonista i działacz prodemokratyczny, autor kanału na YouTubie „Państwo do życia”, mąż Swiatłany Cichanouskiej. W latach 2020–2025 więziony na Białorusi

W 2020 roku wyróżniał się pan ze wszystkich dotychczasowych rywali Aleksandra Łukaszenki bezpośredniością, brutalnością i niezwykłą odwagą. Jeżdżąc po Białorusi, porównywał pan dyktatora do karalucha, którego Białorusini „powinni się pozbyć”. Skazano pana na ponad 20 lat łagrów. Zlekceważył pan ryzyko?

To wszystko przez to, że jestem chrześcijaninem. Nie boję się śmierci. Walka o prawdę jest dla mnie najważniejszą wartością. Są ludzie, którzy, ratując siebie, wolą milczeć. Nie rozumiem tego, bo inaczej – po co żyć? Wtedy byłem duży i mam niski głos. Niektórzy mogli moją odwagę odbierać jako brutalność czy nawet nachalność. Ale wystarczy ze mną porozmawiać na żywo, by przekonać się, że jestem zupełnie innym człowiekiem. Nie szukałem korzyści, nie chciałem władzy. Chciałem wówczas uczestniczyć w wyborach prezydenckich tylko po to, by pokazać, że wyborów na Białorusi nie ma.

Pozostało jeszcze 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1263
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1262
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1261
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1260
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1259
Materiał Promocyjny
Nie tylko okna. VELUX Polska inwestuje w ludzi, wspólnotę i przyszłość
Reklama
Reklama