Tak Swiatłana będzie wspominała swój ostatni dzień na Białorusi.
– Myślę, że inaczej bym się zachowała, gdybym została przygotowana do rozmów z KGB przez ludzi, którzy doświadczyli takich przesłuchań. Gdybym wiedziała, jakie techniki stosują i na co naciskają.
We wrześniu 2021 roku w Wilnie było po niej widać, że powrót do tamtych dramatycznych wydarzeń sprawia jej ból. Nie opowiedziała jednak wszystkiego. Aleksander Łukaszenka wielokrotnie mówił w mediach, że przed wyjazdem Cichanouskiej na Litwę jakoby kazał „wydać” kobiecie z kasy jednego z państwowych przedsiębiorstw 15 tysięcy dolarów na drogę. By miała, jak mówił, z czego się utrzymać.
– Kiedyś o tym opowiem, ale jeszcze nie teraz – ucięła, gdy o to zapytałem.
Mychajło Fedorow: Rosjan czeka technologiczna degradacja
Kilka miesięcy przed wojną rosyjscy hakerzy zaatakowali Ukrainę jak nigdy dotąd. Kontratakujemy, jednoczymy społeczności cyberspecjalistów. Szukamy słabych stron Rosjan, zaczęliśmy przedostawać się do ich systemów informacyjnych.Rozmowa z Mychajłą Fedorowem, wicepremierem oraz ministrem transformacji cyfrowej Ukrainy
Przestała żyć własnym życiem
Tam, w budynku CKW, mimo wszystko znalazła w sobie odwagę i postawiła funkcjonariuszom warunek. Gdyby tego nie zrobiła, szefowa jej sztabu zapewne zostałaby skazana na wiele lat łagru, podobnie jak setki innych więźniów politycznych na Białorusi. Dlaczego tak mocno zależało jej na uwolnieniu Marii Maroz?
– Gdy mój mąż wyjeżdżał na Litwę z dziećmi i mamą Swiatłany, powiedział jej, że ręczy głową za jej bliskich i zrobi wszystko, by czuli się tam bezpiecznie. Ale powiedział też, że od tego momentu Swiatłana odpowiada za mnie i nasze dzieci na Białorusi. Widocznie dlatego poprosiła, by mnie uwolniono, jest bardzo odpowiedzialną osobą, zawsze dotrzymuje słowa. Odkąd weszła do polityki, przestała już żyć własnym życiem. To jej krzyż i musi go nieść, myśląc nie tylko o swoich bliskich, ale i o tych, którzy jej zaufali, o więźniach politycznych – mówi Maroz.
Strażnicy więzienni wyprowadzili Marię Maroz z celi po południu 10 sierpnia. Za drzwiami aresztu czekał na nią luksusowy mercedes. Stał przy nim dowódca GUBOPiK-u generał Mikałaj Karpiankou. Po tym, co chwilę wcześniej zobaczyła, nie miała wątpliwości, że to początek jej końca, że będzie bita i torturowana. Wiedziała też, kim jest ten człowiek.
– Proszę się nie martwić, wszystko jest dobrze. Przejedziemy się tylko i porozmawiamy – próbował ją uspokoić mężczyzna, którego poznała podczas pierwszego przesłuchania. Otworzył po dżentelmeńsku drzwi i zaprosił ją do auta, którego wnętrze było wykończone wysokiej jakości drewnem.
– Chce pani zobaczyć Swiatłanę? – zapytał nagle. W głowie Marii się zakotłowało. Wiedziała, że nie może ufać temu człowiekowi, zwłaszcza po tym koszmarze, który widziała w więzieniu. Był jednak kulturalny i proponował spotkanie z przyjaciółką, od której kilka dni temu oddzieliły ją mury aresztu. Nie przypuszczała, że generał MSW zamierza zabrać ją na wycieczkę po stolicy, którą w nocy ogarnęły protesty.
– Wszędzie coś wybuchało, biegali zakrwawieni ludzie. Widziałam samochody opancerzone i funkcjonariuszy w wojskowych mundurach. Byłam w szoku, czegoś takiego w Mińsku nigdy nie było. Poczułam się jak na wojnie. Celowo wozili mnie ulicami, pokazując to wszystko – opowiada. – Zrozumiałam wtedy, że Łukaszenka sfałszował wybory i wybrał siłowe rozwiązanie sytuacji. To nie my zaczęliśmy tę wojnę – mówi.
Rozpłakała się. Samochód zatrzymał się przy siedzibie GUBOPiK-u. Kobiecie pozwolono się umyć i skorzystać z toalety, a w tym czasie skserowano jej paszport. Kilkanaście minut później samochód generała Karpiankoua znów z Marią w środku pędził aleją Niepodległości w kierunku bloku, w którym mieszkała Swiatłana.
– Wyjeżdżacie z kraju, razem pojedziecie do Rosji – oznajmił niespodziewanie kierowca, nie odrywając wzroku od szosy.
– Do Rosji na pewno nie pojedziemy – odparła Maroz.
Na miejsce dotarli już po zachodzie słońca, pod blokiem roiło się od samochodów i autobusów milicyjnych. Obserwując zamieszanie na podwórku, można było odnieść wrażenie, że doszło do jakiejś zbrodni albo że trwa akcja antyterrorystyczna.
– Odprowadzę panią do Swiatłany – oznajmił generał, otwierając drzwi samochodu. Gdy wychodzili z windy, na piętrze już czekał na nich pułkownik Andrej Pauliuczenka. Maria kojarzyła go z przesłuchania. Gdy podeszli do mieszkania i drzwi się otworzyły, po raz pierwszy od dnia wyborów zobaczyła Swiatłanę.
– Nie pamiętam, czy płakałyśmy, ale na pewno mocno przytuliłyśmy się do siebie, tak mocno, jakbyśmy były rodziną – wspomina.
Zaprzyjaźniony z dyktatorem pułkownik zachowywał się wobec kobiet bardzo kulturalnie. Z relacji Marii Maroz wynika, że wtedy w mieszkaniu oznajmił, że mają szansę wyjechać na Litwę, gdzie przebywały już dzieci Cichanouskiej oraz mąż Maroz. Wiedział, że obie mają litewskie wizy, więc z przekroczeniem granicy nie będzie problemów.
Kazachstan na nowej drodze
Zmiany w konstytucji mają sprawić, że Kazachstan oddali się od środkowoazjatyckiego wzorca państw rządzonych przez przywódcę narodu. Ale do europejskich demokracji droga jeszcze daleka. Nie ułatwiają jej też silne wpływy Moskwy i Pekinu.
Trzeba wyjeżdżać jak najszybciej
Swiatłana spojrzała na przyjaciółkę. Popatrzyły sobie prosto w oczy, nie mówiąc ani słowa. Cichanouska dawała znać wzrokiem, że nie chce wyjeżdżać z kraju, ale powiedzieć na głos tego nie mogła. Pauliuczenka doskonale to rozumiał i wiedział, w którym momencie się odezwać, by rozwiać wątpliwości i stłamsić opór.
– Jedziecie na Litwę. Albo obie traficie do więzienia – rzucił, nie pozostawiając im wyboru.
– Czy mogę zadzwonić do męża? – zapytała Maria. Oficer pozwolił jej przejść do drugiego pokoju, by zatelefonowała.
– Aleksander od razu nam powiedział, że jeżeli pozwalają na opuszczenie kraju, to trzeba wyjeżdżać jak najszybciej – wspomina Maroz. Na tym stanęło. Zaczęły pakować rzeczy. Maria nie miała dokumentów dzieci, przepadły gdzieś podczas zatrzymania, dla białoruskich służb bezpieczeństwa nie był to jednak problem. Dwuletnia córka Maroz i jej czternastoletni syn byli już wówczas w drodze z Połocka do Kotłówki, zmierzali do przejścia granicznego z Litwą.
Pauliuczenka oznajmił, że muszą wyjechać za granicę volkswagenem Marii. Od kilku dni kobieta nie wiedziała jednak, co się dzieje z jej autem. (…)
Maria na prośbę Pauliuczenki usiadła za kierownicą, pułkownik zajął miejsce obok niej. Gdy samochód ruszył w kierunku litewskiej granicy, Swiatłana położyła się na tylnych fotelach i się rozpłakała.
Jak wyglądała ich trzygodzinna podróż z najwyższej rangi oficerem białoruskiej bezpieki i jednym z najbardziej zaufanych ludzi dyktatora?
– To nie jest zwykły funkcjonariusz, któremu propaganda wyprała mózg. Jest bardzo inteligentny, przytaczał argumenty z dziedziny gospodarki i mówił o sytuacji międzynarodowej. Ma ogromną motywację i święcie wierzy w to, co robi – opowiada Maroz.
Zmęczona i zdruzgotana kobieta, która jednego dnia prosto z aresztu wylądowała w sądzie, następnie znów trafiła do więzienia, a później przez kilka godzin była wożona przez generała MSW ulicami zbuntowanego Mińska, była głodna i niewyspana. Nie wie, jakim cudem po tylu przeżyciach przejechała nocą jeszcze za kierownicą niemal dwieście kilometrów. Z trudem wraca do swojej rozmowy z Pauliuczenką. Przyznaje, że pewnych rzeczy nie pamięta, innych zaś „nie chce pamiętać”.
– Mówiłam mu, że na Białorusi nie ma wolności i że ludziom żyje się kiepsko. Stanowczo zaprzeczał i podawał przykłady państw, gdzie pod względem praw człowieka i dobrobytu sytuacja jest o wiele gorsza – wspomina.
Twierdzi, że Swiatłana niemal całą podróż przepłakała na tylnym siedzeniu, ale w pewnym momencie poprosiła oficera bezpieki, by uwolniono jej męża, chciała zatrzymać samochód i poczekać na niego.
– Niestety, nie ma takiej możliwości – odparł po raz kolejny Pauliuczenka.
Tuż przed granicą zatrzymali się przy stojącym na poboczu samochodzie. Siostra Marii Maroz zdążyła jedynie przekazać jej córkę i syna. Ponieważ Maria musiała prowadzić, zaspana dwuletnia Aliona wylądowała na rękach Swiatłany i mocno się przytuliła. Samochód ruszył dalej, po czym zatrzymał się przy szlabanie. Maria wyszła, by wykupić ubezpieczenie samochodu, niezbędne do wjazdu na teren UE. Gdy wróciła, pułkownika Pauliuczenki już nie było. Szlaban się podniósł, ruszyli i zaledwie kilka minut później minęli prostokątny znak z napisem „Unia Europejska”. Za litewską granicą czekał na nich Aleksander Maroz w towarzystwie ówczesnego szefa dyplomacji Litwy Linasa Linkevičiusa. Nieco ponad godzinę później byli już w wileńskim mieszkaniu, w którym przebywały dzieci Swiatłany wraz z babcią.
Fragment książki Rusłana Szoszyna „Lodołamaczka. Swiatłana Cichanouska”, która ukaże się 28 września nakładem Wydawnictwa Literackiego, Kraków 2022
Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji
Rusłan Szoszyn jest dziennikarzem i publicystą działu zagranicznego „Rzeczpospolitej”, stałym autorem „Plusa Minusa”. Zajmuje się głównie Białorusią i Ukrainą, pisze też m.in. o Rosji i Kaukazie. Mając 18 lat, opuścił Białoruś w związku z działalnością opozycyjną. Jest absolwentem Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW. Pisze doktorat o dyskursie imperialnym we współczesnej rosyjskiej publicystyce i literaturze.