[b]Napisała Pani powieść, która rozgrywa się na Polesiu, pokazanym jako miejsce magiczne i jednocześnie doświadczone, o skomplikowanej historii. Ale Polesie wybrała Pani nie tylko dlatego, że to takie interesujące miejsce? [/b]
Chciałam na nowo odkryć i dowartościować te tereny i ich mieszkańców, poddawanych przez dziesiątki lat głębokiej rusyfikacji. Ich historia jest ignorowana, kultura i mentalność sprowadzane do poziomu wiejskiego obyczaju, a język białoruski – traktowany jak zanikająca gwara. Polesie to ginący świat. Sama stamtąd pochodzę, urodziłam się w okolicach Brześcia, i chciałam wesprzeć swoich rodaków w odzyskaniu ich poczucia tożsamości etnicznej, rodzimego języka, nie tylko zresztą białoruskiego, ale i ukraińskiego, czy wręcz tożsamości Poleszuka, które to pojęcie jest już niemal zapomniane. Mam nadzieję, że udało mi się wesprzeć Białorusinów w poczuciu własnej wartości i wartości życia, które wiodą. Jeśli chodzi o czytelników spoza Polesia, to liczę, że powieść nie tylko wyda im się ciekawa, wciągająca, ale też będzie dobrym sposobem na głębsze poznanie Białorusi.
[b]Czy jest coś, co budzi nadzieję, że wszechobecna rusyfikacja nie zniszczy nieodwracalnie tej kultury? [/b]
Nadzieję budzi stosunek części młodych Białorusinów do własnych korzeni. Oni ich szukają z myślą o przyszłości, w której będzie szansa je rozwijać, będą żywe. Oto przykład. Mój bardzo wiekowy znajomy, profesor etnologii, wybierał się na Polesie, by nagrywać tamtejsze dialekty. Kiedy zapytałam, czy nie obawia się o swoje zdrowie, bo zapowiadała się uciążliwa wyprawa, odparł, że musi tam jechać, badać i rejestrować, bo wielu młodych twierdzi, że wkrótce nastąpi powrót młodzieży do swoich korzeni, tradycji i języka. Trzeba więc ocalić dialekty poleskie, by powstało narzędzie ułatwiające odzyskanie białoruskiej tożsamości i jej rozwój, jako zasadniczego elementu naszej współczesnej kultury.
[b]„Nasza Niwa”, niezależna gazeta, z którą jest Pani od lat związana, także włącza się w tworzenie współczesnej białoruskości.[/b]