Reklama

Gen. Dariusz Łukowski: Najlepszy moment, aby wdrożyć reformę dowodzenia, właśnie mija

Im bardziej się zbliża zagrożenie ze strony Rosji, tym trudniej będzie przeprowadzić reformę dowodzenia. Wszyscy generałowie Wojska Polskiego doskonale wiedzą, że obecna struktura ma wiele wad. Brakuje niestety odwagi politycznej – mówi gen. broni Dariusz Łukowski, odchodzący szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.

Publikacja: 05.08.2025 04:30

Odchodzący szef BBN gen Dariusz Łukowski

Odchodzący szef BBN gen Dariusz Łukowski

Foto: PAP/Adam Warżawa

Naczelny dowódca sił NATO w Europie gen. Alexus Grynkewich uważa, że USA i Unia Europejska mają półtora roku, aby przygotować się na skoordynowany atak Rosji i Chin. Na ile ten scenariusz jest realny?

W mojej ocenie ten scenariusz jest przerysowany. Wynika to z kilku czynników. Pierwszym jest wywieranie presji na sojuszników europejskich, żeby poważnie podchodzili do zwiększania zdolności wojskowych. Drugi wynika z działania na użytek wewnętrzny. Administracja Donalda Trumpa środek ciężkości zainteresowania przesuwa w kierunku Indopacyfiku i Azji. A tam kluczową rolę odgrywają siły powietrzne, Marynarka Wojenna oraz piechota morska, czyli marines. Nie wojska lądowe, które tradycyjnie są związane z kontynentem europejskim. Zatem wypowiedź tę można interpretować jako wynikającą z konieczności zachowania balansu w wydatkach między tymi rodzajami sił zbrojnych. Zwrócenie uwagi na zagrożenia to element presji politycznej wynikającej z przeglądu stacjonowania i obecności wojsk amerykańskich w Europie.

Reklama
Reklama

Foto: rp.pl/Weronika Porębska

Nie wydaje mi się, żeby w krótkiej perspektywie istniało ryzyko wybuchu konfliktu w Europie, aczkolwiek to ryzyko jest ewidentnie wysokie w dłuższej perspektywie. Dziś Rosjanie są zaangażowani w wojnę w Ukrainie. Ona się nie skończy za miesiąc czy za pół roku. Nie wierzę w to. Dopóki nie zostaną podjęte rozmowy pokojowe i Rosjanie nie ustabilizują swoich struktur, nie widzę z ich strony zagrożenia pełnoskalową agresją. Sami mają potężne problemy z rekrutacją do armii oraz modernizacją, mimo rozpędzonego potencjału przemysłowo-zbrojeniowego. Są w trakcie przebudowy całych sił zbrojnych, budowy nowych struktur, odtwarzania okręgów wojskowych, a to nie jest proces obliczony na rok czy półtora, tylko długofalowy. Rosjanie nie są dzisiaj jeszcze gotowi.

Zatem gen. Grynkewich sygnalizuje to, o czym od dawna mówi prezydent Donald Trump, że Europa musi być gotowa do samodzielnej obrony i więcej wydawać na zbrojenia. Ale czy ta wypowiedź wskazuje także, że istnieje duże prawdopodobieństwo redukcji sił amerykańskich w Europie, bo ważniejszy dla Stanów Zjednoczonych jest Pacyfik?

Takie ryzyko istnieje i zdajemy sobie z tego sprawę. Pytanie jest takie: w jakiej skali ta redukcja może mieć miejsce i których miejsc będzie dotyczyła.

Jest ryzyko, że może dotyczyć flanki wschodniej, mimo że wszystkie polityczne elementy ocen zagrożeń nadal wskazują, iż tutaj powinna zostać zachowana koncentracja wojsk. Niestety technicznie dosyć łatwo jest zredukować wojska stacjonujące w Polsce. Dlatego że przeważnie mamy tu do czynienia z obecnością rotacyjną, nie mamy dużej obecności stałej. Żołnierze są tutaj bez rodzin, łatwiej można ich wycofać.

Reklama
Reklama
Mapa ilustrująca intensywność starć na Ukrainie od początku wojny

Mapa ilustrująca intensywność starć na Ukrainie od początku wojny

Foto: PAP

Stworzyliśmy wprawdzie komfortowe warunki dla wojsk amerykańskich czy korzystne zasady finansowania ich utrzymania. To jest nasz plus. Ale mamy inne ograniczenia wynikające np. z braku dostępu do infrastruktury szkoleniowo-poligonowej. Mamy zbyt skąpą i mało dostępną bazę szkoleniową. Również z tego powodu, że musi być wykorzystywana przez nasze własne rozbudowujące się siły zbrojne.

Innymi słowy: wojska amerykańskie stacjonujące na terenie Polski nie są w stanie w pełni wykonywać zadań zgodnie ze swoimi standardami ćwiczeń bojowych. Największy ośrodek, którym dysponują w tej chwili w Europie Amerykanie, to doskonale wyposażony poligon w Hohenfelds w Niemczech. Powinniśmy pilnie tworzyć nowe ośrodki szkoleniowe w Polsce, które moglibyśmy im zaoferować.

Czytaj więcej

Gen. Dariusz Łukowski: Nadchodzi decydujący moment wojny w Ukrainie

Czy Amerykanie sygnalizują w tej chwili, że mogą wycofać część wojsk z Polski?

Nie mamy żadnych sygnałów na ten temat. Przegląd wojsk amerykańskich jest dokonywany przez cały czas, nie jest zamknięty, zakładamy, że zostanie zakończony do wczesnej jesieni. Wydaje nam się, że do końca września zapadną decyzje. Zatem dzisiaj wszystkie informacje na ten temat to spekulacje.

Niestety technicznie dosyć łatwo jest zredukować wojska stacjonujące w Polsce

gen. broni rez. Dariusz Łukowski

Reklama
Reklama

Na ile konflikt w naszej części Europy może być zależny od tego, czy Chiny dokonają uderzenia na Tajwan? Powiedział pan, że w 2027 r. Rosja nie będzie gotowa do walki, bo ciągle jest uwikłana na Ukrainie. Ale jest jeszcze Mołdawia i Kaukaz, z którymi Rosja ma problem. Ile lat po zakończeniu wojny w Ukrainie Rosja potrzebuje na odbudowę swoich sił zbrojnych?

Myślę, że Rosji wystarczą dwa do trzech lat, aby odbudować potencjał. Ale też synchronizacja pewnych działań z Chinami jest wysoce prawdopodobna. W tym zakresie zgadzam się z ocenami niektórych ekspertów.

Trzeba być świadomym, że największym przeciwnikiem zarówno dla Chin, jak i Rosji są właśnie Stany Zjednoczone. Groźba stworzenia dwóch teatrów wojennych jednocześnie wykreowałaby poważny dylemat dla USA. Potwierdzeniem tego są decyzje administracji amerykańskiej o wspomnianym przesuwaniu środka ciężkości w kierunku Indo-Pacyfiku i wymuszanie na Europie większej samodzielności, jeżeli chodzi o zdolności obronne.

Potencjalnie które punkty w pobliżu naszych granic są najbardziej zapalne?

Najbardziej zapalnym jest przesmyk suwalski. Jest trudny do obrony. Nie ma głębi operacyjnej, dlatego stanowi wyzwanie dla sojuszu, jeżeli chodzi o zapewnienie bezpieczeństwa. Trudno tam jest wprowadzić istotne siły lądowe, bo jest zbyt mało miejsca do operowania dużymi związkami taktycznymi.

Czytaj więcej

Czym jest przesmyk suwalski?

Patrząc historycznie, zawsze musimy też zwracać także uwagę na kierunek brzeski, od bramy smoleńskiej. Przez setki lat wojny były prowadzone z tego kierunku. Kolejnym ryzykownym kierunkiem jest tzw. brama przemyska od strony Ukrainy, dlatego on także musi być zabezpieczony. Póki Ukraina jest niepodległa, stanowi dla nas tu naturalny bufor.

Reklama
Reklama

Czy Rosja stworzyłaby poważny dylemat dla Polski i NATO, gdyby próbowała przebić się do obwodu królewieckiego nie przez przesmyk suwalski, tylko przez terytorium Litwy?

Nie ma to tak naprawdę większego znaczenia. Natomiast na pewno Rosjanie mogą eksplorować ten temat politycznie, twierdząc, że obwód królewiecki to jest ich enklawa, do której nie mogą się dostać z powodu problemów komunikacyjnych, bo nie ma dróg, jest ograniczony transport kolejowy oraz morski, a tymczasem oni chcą podtrzymywać funkcjonowanie społeczeństwa lokalnego. Ten odcinek jest stosunkowo krótki i z wojskowego punktu widzenia łatwy do połączenia z Białorusią, dlatego jest to potencjalny punkt zapalny.

Jeżeli istnieje groźba konfliktu i sygnalizuje to amerykański dowódca, to które elementy Sił Zbrojnych RP powinny być rozwijane w pierwszej kolejności? 

Potrzebujemy mocnych inwestycji w obronę przeciwlotniczą i przeciwrakietową. To banał, ale ich słabość jest rzeczywistym problem nie tylko Polski, ale także wszystkich krajów europejskich. Musimy posiadać zdolność do rażenia na dużej odległości. Ale tu nie chodzi tylko o pozyskiwanie środków rażenia dalekiego zasięgu. To również zdolność do identyfikacji celów, czyli do prowadzenia targetingu. Musimy mieć zdolności rozpoznawcze w kosmosie, rozpoznanie satelitarne, systemy fuzji danych rozpoznawczych oraz zdolności analizy tych danych w czasie rzeczywistym, w tym również zdolności oceny skuteczności wykonywanych uderzeń.

Rosji wystarczą dwa do trzech lat, aby odbudować potencjał

gen. broni rez. Dariusz Łukowski

Dzisiaj nie można przeprowadzić ataku w sposób skryty. O tym, że wojska rosyjskie na początku 2022 r. przegrupowują się wzdłuż granic ukraińskich, jakie to są jednostki, jak są zaopatrzone, doskonale widzieliśmy, bo monitorowaliśmy te ruchy każdego dnia. Przed wybuchem wojny odbywała się tylko dyskusja, czy uderzą dziś, czy jutro, czy w ogóle uderzą? Więc chodzi też o to, żeby nie dopuścić do podejścia do naszych granic istotnych sił i mieć zdolność rażenia na duże odległości. Jest to element odstraszania i przeciwnik musi widzieć tu nasze zdolności.

Ale musimy się przygotować także na niekonwencjonalne ataki. Bo jeżeli dzisiaj Rosja mówi, że jest w stanie przeprowadzić na Ukrainę uderzenie dwoma tysiącami dronów, to zadajemy sobie pytanie, co by było, gdyby nas zaatakowano dwoma tysiącami dronów? Czy systemy, którymi dysponujemy, są w stanie odpowiednio zareagować?

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Marek Kozubal: W 2027 r. będzie wojna? Naprawdę?

Musimy także zacząć pracować nad nowymi technologiami, które pozwalają rozbudować zdolności walki elektromagnetycznej, ale także nad innowacyjnymi systemami pozwalającymi na efektywne zwalczanie dronów. One powinny być produkowane na masową skalę jak najtaniej. To jest gigantyczne wyzwanie i co byśmy nie mówili, nie ma od tego odwrotu. Dronizacja nastąpi. Powinniśmy iść w kierunku autonomizacji działań bojowych, także by jak najmniej personelu wykorzystywać w bezpośredniej walce. Niż demograficzny nie sprzyja rozbudowie sił zbrojnych o bardzo dużej liczebności.

System Obrony Cywilnej nadal jest w rozsypce, ciągle nie powstają zapowiadane struktury, a nawet schrony dla ludności cywilnej. Dlaczego tak się dzieje? 

To zaległości wieloletnie. Chociaż mamy ustawę o ochronie ludności i obronie cywilnej, dopiero teraz ogłaszane są pierwsze przetargi związane z powstawaniem budowli ochronnych. Efektów jeszcze długo nie zobaczymy. Budowa schronów czy przebudowa budynków to zadania długofalowe. Ale dzisiaj są zaawansowane technologie, które pozwalają stawiać lekkie schronienia modułowe, które kupuje się jako gotowe elementy.

Czytaj więcej

Marek Kutarba: Polska wyciąga właściwe wnioski z rosyjsko-ukraińskiej wojny dronowej

Niestety przyzwyczailiśmy też społeczeństwo, że gdy coś się dzieje, występuje klęska żywiołowa, to wysyłamy do usuwania jej skutków masę różnych służb, w tym wojsko. Niewielu ma świadomość, że niemal wszystkie te służby „wyparują” do innych zadań w momencie, kiedy będzie wojna, a wojsko zajmie się walką. Dlatego już teraz tę przestrzeń trzeba wypełnić obroną cywilną, która będzie miała określoną strukturę i będzie gotowa do kierowania ewakuacją, zabezpieczaniem ludności cywilnej w wodę, żywność i leki.

Reklama
Reklama

Tym ma się zająć korpus obrony cywilnej, tyle że na razie on nie powstaje.

Takie struktury trzeba budować od poziomu gminnego poprzez powiaty i województwa do szczebla centralnego, i te działania muszą być skoordynowane, bo w wojennym chaosie wojsko musi wykonywać określone zadania, a nie być angażowane do udzielania pomocy. Nie można ograniczać mu swobody manewru.

Dzisiaj na Ukrainie widzimy, jak ten system działa, bo Rosjanie masowo atakują obiekty cywilne. Modyfikowane są np. działania służb ratunkowych w odpowiedzi na strategię Rosjan, którzy czekają, aż służby ratunkowe wejdą do zaatakowanego obiektu i uderzają drugi raz. Dlatego Ukraińcy często mówią o robotyzacji w ratownictwie i do ewakuacji rannych wykorzystywane są roboty. Trzeba korzystać z wiedzy i doświadczeń Ukraińców. Oni się wiele uczą i przypłacają to ofiarami.

Niedawno Rada Ministrów przyjęła projekt Strategii Bezpieczeństwa Narodowego i przekazała go do prezydenta RP Andrzeja Dudy. Jej słabością jest fakt, że nie została poprzedzona Strategicznym Przeglądem Bezpieczeństwa Narodowego ani Stra­tegicznym Przeglądem Obronnym. Nie odbyły się też ćwiczenia, o których jest mowa w Ustawie o obronie Ojczyzny. Powinny być one organizowane nie rzadziej niż co cztery lata, przy udziale najwyższych władz państwowych.

Oczywiście, szkoda. Tylko przede wszystkim pamiętajmy, że to, by nowelizację strategii poprzedzały przeglądy obronne, nie jest nigdzie nakazane. Nie ma takich procedur.

BBN wyszedł z inicjatywą, która wynikała z zapisów poprzedniej strategii i która zakładała zbudowanie systemu zarządzania bezpieczeństwem narodowym, w tym obejmującego przygotowywanie, hierarchizację i realizację pewnych dokumentów strategicznych. Ale ten temat nie został podjęty.

Dzisiaj możemy napisać najlepszą strategię, ale nie mamy mechanizmów jej implementacji. Około 70 proc. zapisów w strategii z 2020 roku nie zostało wdrożonych. Powinna zostać dokonana też koordynacja zapisów Strategii Bezpieczeństwa Narodowego z rządową strategią średniookresową rozwoju kraju. Tym bardziej że ona nie tylko bazuje na zidentyfikowanych megatrendach, ale ma też zakotwiczenie finansowe. To mógłby być pewien kanał implementacji zapisów strategii bezpieczeństwa. A przypominam, że oba dokumenty są opracowywane przez struktury rządowe.

Reklama
Reklama

Problemem jest też, jak ustawić cykl opracowywania i przyjmowania dokumentów, bo wybory parlamentarne są co cztery lata, a prezydenckie co pięć lat. Do tego moim zdaniem przegląd bezpieczeństwa powinien być wykonywany na początku kadencji nowego prezydenta. I on dałby odpowiedź na pytanie, czy potrzebna jest nowa strategia. Nowa strategia byłaby też od razu podstawą do opracowania Polityczno-Strategicznej Dyrektywy Obronnej, która jest kluczowa z punktu widzenia planowania zadań obronnych w państwie, zarówno cywilnych, jak i wojskowych.

Kolejnym problemem jest sprawa organizowania ćwiczeń z udziałem najwyższych władz państwowych...

...one są w ogóle planowane w najbliższym czasie?

W Ustawie o obronie Ojczyzny, która weszła w życie w marcu 2022 r., jest zapis, że raz na cztery lata powinny odbywać się ćwiczenia krajowe. W marcu przyszłego roku miną właśnie te cztery lata, a do tej pory nie mamy nawet planu ćwiczeń, o którym też mówi się w ustawie. Dlatego zastanawiam się, czy rząd przygotuje przy współudziale prezydenta RP takie ćwiczenia, czy będzie w tym zakresie nowelizował ustawę.

Ja uważam, że ćwiczenia krajowe powinny się odbywać w pierwszym roku urzędowania nowego rządu. Mógłby być to element przeszkolenia całej administracji rządowej na wypadek ewentualnego zagrożenia wojennego.

Dzisiaj możemy napisać najlepszą strategię, ale nie mamy mechanizmów jej implementacji. Około 70 proc. zapisów w strategii z 2020 roku nie zostało wdrożonych

gen. broni rez. Dariusz Łukowski

Myśmy widzieli, jakie to ma znaczenie po przeprowadzonych w styczniu 2023 r. z inicjatywy prezydenta Andrzeja Dudy oraz ówczesnego sze­fa BBN Jacka Siewiery ćwiczeniach symulacyjnych wysokiego szczebla (Table Top Exercise – TTX). Wynikało z nich ewidentnie, że powinna być dookreślona od­powiedzialność zasadniczych organów kierowania obroną państwa, a każdy z uczestników procesu kierowania obroną powinien posiadać opracowane algorytmy reagowania w sytuacjach zagrożenia.

Do dzisiaj politycy na poważnie nie zajęli się pre­zydenckim projektem ustawy o działaniach organów władzy pań­stwowej na wypadek zewnętrznego zagrożenia bezpieczeństwa państwa. Został on złożony do marszałka podczas IX kadencji oraz X kadencji Sejmu. Czy to jest porażka BBN?

To jest porażka państwa, a nie BBN, który ten projekt przygotował. Porażką jest to, że nikt na poważnie do niego nie podszedł, żeby wdrożyć zapisy. I to nawet wtedy, gdy pan prezydent stwierdził, że nie zależy mu, żeby te przepisy były procedowane jako projekt prezydencki. Mogły być one przeniesione do ustaw rządowych, bo ważne jest to, żeby pewne kwestie zostały uregulowane, co jest w interesie bezpieczeństwa państwa. To był projekt, w którym politycy w ogóle nie maczali palców, został napisany przez ekspertów.

W połowie drogi wstrzymane zostały także prace nad udoskonaleniem Systemu Kierowania i Dowodzenia. Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych i Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych nie zostały przekształcone w Dowództwo Sił Połączonych. Nie zostały utworzone Dowództwo Wojsk Lądowych, Dowództwo Sił Powietrznych, Dowództwo Mary­narki Wojennej, a Wojska Obrony Terytorialnej nie zostały podporządkowane Dowódcy Sił Połączonych. Nie utworzono Wojsk Medycznych oraz Wojsk Wsparcia Sił Zbrojnych podporządkowanych Szefowi Sztabu General­nego WP. Tymczasem z ćwiczeń wojskowych jasno wynika, że brak uregulowania tej kwestii może negatywnie wpłynąć na przebieg operacji obronnej.

Ja tego nie rozumiem i uważam, że najlepszy moment, aby wdrożyć reformę dowodzenia, właśnie mija. Im bardziej się zbliża zagrożenie ze strony Rosji, tym trudniej będzie ją przeprowadzić. A na pewno trudno jest przeprowadzać restrukturyzację w czasie wojny. Wszyscy generałowie Wojska Polskiego, dowódcy doskonale wiedzą, że obecna struktura jest kulawa, ma wiele wad. Moim zdaniem brakuje niestety odwagi politycznej.

Foto: Tomasz Sitarski

Czy w czasie operacji obronnej możliwe jest ewentualne przekazanie dowódcy sojuszniczemu dowodzenia częścią lub całością operacji na terenie Polski?

Dzisiaj jest to problematyczne. Ja nie znajduję przepisów, które by tę kwestię regulowały. Ustawa o stanie wojennym nie wskazuje, w jaki sposób możemy uchylić część swoich kompetencji w czasie wojny na rzecz dowódcy sojuszniczego. Prawdopodobnie żaden kraj sojuszniczy w Europie nie uregulował tej kwestii. Tyle że najistotniejsze elementy operacji obronnej na flance wschodniej mają odbywać się właśnie w Polsce, stąd nam powinno szczególnie na tym zależeć. Dlatego w szeregu wystąpień kierowanych do Ministerstwa Obrony Narodowej proponowaliśmy m.in., żeby ta kwestia została uregulowana.

Nigdy nie narzekaliśmy na konstytucję. Starliśmy się zawsze znaleźć konstruktywne rozwiązania prawne w ramach obowiązującej ustawy zasadniczej

gen. broni rez. Dariusz Łukowski

Minister obrony nie podlega prezydentowi i prezydent nie ma formalnego wpływu na obsadę tego stanowiska. Czy pana zdaniem to rozwiązanie niesie ryzyko napięć między prezydentem a ministrem obrony? W prakty­ce oznacza m.in. konieczność negocjacji między ośrodkiem prezydenckim a MON zarówno nominacji generalskich, jak i wyznaczania na szefa Sztabu Gene­ralnego WP i dowódców rodzajów sił zbrojnych. Na stopień generalski wprawdzie mianuje prezydent, ale na konkretne stanowi­sko oficera wyznacza minister.

Takie ryzyko będzie zawsze. Konstytucja nie jest doskonała, ale jeżeli ją się właściwie czyta, właściwie interpretuje, to możliwa jest skuteczna współpraca. Za kadencji prezydenta Andrzeja Dudy mieliśmy do czynienia zarówno z rządem, który pochodził z tego samego ugrupowania politycznego, jak i z kohabitacją. Ale jeżeli chodzi o współpracę w obszarze bezpieczeństwa, nie było większych problemów. Oczywiście jakieś tarcia się pojawiały, ale wydaje mi się, że najważniejszym czynnikiem stabilizującym było to, kto był ministrem obrony i szefem BBN. Skuteczność działania wynikała ze świadomości osób zajmujących kluczowe stanowiska w tym obszarze, z jak poważnymi zagadnieniami się zmagamy, czym się zajmujemy. Uważam, że to jest taki obszar, że nawet jeżeli są jakieś osobiste animozje, powinno się je schować i patrzeć na wykonywane zadania jedynie poprzez pryzmat interesu bezpieczeństwa państwa.

Nigdy nie narzekaliśmy na konstytucję. Staraliśmy się zawsze znaleźć konstruktywne rozwiązania prawne w ramach obowiązującej ustawy zasadniczej. Daje ona bardzo duże możliwości do tego, żeby skutecznie realizować wszystkie zadania związane z bezpieczeństwem państwa.

Czy możliwe jest w przyszłości podważanie roli BBN ze wskazaniem, że nie powinno weryfikować dokumentów kierowanych do prezydenta RP, „gdyż rola prezydenta jest reprezentacyjna, więc powinien on podpisywać do­kumenty bez kwestionowania ich treści”. Słyszał pan przecież takie opinie.

Oczywiście, wiem, że niektórych boli, iż Biuro Bezpieczeństwa Narodowego pewne dokumenty czyta i weryfikuje, ale taka jest kolej rzeczy. Jeżeli ktoś deprecjonuje rolę BBN w systemie, to nie rozumie systemu. Nie rozumie, jak powinno działać państwo oraz że wszystkie dokumenty z obszaru bezpieczeństwa mają poważne i dalekosiężne skutki. Nie może być tak, że prezydent RP nie ma świadomości tego, co podpisuje. Biuro jest tym organem, który odpowiada w jego imieniu za to, żeby profesjonalnie i w sposób ekspercki analizować dokumenty i wskazywać, że spełniają określone kryteria i nie ma żadnych zagrożeń. To jest absolutnie zgodne z interesem państwa.

Za tej kadencji nie zdarzyło się, aby jakakolwiek regulacja prawna z obszaru bezpieczeństwa nie została podpisana przez prezydenta Andrzeja Dudę, bo wszystko zostało wcześniej wspólnie przedyskutowane i uzgodnione. To wynika też z tego, że jesteśmy otwarci na współpracę, a do tego celu używamy logicznych i merytorycznych argumentów

gen. broni rez. Dariusz Łukowski

Trudno, żeby prezydent znał wszystkie aspekty związane z planowaniem na rzecz Sił Zbrojnych. To nie my też podpisujemy kluczowe dokumenty, prezydent zawsze ma ostatni głos i to on podejmuje decyzję.

Jakie prace były prowadzone w BBN, które rekomendujecie do kontynuacji nowemu szefowi Biura? Czy dostanie też plany, jak reagować w sytuacji kryzysowej? Ma pan jakąś radę dla następcy?

Spotkałem się z nowym kierownictwem Biura, istnieje więc komunikacja z naszymi następcami. Przygotowaliśmy materiał informacyjny na temat tego, czym się Biuro zajmowało przez ostatni czas, jakie są wyzwania.

Co uważa pan za najbardziej istotne w kontekście dokumentów, które otrzyma kolejny szef?

Istotne jest to, żeby zrozumieć, jak pozycjonuje się Biuro Bezpieczeństwa Narodowego w relacjach z rządem, bo od tego zależy, jaką wiedzą będzie dysponował prezydent. Prezydent musi być informowany w czasie rzeczywistym, musi wiedzieć o wszystkich zdarzeniach, które są istotne z punktu widzenia funkcjonowania państwa w obszarze bezpieczeństwa. Głównym kanałem tej informacji jest BBN, a nie Kancelaria Prezydenta. Ta wiedza pozwala na ich rzetelną ocenę. Szef Biura jest członkiem Komitetu Bezpieczeństwa, Kolegium Służb Specjalnych czy Komitetu Cyberbezpieczeństwa, uczestniczy w posiedzeniach Stałego Komitetu Rady Ministrów czy w posiedzeniach Rady Ministrów, gdy tematem są regulacje obejmujące obszary bezpieczeństwa. Prezydent przekazuje swoje stanowisko już na etapie przygotowywania dokumentów.

Za tej kadencji nie zdarzyło się, aby jakakolwiek regulacja prawna z obszaru bezpieczeństwa nie została podpisana przez prezydenta Andrzeja Dudę, bo wszystko zostało wcześniej wspólnie przedyskutowane i uzgodnione. To wynika też z tego, że jesteśmy otwarci na współpracę, a do tego celu używamy logicznych i merytorycznych argumentów. W ostateczności wygrywa na tym państwo. Wszystko zależy od dobrej woli, a jej trzeba szukać, bo interes państwa jest nadrzędny.

Rozmówca

Gen. broni rez. Dariusz Łukowski

Odchodzący szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego

Naczelny dowódca sił NATO w Europie gen. Alexus Grynkewich uważa, że USA i Unia Europejska mają półtora roku, aby przygotować się na skoordynowany atak Rosji i Chin. Na ile ten scenariusz jest realny?

W mojej ocenie ten scenariusz jest przerysowany. Wynika to z kilku czynników. Pierwszym jest wywieranie presji na sojuszników europejskich, żeby poważnie podchodzili do zwiększania zdolności wojskowych. Drugi wynika z działania na użytek wewnętrzny. Administracja Donalda Trumpa środek ciężkości zainteresowania przesuwa w kierunku Indopacyfiku i Azji. A tam kluczową rolę odgrywają siły powietrzne, Marynarka Wojenna oraz piechota morska, czyli marines. Nie wojska lądowe, które tradycyjnie są związane z kontynentem europejskim. Zatem wypowiedź tę można interpretować jako wynikającą z konieczności zachowania balansu w wydatkach między tymi rodzajami sił zbrojnych. Zwrócenie uwagi na zagrożenia to element presji politycznej wynikającej z przeglądu stacjonowania i obecności wojsk amerykańskich w Europie.

Pozostało jeszcze 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Powstanie Warszawskie
Sondaż: Czy Powstanie Warszawskie było potrzebne i powinno wybuchnąć?
Publicystyka
Marek Kozubal: W 2027 r. będzie wojna? Naprawdę?
Wojsko
Nowy sondaż: Czy polska armia jest gotowa do wojny?
Komentarze
Marek Kozubal: Sławomir Cenckiewicz, harcownik na czele BBN
Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Materiał Promocyjny
Nie tylko okna. VELUX Polska inwestuje w ludzi, wspólnotę i przyszłość
Reklama
Reklama