W dodatku Szymon Hołownia okazał się miękiszonem i nie tylko przyrzekł zwołanie Zgromadzenia Narodowego, ale spotyka się z PiS-em. Może coś jeszcze trzeba obiecać albo pomodlić się o nowy cud nad Wisłą? Co gorsza, Sławomir Cenckiewicz awansuje na szefa BBN, a on tylko marzy, aby pożreć Donalda Tuska na śniadanie i popić wodą sodową. Czy już trzeba wraz z całym „Miasteczkiem Wilanów” emigrować do Niemiec albo Nowej Zelandii, bo w Ameryce czyha Trump, a on jeszcze gorszy, tym bardziej że w czerwonej bejsbolówce?

Czytaj więcej

Marek Kozubal: Sławomir Cenckiewicz, harcownik na czele BBN

Polacy wiele razy pokazali, że są narodem mądrym

Nie. Wystarczy, abyśmy byli mężami albo żonami stanu – my wszyscy, którym zależy na Polsce. Nie wymagajmy tego od Tuska, od Hołowni i Adama Bodnara, nawet nie od „Miasteczka Wilanów”, bo nie tam wygrywa się wybory. A przecież potrafiliśmy nimi być i zasłużyliśmy na dumę z własnej postawy; choćby w październiku 1956, kiedy nie chwyciliśmy za broń jak Węgrzy ani nie siedzieliśmy w kącie jak Czesi, tylko niezbrojną presją wymogliśmy wszystko, co można było wtedy uzyskać. W pamiętnym sierpniu 1980 roku, kiedy wybraliśmy prawdomówność, a nie chleb z kiełbasą. W nie mniej pamiętnym czerwcu 1989 roku, kiedy kartką do głosowania rozpędziliśmy sowieckie czołgi. W 2003 roku, kiedy w referendum opowiedzieliśmy się za Europą, na co do dziś jeszcze niektórzy zgrzytają zębami. W październikowych wyborach przed niespełna dwoma laty. No i jeszcze niejeden raz w międzyczasie.

Czytaj więcej

Ruszyły kontrole na granicach z Niemcami i Litwą. Siemoniak: Przyczyny jak najbardziej realne

Prawdziwy mąż stanu nie obraża się na wyborców

To wcale nie jest takie trudne: mąż albo żona stanu patrzy dalej niż koniec własnego nosa i zawartość własnej portmonetki. Wie, że ludzie są omylni i niewytrwali, a obietnice przedwyborcze rzadko kiedy daje się w całości spełnić, dlatego nie obraża się na swoich wybrańców, tylko uważnie przygląda się kierunkowi, w którym zmierzają, wspiera ich w dobrym, nawet gdy w krótkiej perspektywie ma to skutki bolesne. Mąż stanu wie, że patriotyzm nie polega na paradowaniu w kamizelce z nadrukiem R.O.G. (co to znaczy, może „Rogacze”?), na udawaniu jakiejś straży, skandowaniu haseł, obwieszaniu się biało-czerwonymi symbolami; nie zawsze potrafi powiedzieć, na czym on naprawdę polega, ale zawsze postępuje zgodnie z wartościami, które ma za najważniejsze. Czy wytrwamy? Przecież jest nas więcej, jeśli będziemy razem, nic się nam nie oprze! Gdy weźmiemy się za ręce, otoczymy Polskę długim szeregiem i jeszcze starczy miejsca dla wszystkich innych.