Cała Polska nie spała, ale Polska wiedziała. Że za wcześnie na odtrąbienie zwycięstwa, ogłoszenie sukcesu i przedstawienie pierwszej damy. Zwłaszcza że exit poll przy 20 proc. osób odmawiających odpowiedzi właściwie niczego nie mówi. A przecież było już wystarczająco głośno o tym, że te wybory będą „na żyletki” (bądź „na lakier samochodowy”).
Gdyby faktycznie wygrał Rafał Trzaskowski, mielibyśmy do czynienia z festiwalem pogardy. Obecnie trwa festiwal resentymentu. Przynajmniej w internecie, w serwisach społecznościowych, wśród twardego elektoratu KO. Przecież miało wyjść zupełnie inaczej.
Czytaj więcej
Europa wypada z wyścigu technologicznego, w którym biorą udział USA i Chiny, ale jest też margina...
Mogło tak być, gdyby obecna koalicja rządząca cokolwiek robiła zamiast podgrzewać emocje wyborców na X. Grając na ciągłą polaryzację, musi teraz spijać piankę z tego, co nawarzyła. W końcu czy to nie Donald Tusk przeniósł polityczną debatę do sieci, gdzie atakował politycznych oponentów, wpisując ją w niemalże metafizyczny schemat walki dobra ze złem? Gdzie słuchał przede wszystkim Romana Giertycha i tych, którzy skandowali: „Rozliczać, rozliczać, rozliczać!”. A stan ducha polskich obywateli ma niewiele wspólnego z logiką serwisów społecznościowych, choć pewien ich duch przeniknął już do powszechnej świadomości. I właśnie tego nie zrozumieli ani Donald Tusk, ani Rafał Trzaskowski, ani Koalicja Obywatelska.
Wyniki wyborów prezydenckich: PO nie rozumie emocji i aspiracji Polaków
Nie chodzi wcale o to, że dla większości Polaków liczy się przede wszystkim własny materialny byt, a reszta niewiele ich obchodzi. To granie na podobnych nutach, co mówienie, że Karola Nawrockiego wybrali niewykształceni mieszkańcy małych miast i wsi, którzy ze sztachetami gonią gejów. Donald Tusk, prowadząc politykę w serwisach społecznościowych, kompletnie nie pojął tego, na czym się one opierają. Liczą się w nich dwie sprawy: wiarygodność i autentyczność. A na tych polach KO przegrywa na całej linii. Wciąż nie rozpoznaje uczuć ogromnej rzeszy Polaków, które można nazwać narodowo-patriotycznymi. One wcale nie są ani zaściankowe, ani kołtuńskie. Nie idzie w nich o to, żeby wrócić do dawnych czasów, a o silną Polskę, mocno zaznaczającą swój interes. A gdy się ich nie rozumie, to nie można się na nie autentycznie powoływać. Patrząc przez pryzmat mitycznego zwrotu w prawo, nie KO dostrzegła, że gra toczy się głównie o ambicje Polaków.