Maciej Strzembosz: Aspiracje Polaków, czyli czego nie rozumie Donald Tusk

Donald Tusk swego czasu mówił, że jak ktoś ma wizję, to powinien iść do lekarza. Problem w tym, że Polacy mają dziś większe aspiracje niż tylko być wagonikiem w cudzym pociągu. Czy premier wyciągnie z tego wnioski i zrozumie, że rozliczanie nadużyć PiS to za mało?

Publikacja: 20.01.2024 07:09

Premier Donald Tusk

Premier Donald Tusk

Foto: PAP/Piotr Nowak

We współczesnej polityce coraz częściej mamy do czynienia z dwoma okopanymi obozami plemiennymi, w których dominuje lojalność i nienawiść. Lojalność wobec wodza, nienawiść do przeciwników. Rozmiary obozów są mniej więcej równe, a okopy na tyle silne, że praktycznie nie ma mowy ani o zwycięstwie, ani o dialogu. Na ostateczne zwycięstwo każda strona jest za słaba, ale też wydaje się im, że jest ono na wyciągnięcie ręki, więc zamiast dialogu bardziej opłaca się wojna. Który bowiem z wodzów plemiennych chce się okazać miękiszonem, co pierwszy wyciąga rękę do zgody?

Kto się spodziewał, że Donald Tusk będzie politykiem lewicowym?

Pomiędzy okopanymi obozami lub na ich obrzeżach hasają mniejsze grupy próbujące założyć własny obóz i niewielka, mobilna i nie do końca zorganizowana grupa, która nie traktuje polityki jako walki dobra ze złem, a polityków jako przywódców jedynie słusznej krucjaty, lecz usługodawców mających dostarczyć pożądane rezultaty. Wedle znanej metafory: wybory w demokracji to nie deklaracja lojalności, ale wybór pociągu, który jedzie w pożądanym kierunku. Dziś ten, jutro inny, nie tylko dlatego, że partie się zmieniają, ale także dlatego, że zmieniają się cele i aspiracje obywateli.

Kto z nas się spodziewał, że partia Lecha Kaczyńskiego po jego śmierci skręci w kierunku złodziejskiej mafii opętanej nienawiścią do reszty świata? Albo że lider partii liberałów Donald Tusk okaże się ostatecznie po doświadczeniach wynikających z rządzenia i przygody europejskiej politykiem lewicowym? Dla plemion to bez znaczenia, bo one zaprzysięgły lojalność swym wodzom i uzasadnią każdy skręt już to ratowaniem chrześcijaństwa, już to ratowaniem Polski przed dyktaturą. Nota bene ratowanie chrześcijaństwa za pomocą łamania wszelkich możliwych przykazań i z pełnym poparciem hierarchii kościelnej, to spektakl, który był nie do przewidzenia, przynajmniej dla mnie, gdy w stanie wojennym Kościół był oazą wolności i wartości. Tymczasem pojawiły się dwa nowe liczmany: walka z aborcją i LGBT, które w zasadzie zastąpiły wszystkie inne wyznaczniki chrześcijaństwa, więc wystarczy byś był przeciw aborcji i LGBT, by nieważne stało się np. złodziejstwo czy mówienie fałszywego świadectwa.

Stawianie Romana Giertycha na czele rozliczeniowej krucjaty to błąd

Ale po stronie tzw. obozu postępu jest niewiele lepiej. Po ośmiu latach PiS u władzy, obecny rząd jest pod presją żądnych krwi i zemsty rzekomych demokratów, a poziom hipokryzji niestety także jest wysoki. Dla mnie symbolem tej hipokryzji jest powierzenie Romanowi Giertychowi kierownictwa w walce z nadużyciami PiS. Nadużycia i złodziejstwo trzeba rozliczyć do spodu, by wreszcie do klasy politycznej dotarło, że odpowiedzialność za łamanie prawa nie jest fikcją. Ale postawienie na czele krucjaty osoby dyszącej osobistą żądzą zemsty za aresztowanie jest czymś niepojętym. Po pierwsze Roman Giertych sam ma na karku postępowanie prokuratorskie, które najpierw wypadałoby do końca wyjaśnić, zanim powierzy mu się śledztwo w innych kwestiach. Po drugie sprawiedliwość to nie zemsta. Rozliczenie nadużyć, by było wiarygodne w całym społeczeństwie, a nie tylko wśród Silnych Razem, musi mieć wszystkie znamiona beznamiętnej analizy prawnej. Giertych zaś gwarantuje wszystko, tylko nie to. Będą więc igrzyska, które oskarżonym łatwo będzie usprawiedliwiać zemstą mecenasa, który sam ukrył się za poselskim immunitetem.

Czytaj więcej

Donald Tusk to liberalny wilk w socjalnej skórze

Ale najważniejszym problemem rządu Donalda Tuska jest co innego. Zmieniły się aspiracje Polaków, a zwłaszcza tej centralnej grupy obywateli, którzy decydują o wynikach wyborów, głosując raz za jednym, raz za drugim głównym obozem. Dawniej była to przede wszystkim kwestia gonienia poziomu życia na zachodzie Europy. Dlatego nikomu nie przeszkadzało podczepienie polskiej gospodarki jak wagonika do niemieckiego pociągu. Ale czasy się zmieniły. Jakby to nie brzmiało dziwnie – Polska dogoniła Zachód. Owszem są na Zachodzie kraje od nas bogatsze, ale coraz więcej jest biedniejszych, a według niektórych brytyjskich prognoz w 2030 roku PKB na osobę w Polsce będzie wyższe niż w Wielkiej Brytanii.

Polacy nie chcą być już tylko wagonikiem. Niezależnie czy rządzi PiS czy Platforma

Bycie wagonikiem już nas nie zadowala – chcemy mieć własny pociąg, własne tory i własny cel podróży. Dla symetrystów i racjonalistów od tego ile osób pójdzie do więzienia ważniejsze są jak najszybsze wybudowanie elektrowni atomowych, budowa CPK, porządnego portu w Świnoujściu, trasy via Carpatia, szlaków wodnych na Odrze i Wiśle, nakłady na infrastrukturę i badania. Słowem projekty rozwojowe służące wszystkim i dające szansę na własny rozwój nie do końca zależny od tego, co się zdarzy w tym czy innym kraju ciągle jeszcze od nas bogatszym. Chcemy po prostu własnej lokomotywy, a nie sprawnych haków podłączających nasz wagonik do cudzego pociągu.

Donald Tusk jednak zdaje się tego kompletnie nie rozumieć. Pełnomocnikiem ds. Centralnego Portu Komunikacyjnego został jego zagorzały przeciwnik związany z konkurencyjnym lotniskiem. W nowym TVP Info odbywają się dyskusje o ludzkiej krzywdzie związanej z budową lotniska, a zwolenników budowy prawie nie dopuszcza się do głosu, za to promuje się stanowisko prywatnego, zagranicznego przewoźnika, czyli Ryanaira, zainteresowanego biznesowo rozbudową lotniska w Modlinie.

Jeśli premier mówi, że jako człowiek z Pomorza wolałby inną lokalizację dla elektrowni atomowej, to co ma pomyśleć zwykły człowiek, teraz i w przyszłości, gdy lokalizację wyznaczą bliżej jego niż premierowskiego domu?!

Podobnie jest w sprawie atomu. Sam premier mówi o zmianie lokalizacji pierwszej elektrowni atomowej, co oznacza stratę kolejnych lat i setek milionów złotych. Na dokładkę podaje argument wręcz niesłychany, bo zwiększający lęki społeczne wobec jedynej alternatywy dla węgla. Jeśli bowiem premier mówi, że jako człowiek z Pomorza wolałby inną lokalizację, to co ma pomyśleć zwykły człowiek, teraz i w przyszłości, gdy lokalizację wyznaczą bliżej jego niż premierowskiego domu?!

Czytaj więcej

Projekt CPK nie trafi do kosza. Tusk: nie będzie przymusowego wywłaszczenia

Głośno mówi się o objęciu znacznych obszarów Odry przez nowy park narodowy, co uniemożliwiałoby żeglugę. „Wątpliwości” pojawiają się też przy rozbudowie portu w Świnoujściu.

Komu przeszkadza CPK?

Tymczasem pod petycją w sprawie kontynuowania budowy CPK zapoczątkowanej przez prywatną osobę, Marcina Kwaśniewskiego, podpisało się już ponad 25 tys. osób. Dwadzieścia pięć tysięcy! W sprawie tak abstrakcyjnej i o długim horyzoncie czasowym, dającym efekty społeczne, ale niekoniecznie osobiste. Nie da się więc powiedzieć, że to podpisy lobbystów czy interesariuszy. Oznacza to, że istnieje potężna grupa obywateli, dla której bez znaczenia jest, która partia zainicjowała jakiś projekt rozwojowy, ważne jest by Polska się rozwijała pod każdymi rządami. Jest to sytuacja nowa i wprost wynika ze wzrostu aspiracji świadomej grupy obywateli, którzy swój sukces wiążą z sukcesem Polski, a nie tej czy innej partii. Kto to zrozumie i stanie się ich polityczną reprezentacją, będzie albo bezpośrednim zwycięzcą kolejnych wyborów, albo języczkiem u wagi.

Aspiracje rozwojowe są piękną opowieścią, która ma zdolność przyciągania i inspirowania. Mogą być też wizją, która walkę plemienną uczyni reliktem przeszłości. Czy jednak Donald Tusk, który swego czasu mówił, że jak ktoś ma wizję, to wysyła go do lekarza, dorósł do tego, by zaprezentować społeczeństwu coś więcej niż tylko odsunięcie PiS-u od władzy i rozliczenie nadużyć? Czy po tylu latach ma wreszcie własną wizję, która nie ma nic wspólnego ze stanem zdrowia, a bardzo wiele z nowymi aspiracjami Polaków? Sam chciałbym to wiedzieć.

O autorze

Maciej Strzembosz

Producent filmowy, scenarzysta i publicysta

We współczesnej polityce coraz częściej mamy do czynienia z dwoma okopanymi obozami plemiennymi, w których dominuje lojalność i nienawiść. Lojalność wobec wodza, nienawiść do przeciwników. Rozmiary obozów są mniej więcej równe, a okopy na tyle silne, że praktycznie nie ma mowy ani o zwycięstwie, ani o dialogu. Na ostateczne zwycięstwo każda strona jest za słaba, ale też wydaje się im, że jest ono na wyciągnięcie ręki, więc zamiast dialogu bardziej opłaca się wojna. Który bowiem z wodzów plemiennych chce się okazać miękiszonem, co pierwszy wyciąga rękę do zgody?

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
analizy
PiS, przyjaźniąc się z przyjacielem Putina, może przegrać wybory europejskie
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Arak: Po 20 latach w UE musimy nauczyć się budować koalicje
Opinie polityczno - społeczne
Przemysław Prekiel: Krótka ławka Lewicy
Opinie polityczno - społeczne
Dubravka Šuica: Przemoc wobec dzieci może kosztować gospodarkę nawet 8 proc. światowego PKB
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Zaremba: Sienkiewicz wagi ciężkiej. Z rządu na unijne salony