Jeśli jednego dnia sekretarz bezpieczeństwa narodowego USA Kristi Noem popiera Karola Nawrockiego i atakuje Rafała Trzaskowskiego (porównując go do Joe Bidena i Kamali Harris), równocześnie komisja spraw zagranicznych Kongresu USA kieruje pismo do Ursuli von der Leyen z apelem o wyjaśnienie ingerencji podmiotów powiązanych z amerykańską Partią Demokratyczną w wybory w Polsce, to znak, że nasze wybory przestały być wyłącznie polską sprawą.
Dlaczego cały świat patrzy z ciekawością na wybory w Polsce jako na element globalnej wojny liberalnej demokracji z populistyczną prawicą?
Gdy rozmawiałem w zeszłym tygodniu w Berlinie z politykami, dyplomatami i ekspertami zajmującymi się relacjami polsko-niemieckimi, od wszystkich słyszałem, że wynik wyborów prezydenckich dotyczy nie tylko Polski. Tak jak wygrana koalicji 15 października w 2023 roku była nie tylko zwycięstwem Donalda Tuska i partii sojuszniczych, ale sygnałem, że partie liberalne są w stanie pokonać partie prawicowo-populistyczne, tak też obóz niechętny PiS patrzy na Zachodzie na te wybory jako na test, czy jest w stanie władzę utrzymać. Chadecy i socjaldemokraci sukces Tuska w 2023 roku uznali za swój, tak samo sukces Trzaskowskiego teraz byłby przykładem, jak pokonać radykalizującą się prawicę. Dlatego w niedzielę Rafała Trzaskowskiego wsparł liberalny prezydent elekt Rumunii Nicusor Dan.
Ale nie mniej ważne te wybory są również dla drugiej strony – o czym świadczy właśnie zachowanie polityków amerykańskich związanych z republikanami, a nawet osobiście z Donaldem Trumpem. Amerykański prezydent, przyjmując w Białym Domu Karola Nawrockiego, wysłał sygnał, że będzie wspierał podobnie myślących kandydatów altprawicy na świecie. Nie przez przypadek Elon Musk i J.D. Vance ciepło wypowiadają się o AfD czy Zjednoczeniu Narodowym Marine Le Pen. Zarówno więc obóz liberalny, jak i altprawicowa międzynarodówka patrzą na wybory w Polsce jak na element światowego zmagania między tymi siłami.
Nie można też nie zauważyć, że aktywność kontrowersyjnej Kristi Noem czy szefa komisji spraw zagranicznych Briana Masta jest elementem wewnętrznych rozgrywek w USA – wojny, jaką republikanie u siebie prowadzą z demokratami. Dwa z pięciu punktów listu do von der Leyen niby dotyczą Polski, ale uderzyć mają w Partię Demokratyczną – chodzi o wyjaśnienie działania firmy, która pracowała przy kampaniach Baracka Obamy, Hilary Clinton i Kamali Harris, a także o uderzenie w znienawidzonego przez prawicę w USA (i w Polsce, a szczególnie na Węgrzech) George’a Sorosa. W tym sensie dostajemy rykoszetem w wyniku wewnętrznej amerykańskiej wojny.