Trudno zliczyć liczbę obietnic, które złożył dziś premier. Dość powiedzieć, że ulgi i podwyżki dla emerytów mają, według obliczeń resortu finansów, kosztować niemal 5 mld zł. Aż nie chce się wierzyć, że PO kilkanaście dni temu odrzuciła w Senacie projekt darmowych leków dla najbiedniejszych, który kosztowałby budżet 200 mln zł rocznie.
Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że realizuje się scenariusz, który mimowolnie poznaliśmy po ujawnieniu rozmowy szefa MSW Bartłomieja Sienkiewicza z szefem NBP Markiem Belką. Polacy mieli odczuć w portfelach przed wyborami, że żyje się lepiej. I pewnie odczują. Nawet wyśmiewane 36 zł dla emerytów, będzie sporym zastrzykiem przy świadczeniach wynoszących kilkaset złotych.
Tyle, że na taśmach słyszeliśmy hipotetyczny (jak mówią bohaterowie nagrań) scenariusz finansowania długu publicznego przez bank centralny. Teraz zaś rząd wydaje pieniądze, które Polacy odkładali przez kilka lat w OFE. Skoro jest już źródło finansowania, to może znajdą się pieniądze na realizację tych kosztownych dla budżetu obietnic, bo z poprzednimi bywało różnie.
Mało kto pamięta, że przed wyborami do Parlamentu Europejskiego minister zdrowia Bartosz Arłukowicz dostał zadanie likwidacji kolejek do lekarzy. Dziś premier ani sam minister o tym nie wspominali. Na oficjalnej stronie premiera jest zaś stan realizacji jego expose. Wśród niezrealizowanych kilka pozycji. Najzabawniejsza? "700-800 mld zł 'wpompuje' rząd w polską gospodarkę (...) Status: w toku".
Ale przecież zawsze z obietnic można się wycofać. Na Twitterze znalazła się ostatnio ulotka wyborcza PO z 2005 r.