Po inauguracji Karola Nawrockiego złośliwi zauważali podobieństwa kreacji nowej pary prezydenckiej do tych, które widać na jednym ze zdjęć Donalda i Melanii Trumpów – ciemny garnitur z czerwonym krawatem u prezydenta, a u jego małżonki elegancki błękitny komplet, z charakterystyczną trójkątną połą. Ale takie podobieństwa, nawet jeśli celowe, nie mają specjalnej wagi.
Dlaczego wystąpienie Karola Nawrockiego przypominało Donalda Trumpa i jego politykę
Znacznie poważniejsze są bowiem inne nawiązania do Trumpa (który na inaugurację przysłał swoją specjalną przedstawicielkę) i trumpizmu w tym, co prezydent Nawrocki mówił. Choćby słowami „Niech Bóg błogosławi Polsce”, którymi zakończył przemówienie. Takie sformułowanie nieczęsto się spotyka u polskich polityków, za to prośba o błogosławieństwo ojczyzny popularna jest w przemówieniach prezydentów USA.
Również wtedy, gdy Nawrocki przekonywał, że wygrał wybory wbrew propagandzie, kłamstwom i pogardzie, rymowało się to z przekazem Donalda Trumpa, który zawsze się chełpił tym, że miał przeciwko sobie „fake-news media”. Amerykański prezydent stał się mistrzem – jak we wschodnich sztukach walki – wykorzystywania krytyki ze strony liberalnych mediów do budowania własnej legendy: głosu sprzeciwu wobec mainstreamu, przeciw elitom i różnym wpływowym siłom. Karol Nawrocki również chciał się przedstawić jako reprezentant tych, którzy byli poszkodowani transformacją, adwokat Polski B. Do Donalda Trumpa upodabnia go to, że w mowie inauguracyjnej nie szukał kompromisu z drugą stroną, przeciwnie, smakował swój tryumf, przeciwników, tę Polskę liberalną, z wielkich miast, często szydzącą z tej drugiej moherowej Polski, dość mocno wyzywając na pojedynek.