– Dorastałem w miejscu, gdzie słońce świeci latem najdłużej, a zimą najkrócej w całym kraju; gdzie dzieci mają bliski kontakt ze zwierzętami i naturą – mówi reżyser. – Piękną, ale i okrutną. Jako dziecko chciałem pokazać dorosłym, jaki był tamten świat. Teraz robię to jako filmowiec. Kiedy zacząłem pisać scenariusz „Serca z kamienia", wróciły do mnie wspomnienia z dzieciństwa i wczesnej młodości. Czułem się tak, jakby za moimi plecami stali starzy przyjaciele i moje siostry. Najważniejsza była dla mnie prawda.
I ta właśnie prawda, obok surowości, stała się głównym atutem filmu. Pomagają się do niej zbliżyć również młodzi wykonawcy.
– Obawiałem się, że nie znajdziemy w Islandii odpowiedniej grupy zdolnych nastolatków – twierdzi reżyser. – Ale na casting przyszło ponad tysiąc osób. Niektórzy byli tak świetni i naturalni, że wybór był bardzo trudny. Zorganizowaliśmy dziesięciomiesięczne warsztaty aktorskie. Przez rok ci młodzi ludzie na moich oczach dojrzewali. Zdawałem sobie jednak sprawę, że bardzo delikatnie muszę ich wprowadzać w świat filmu, bo oni naprawdę zmieniali się razem ze swoimi bohaterami.
„Serce z kamienia" to opowieść dość typowa dla islandzkiej kinematografii. Pełna ukrytych pragnień, drobnych znaków, surowa. Fantastyczne zdjęcia zrobił Sturla Brandth Grovlen, pokazując zarówno chłód natury, jak i wybuchające namiętności.
Maleńka, licząca 300 tysięcy mieszkańców, Islandia zadziwia. Ma drużynę piłkarską, która awansuje do finałów mistrzostw Europy. I kino, obok którego nie można przejść obojętnie. Tak naprawdę narodziło się ono dopiero w latach 80., dzisiaj powstaje tam pięć–sześć tytułów rocznie.
Międzynarodowe szlaki przecierał Fridrik Thor Fridriksson, który w 1991 roku dostał nominację do Oscara za „Dzieci natury" – wzruszającą historię dwojga starych ludzi, którzy uciekają z domu opieki społecznej. Teraz takie nazwiska, jak Baltasar Kormakur czy Dagur Kari, wpisują się mocno w kinematografię europejską.