[b]"Rzeczpospolita": Na jakim etapie kryzysu finansowego jesteśmy obecnie?[/b]
[b]Janusz Lewanodwski:[/b] Jest tak, jak z etapami tegorocznego Tour de France – jeszcze nie koniec. Gospodarka europejska dźwiga się powoli, co irytuje inne kontynenty, zwłaszcza Stany Zjednoczone, oczekujące, iż najbardziej chłonny rynek świata, jakim jest Unia Europejska, wniesie większy wkład w ożywienie globalne. Używa się z upodobaniem terminu „kryzys europejski”, co w roku 2010 ma niestety swoje uzasadnienie i obniża prestiż naszego kontynentu. Mamy wzrost na poziomie średnio jednego procenta rocznie, co nie tworzy nowych miejsc pracy i nie rozwiązuje palącego problemu bezrobocia młodego pokolenia. Znane z historii gospodarczej, odnotowane wcześniej w Azji w roku 1997, zjawisko przekształcania się kryzysu sektora finansowego w kryzys finansów publicznych, dziś dotknęło strefę euro. Dzisiejsza Europa żyje w cieniu dramatu greckiego i usiłuje zablokować przenoszenie się tej choroby na inne kraje.
[b]Który kraj może ulec greckiej zarazie? Portugalia, której w ubiegłym tygodniu obniżono o dwa stopnie rating czy Hiszpania?[/b]
Trwa huśtawka nastrojów. Weźmy miniony tydzień: Hiszpania, typowana jako kraj zagrożony, lokuje z powodzeniem na rynku swoje obligacje, ale równolegle agencje ratingowe obniżają notowania Portugalii. Łotwa wytrzymuje końską kurację, ale nasilają się protesty w Grecji. I tak w kółko – cotygodniowa porcja złych i dobrych wiadomości! Trudno sprowadzić kłopoty poszczególnych krajów do wspólnego mianownika. Specyfiką iberyjską, zwłaszcza hiszpańską, jest przenoszenie się kryzysu sektora prywatnego, szczególnie „przegrzanego” budownictwa, poprzez banki i kasy kredytujące, na stan finansów państwa, które musi wystąpić w roli ratownika i tym samym przekreślić wysiłek sanacyjny sprzed kryzysu. Jest to zupełnie inny łańcuch przyczynowo- skutkowy, niż ten, który pogrążył Grecję.
[b]A Grecja najgorsze ma już za sobą?[/b]