Kampania wyborcza to zwykle zły czas dla finansów państwa. Pustoszą je sypiące się obietnice. Choć tegoroczna kampania wyborcza jeszcze nie ruszyła, już mamy m.in. 14. emeryturę zapisaną w wydatkach państwa na stałe i podwyżkę świadczenia 500+ do 800+.
Słuszna intuicja Polaków
Okazuje się jednak, że coraz więcej wyborców zdaje sobie sprawę z tego, iż za te prezenty muszą zapłacić sami. Z sondażu, który na zlecenie „Rzeczpospolitej” przeprowadził Instytut Badań Rynkowych i Społecznych IBRiS, wynika, że aż 49,4 proc. Polaków obawia się podniesienia podatków po wyborach. 26 proc. bardzo obawia się, że takie podwyżki nastąpią. Przeciwnego zdania jest niespełna co trzeci badany, a zdecydowane przekonanie, że podatki nie wzrosną, ma ledwie 12,2 proc. ankietowanych.
– Jeśli z roku na rok mocno zwiększa się deficyt sektora finansów publicznych, to w 2024 r. i kolejnych latach można go pokryć wystrzałem wzrostu gospodarczego, poprzez efektywny wzrost podatków albo ograniczenie wydatków – mówi Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. Jego zdaniem w przyszłym roku szybki wzrost gospodarczy raczej nam nie grozi. – Słuszne wydają się więc przypuszczenia ankietowanych w badaniu „Rz”, że zostaną wprowadzone dostosowania fiskalne, które zwiększą dochody budżetu – mówi Jankowiak. Jak twierdzi, można się też spodziewać działań podobnych do tych z poprzednich lat, czyli niedofinansowywania niektórych sektorów, co wiąże się z pogorszeniem jakości usług publicznych.
Czytaj więcej
Teoretycznie podatki w Polsce są niskie. W praktyce – nie. Niemal co trzecia złotówka zysku wypracowanego przez giełdowe grupy kapitałowe trafia do urzędów skarbowych.