Rosa: Biedroń powinien przeprosić za słowa o Nowackiej

Budujemy w koalicji platformę programową, ale różnorodności nie da się wyeliminować - mówi posłanka Nowoczesnej Monika Rosa.

Aktualizacja: 12.10.2018 08:57 Publikacja: 11.10.2018 18:47

Rosa: Biedroń powinien przeprosić za słowa o Nowackiej

Foto: materiały prasowe

Rzeczpospolita: Prezydent Słupska Robert Biedroń powiedział w TOK FM, że przez kilka miesięcy rozgłośnia „tresowała" Barbarę Nowacką, by ta przyłączyła się do Koalicji Obywatelskiej. Jak pani ocenia tę wypowiedź?

Monika Rosa, posłanka Nowoczesnej: To pokazuje, że język pogardy wobec kobiet ma się doskonale i wyłazi z podziemi w najmniej oczekiwanym momencie, czasami niestety z ust osób, po których się tego nie spodziewamy. Robert Biedroń chciał uderzyć w Barbarę Nowacką i dostał rykoszetem. Nic nie usprawiedliwia takiego języka. Zwłaszcza jeśli ktoś chce się przedstawiać jako polityk postępowy i otwarty.

Co teraz powinien zrobić?

Powinien oczywiście przeprosić. Ale najważniejsze, żeby jednak zmienił coś w sobie, żeby walkę z językiem dyskryminacji zaczął od siebie. To musi być prawdziwa, głęboka zmiana.

Czytaj także: Prezydent Legionowa łamie lewe skrzydełko Koalicji Obywatelskiej

To kolejna historia po kontrowersyjnym wystąpieniu prezydenta Legionowa. To był cios w wiarygodność Koalicji Obywatelskiej?

To cios w wiarygodność tego pana. Nie mamy nic wspólnego z kandydaturą Roberta Smogorzewskiego. Nigdy go nie popieraliśmy. Inną sprawą jest to, że seksizm, mizoginia mają się dobrze w sferze publicznej. Mało osób reaguje na takie wystąpienia.

Czyli w sferze publicznej jest przyzwolenie na taki język?

Tak. Widzę to na każdym kroku. Jest przyzwolenie na głupie dowcipy, komentowanie krótkich spódniczek, głębokich dekoltów. Uprzedmiotowianie nas, traktowanie przez pryzmat naszego wyglądu i naszych ciał. Niewybredne dowcipy. Często nikt nie reaguje.

W Sejmie też tak jest?

Tak. Można to łatwo zobaczyć np. w stenogramach z posiedzeń Sejmu, poczytać, co i jak politycy – zwłaszcza z prawej strony – wykrzykują do przemawiających właśnie kobiet. Zwracamy uwagę, by upominać takich posłów, ale przykład niestety idzie z góry. PiS bardzo szybko przyjęło z powrotem np. posła Zbonikowskiego.

Rzecznik PO Jan Grabiec nie zareagował w Legionowie. Powinien się podać do dymisji?

To już wewnętrzna sprawa PO. Reagować trzeba. Wszystko zaczyna się w sferze języka. Pokazuje to dobrze szwedzka kampania społeczna „Dear Daddy". Przyzwolenie na seksistowski język, rubaszne docinki i chamskie komentarze ma bardzo poważne konsekwencje społeczne. Musimy z tym walczyć. A politycy, liderzy partyjni i rzecznicy odgrywają tu wyjątkowo ważną rolę. Powiedzmy to jasno – na dyskryminacji tracą wszyscy. Traci całe społeczeństwo.

Czyli Grabiec nie musi się podawać do dymisji?

Nie wiem. Nie będziemy dyktować innej partii, co ma zrobić. Myślę, że potrzebne są teraz wspólne działania przeciwko takim sytuacjom. W firmach, w samorządach, w instytucjach publicznych, a także – jak widać – w partiach politycznych potrzebujemy jasnych procedur antydyskryminacyjnych i szkoleń, np. na uczelniach. Bardzo dużo studentek mówi, że było molestowanych. Natomiast nieznośne jest wykorzystywanie przez PiS – partię, która w kompletny sposób gardzi kobietami – całej sprawy i strojenie się w szaty obrońców praw kobiet.

Czy po Legionowie będzie jakaś nowa inicjatywa w ramach KO? Smogorzewski nie wziął się znikąd i do ubiegłego piątku był w PO.

Bardzo ważne jest to, żeby spojrzeć na problem szerzej – nie tylko na Legionowo, ale i na całą Polskę. Bo takich przypadków jest więcej. Potrzebne jest wdrożenie polityk antydyskryminacyjnych, potrzebne są szkolenia dla pracowników, tak aby kobiety wiedziały, do kogo się zgłosić, by przełożeni wiedzieli, jak reagować. To jest konieczność. Nowoczesna będzie o to walczyć i będzie nieustannie tłumaczyć koalicjantowi, jak jest to ważne. Wierzę, że jesteśmy na początku ważnej społecznej zmiany, do której przyłączy się także PO.

PiS eksponuje sprawę Legionowa w kampanii. To wpłynie na wynik?

O wyniku tych wyborów w dużej mierze zdecydują kobiety. Tego jestem pewna. One w latach 2016, 2017, 2018 pokazały gniew, że nie godzą się na pogardę wobec nich, że już się nie boją. Wyszły na ulice, zaprotestowały. I to nie jest tylko kwestia dużych miast. Kobiety zaprotestowały też w małych miasteczkach. Rozmawiamy o podstawowych prawach człowieka. Rozmawiamy o przemocy ekonomicznej, jak naprawić wyrywkowy system opieki nad osobami z niepełnosprawnością, o ochronie przed przemocą domową i o izolacji sprawców, o standardach opieki okołoporodowej, o edukacji seksualnej, dostępie do antykoncepcji, alimentacji, o dostępie do ginekologa. W niektórych gminach na jedną poradnię ginekologiczną przypada 27 tysięcy kobiet.

W tej kampanii o prawach kobiet mówią wszyscy. Koalicja Obywatelska jest wiarygodna?

Nowoczesna na pewno jest wiarygodna. Nowoczesne liderki są wiarygodne. Katarzyna Lubnauer czy Kamila Gasiuk-Pihowicz są wiarygodne. Nikt nas nie traktuje jak paprotki. Złożyliśmy ustawę o przemocy ekonomicznej, konsultujemy dalsze ustawy wdrażające konwencję antyprzemocową. Mówimy jasno, że na obniżeniu wieku emerytalnego stracą przede wszystkim kobiety (emerytura kobiet jest o 40 proc. niższa niż mężczyzn!). Zbieramy podpisy pod lokalnymi programami in vitro. Złożyliśmy projekt ustawy umożliwiający nastolatkom od 15. roku życia dostęp do ginekologa i wenerologa. Składamy ustawy dotyczące osób z niepełnosprawnościami. Realnie działamy, ale zmieniamy też język samej debaty.

Pada hasło, że ten rząd obalą kobiety. To nie tylko slogan?

To hasło wykuło się podczas czarnych protestów. Tysiące gardeł krzyczało na tych demonstracjach. Oby te tysiące poszły do wyborów. Oby kandydowały. Kobiety, niestety, rzadziej chodzą do wyborów – to pokazuje m.in. jeden z raportów Fundacji Batorego. Co jest ważne teraz? Po pierwsze, solidarność między kobietami. Pamiętanie także o tych dyskryminowanych w sposób szczególny – kobietach z niepełnosprawnościami (znalezienie gabinetu ginekologicznego dostosowanego do potrzeb kobiety z niepełnosprawnością jest bardzo trudne), kobietach z mniejszych miejscowości, wsi, z utrudnionym dostępem do lekarzy, pomocy prawnej czy organizacji pozarządowych.

Mówi pani, że Nowoczesna jest wiarygodna. Ale jest teraz w koalicji z PO. Czy kobiety zaufają nie tylko pani czy Barbarze Nowackiej, ale też Grzegorzowi Schetynie?

To jest nasze zadanie. Również Barbary Nowackiej. Aby przebić mur obojętności. Powtarzać cały czas, że nie ma czasu na czekanie. Że nie później, że nie kiedy indziej. Że to nieprawda, że nie ma klimatu. To musi się skończyć. Skończyło się: siedź w kącie, a znajdą cię. Na listach KO jest wiele kandydatek i kandydatów, którzy rozumieją, przed jakimi wyzwaniami stoimy. To oni będą zmieniali Polskę na lepsze.

Kobiety są wystarczająco reprezentowane na listach KO?

Kobiet jest więcej, chętniej kandydują, chociaż wciąż trzeba je do tego przekonywać. Są na wysokich miejscach na listach. Bezpośrednim przełożeniem na to, że kobiety chcą zmienić politykę, jest ten gniew, bunt, który wybuchł podczas czarnego protestu. Kobiety wzięły sprawę we własne ręce, bo wiedzą, że polityka będzie taka sama, jeśli ich w niej nie będzie. A mamy do tych zmian dobre inspiracje – 100 lat temu kobiety wywalczyły prawa wyborcze. Mamy przykłady fantastycznych posłanek okresu przedwojennego. Zaangażowanych, aktywnych kobiet – o których zapomniała historia. Nie ma o nich słowa w podręcznikach, nie doczekały się zbyt wielu upamiętnień w nazwach ulic czy placów. To zapomniana połowa naszej historii. Dzięki działaniom np. Kongresu Kobiet o naszych przodkiniach zaczyna być głośno.

Uważa to pani za przełom?

To przełom. Szansa, której nie można zmarnować. Zacznijmy od samorządów. Mają realne narzędzia. To kwestie dostępu do ginekologa bez klauzuli sumienia, bezpieczeństwa, wsparcia w opiece nad osobami z niepełnosprawnością, edukacji seksualnej i antydyskryminacyjnej, wdrożenia Karty równości kobiet i mężczyzn w życiu lokalnym i wiele innych.

Jednak Schetyna od postulatów aborcyjnych Barbary Nowackiej się odcina.

To kwestia standardów. Jak w każdej koalicji jest to pewien proces. Ale bez chęci zmiany nie będzie jej wcale. Nie jesteśmy jedną partią, jesteśmy koalicją, w której reprezentowane są różne podmioty – PO, N, Inicjatywa Polska. Budujemy platformę programową, ale odrębności nie wyeliminujemy. Ważne jest, że w ramach koalicji wciąż ze sobą rozmawiamy, przekonujemy się. Wierzę, że poglądy PO na aborcję będą ewoluowały.

Liczy pani na PO w głosowaniu nad ustawą o związkach partnerskich?

Mam nadzieję, że w końcu będzie pierwsze czytanie. Tak, myślę, iż tak często już o tym mówimy, że PO w większości powinna ustawę poprzeć w pierwszym czytaniu.

Jest pani rozczarowana postawą prezydenta Żuka w sprawie Marszu Równości?

To skandaliczna decyzja, z którą się nie zgadzam. Prawo do zgromadzeń jest naszym prawem konstytucyjnym i kwestią naszej wolności. To prawo nie może być w taki sposób ograniczane. Czas na odwagę i jasne opowiedzenie się po stronie wolności i praw człowieka. Marsze Równości są po to, by pokazać, że w Polsce jest 2 mln osób, które są gejami, lesbijkami, osobami transpłciowymi. Tworzą rodziny, wychowują dzieci, żyją tu, pracują, uczą się. A wciąż większość ludzi, w tym polityków, zamyka oczy i udaje, że ich nie ma. Ustawa o związkach partnerskich, równości małżeńskiej, ustawa o uzgodnieniu płci, o mowie nienawiści, o zakazie leczenia homoseksualności. Tak wiele trzeba zrobić.

Będzie pani rozmawiać o tym z prezydentem Żukiem?

Rozmawiamy z koalicjantem, rozmawiamy z ludźmi w całej Polsce. Współpracujemy z organizacjami LGBT, za co jestem im ogromnie wdzięczna. Bardzo bym chciała, by ten marsz się odbył. I mam nadzieję, że tak będzie. Ja na nim będę.

Tych marszów jest coraz więcej. Jakie są reakcje?

W marszach uczestniczą przecież nie tylko geje i lesbijki, ale też osoby ich wspierające. Jest dużo pozytywnych reakcji. Ludzie się boją tego, co jest nieznane. Dwóch starszych panów na jednym z marszów opowiadało sobie, że przyszli zobaczyć, jak te lesbijki wyglądają. I bardzo dobrze! Im więcej takich spotkań, tym mniej będzie strachu. Jesteśmy wszyscy takimi samymi ludźmi. Tak samo wartościowymi.

 

Rzeczpospolita: Prezydent Słupska Robert Biedroń powiedział w TOK FM, że przez kilka miesięcy rozgłośnia „tresowała" Barbarę Nowacką, by ta przyłączyła się do Koalicji Obywatelskiej. Jak pani ocenia tę wypowiedź?

Monika Rosa, posłanka Nowoczesnej: To pokazuje, że język pogardy wobec kobiet ma się doskonale i wyłazi z podziemi w najmniej oczekiwanym momencie, czasami niestety z ust osób, po których się tego nie spodziewamy. Robert Biedroń chciał uderzyć w Barbarę Nowacką i dostał rykoszetem. Nic nie usprawiedliwia takiego języka. Zwłaszcza jeśli ktoś chce się przedstawiać jako polityk postępowy i otwarty.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Grzegorz Braun kandydatem Konfederacji w wyborach do PE
Polityka
Spięcie w Sejmie. Wicemarszałek do Bąkiewicza: Proszę opuścić salę
Polityka
„Karczemna kłótnia” w PiS po decyzji o listach. Okupacja drzwi do gabinetu Jarosława Kaczyńskiego
Polityka
Afera zegarkowa w MON. Mariusz Błaszczak: Trzeba wyciągnąć konsekwencje
Polityka
Zmiana prokuratorów od Pegasusa i ogromna presja na sukces