Ale jeszcze mocniejszy cios otrzymała lewa strona Koalicji Obywatelskiej firmowana przez dopiero co pozyskaną Barbarę Nowacką. Była liderka inicjatywy „Ratujmy kobiety” zmuszona jest teraz swoją obecnością w koalicji legitymizować tę męską, seksistowską twarz PO. A nie jest to wdzięczna rola.
Nie byłoby jeszcze tak źle, gdyby problem ograniczony był do jednego zadowolonego z siebie samorządowca z Legionowa. Ale tak się nie stało. Po pierwsze, po feralnym przemówieniu miała miejsce afirmacja prezydenta Romana Smogorzewskiego przez rzecznika PO Jana Grabca, który uroczyście wręczył mu szablę z odkrytą klingą, Po drugie, złudzeń nie pozostawia także Grzegorz Schetyna, mówiąc o braku akceptacji „dla aborcyjnych pomysłów Barbary Nowackiej”. Po trzecie we wtorek zakaz organizowania Marszu Równości wydał kandydat Koalicji Obywatelskiej, prezydent Lublina Krzysztof Żuk. Wszystko więc jakby sprzysięgło się przeciw potencjalnemu lewemu skrzydłu Platformy.
Nie ma zapewne w tym nic dziwnego, zważywszy że PO zgodnie z wieloletnimi etykietami politycznymi sama siebie raczej uważała za partię prawicową.
Tyle że strategia w wyborach samorządowych miała być nieco inna: Grzegorz Schetyna pokazywał się towarzystwie kobiet – współliderek – Katarzyny Lubnauer i Barbary Nowackiej, kobiecy elektorat miał zostać poderwany do walki z PiS, a w ramach strategii niemarnowania głosów, cały elektorat lewicowy powinien zagłosować na KO, jeśli już nie w pierwszej, to przynajmniej w drugiej turze wyborów w miastach.
Czy to wciąż jeszcze może się wydarzyć? Zapewne zależy to od konkretnych kandydatów i kandydatek. Ale prezydent Lublina, który zakazał Parady Równości, w obawie przed demonstracją narodowców, argumentując, że „należy domniemywać, iż istnieje prawdopodobieństwo udziału w Marszu Równości planowanym na dzień 13 października różnych grup społecznych o przeciwstawnych poglądach, których spotkanie w jednym miejscu może doprowadzić do konfliktu” – nie daje PO nadziei na lewicowe głosy.