Rz: Za cyberatakami na wytwórnię filmową Sony Pictures, która wyprodukowała film obśmiewający Kim Dzong Una, stoi podobno Korea Północna. Dlaczego Kim Dzong Un mógł zdecydować się na tak ostrą reakcję?

Prof. Waldemar J. Dziak: To nic nowego, że Korea Północna się zezłościła. Można by wymienić kilkadziesiąt podobnych historii, gdy jej przywódcy reagowali w sposób co najmniej dziwny: a to koreańscy piłkarze po słabym występie lądowali w obozach pracy, a to ktoś ginął wraz z całym najbliższym otoczeniem za – wydawałoby się – jakąś błahostkę. Zdarzało się także, że dyplomaci północnokoreańscy porywali autorów nieprzychylnych książek o Kim Ir Senie czy Kim Dzong Ilu, bywało nawet, że ich mordowali.

Przywódcy Korei Północnej po jednym filmie od razu puściły nerwy?


Mało się o tym mówi w Polsce, ale szczególnie w Tokio, Seulu, ale także w Pekinie o Kim Dzong Unie powstaje mnóstwo prześmiewczych dzieł: filmików, obrazków itd. Takie sytuacje były nie do pomyślenia za Kim Ir Sena czy Kim Dzong Ila, bo to byli groźni dyktatorzy, natomiast Kim Dzong Un nie jest traktowany poważnie, jest wręcz śmieszny. A bycie tak traktowanym jest bardzo niebezpieczne dla każdego dyktatora.

Dlaczego zareagował dopiero teraz, skoro cały świat śmieje się z niego od samego początku rządów?

Zgodnie z wielowiekową tradycją konfucjańską syn musi zachować żałobę po ojcu przez trzy lata. Tak było z Kim Dzong Ilem po śmierci Kim Ir Sena, i tak było też teraz. Do tego na żadne zdecydowane ruchy do tej pory nie pozwalało mu otoczenie polityczne. Nie mógł nawet jechać na spotkanie z prezydent Korei Południowej, bo uznano, że jest jeszcze za młody, za mało otrzaskany w polityce. Teraz Kim Dzong Un właśnie wychodzi z cienia ojca. Chce pokazać, że jest politykiem pełną gębą, że może coś znaczyć w poważnej polityce. A przecież w tamtym systemie politycznym przywódca musi być bardzo charyzmatyczny, poważany. On chce, by ludzie się go bali.

I w jaki sposób do tego dąży?

Poprzez realizację programu atomowego, programu rakietowego, zakłócanie elektrowni w Korei Południowej, cyberataki na japońskie banki i właśnie poprzez włamanie się do Sony. Chce pokazać, że to jedno z najbiedniejszym państw świata ma jednak możliwości, by szkodzić największym gospodarczym i militarnym potęgom.