– Osoby, którym grozi eksmisja, często nie wykorzystują wszystkich możliwości obrony. Nie odbierają zawiadomień, nie stawiają się na rozprawy w sądzie – mówi Robert Damski, komornik, rzecznik prasowy Krajowej Rady Komorniczej. – W ten sposób działają na swoją szkodę. To w sądzie można bowiem przede wszystkim minimalizować skutki eksmisji. Niestety, często dopiero gdy dochodzi do egzekucji i wyznaczenia daty eksmisji, zadłużeni zaczynają szukać rozwiązania problemu. Często jest już za późno.
Rolą komornika jest bowiem wykonanie wyroku sądowego. Nie może on oceniać, czy eksmisja jest zasadna i dlaczego eksmitowanemu przyznano prawo do takiego, a nie innego lokalu.
Może on być co najwyżej pośrednikiem między wierzycielem a eksmitowanym w sprawie rozłożenia na raty zaległości czynszowych (zadłużenia w opłatach mieszkaniowych są bowiem najczęstszym powodem eksmisji).
– Miałem tego rodzaju przypadek w swojej praktyce – mówi Robert Damski. – Osoba samotna miała być eksmitowana za długi mieszkaniowe. Nikt z rodziny nie wiedział o jej problemach, gdyż wstydziła się do nich przyznać. Dopiero sąsiedzi powiadomili jej najbliższych, ci zaś zebrali część pieniędzy, a część długu wierzyciel rozłożył na raty. W ten sposób udało się uniknąć eksmisji.
Według Roberta Damskiego takie chowanie głowy w piasek to nie jest dobra taktyka obrony przed problemami.