Druga szansa dla firm w tarapatach, czyli restrukturyzacja zapobiegawcza

Firmy zagrożone upadkiem będą mogły skorzystać z systemu wczesnego ostrzegania, o ile zostanie on właściwie zbudowany – przewiduje Paweł Kuglarz, radca prawny, ekspert Komisji Europejskiej ds. upadłościowych.

Publikacja: 26.03.2024 04:30

Paweł Kuglarz

Paweł Kuglarz

Foto: materiał prasowy

Wyjaśnijmy tym, którzy nie wiedzą: firma, która ma kłopoty, może upaść albo się restrukturyzować. Czym się różni procedura upadłościowa od restrukturyzacyjnej?

Proponuję, by obie te procedury nazywać łącznie „prawem insolwencyjnym”. Podstawowym celem polskiego prawa upadłościowego jest zaspokojenie wierzycieli w najwyższym możliwym stopniu przy utrzymaniu, o ile to możliwe, firmy dłużnika. Prawo restrukturyzacyjne ma dokładnie odwrotny cel: przede wszystkim utrzymanie firmy, a dopiero potem zaspokojenie wierzycieli. Firma niewypłacalna jest bowiem za sprawą swojej sytuacji po prostu szkodliwa dla gospodarki. Dlatego należy ją albo wyeliminować z rynku, albo uratować.

Mamy wspólny europejski rynek i europejskie prawo, jak pan to określa, insolwencyjne. W 2019 roku wydana została dyrektywa 2019/1023, zwana „dyrektywą drugiej szansy”, wzmacniająca pozycję przedsiębiorstw w tarapatach. Co w praktyce oznacza owa „druga szansa”?

Ta dyrektywa, jeszcze niestety niewdrożona w Polsce, przewiduje restrukturyzację zapobiegawczą. Jej intencją jest ratowanie firm zamiast ich likwidacji. Ta procedura odbywa się poza sądem, jeszcze przed postępowaniem upadłościowym jako takim. Służy zachęceniu dłużnika do swoistego rachunku sumienia. Powinien on przyznać: grozi mi upadłość, więc lepiej działać, zamiast czekać i myśleć, „jakoś to będzie”. Zresztą sama taka idea nie jest zupełnie nowa w polskim prawie. Już od 2015 roku mamy cztery postępowania restrukturyzacyjne, a w 2020 roku wprowadziliśmy z całkiem dobrym skutkiem uproszczone postępowania restrukturyzacyjne. Początkowo na okres covidowy, a potem weszło do systemu prawa jako znowelizowane postępowanie o zatwierdzenie układu.

Czytaj więcej

Rząd nadrabia szkodliwe zaległości we wdrażaniu dyrektyw. Na początek podatki [INFOGRAFIKA]

Czyżbyśmy wyprzedzili dyrektywę?

Wyprzedziliśmy, ale nie we wszystkich aspektach. W dyrektywie przewidziano mechanizmy wczesnego ostrzegania przed niewypłacalnością. Są one dwojakiego rodzaju: wewnętrzne i zewnętrzne. Te pierwsze to np. obowiązek dla biegłego rewidenta czy księgowego, by informował radę nadzorczą o zagrożeniu niewypłacalnością. To akurat już w polskim prawie mamy. Nowością będzie mechanizm zewnętrzny, w którym przedsiębiorca będzie mógł liczyć na to, że zewnętrzny profesjonalny doradca zdiagnozuje je i poradzi, jak uratować firmę. Taki system wsparcia już działa np. w Austrii i w Niemczech dla konsumentów, a obejmuje pomoc prawną, ekonomiczną i psychologiczną.

Nawet psychologiczną?

A jakże! Przecież kłopoty finansowe firmy oznaczają dla jej właściciela ogromny stres. A wsparcie przyda się także w umiejętności zarządzania. W praktyce system pomocy dla firm w kłopotach finansowych oznacza zbudowanie odpowiednich ośrodków doradczych oraz specjalnego systemu informatycznego. Wprawdzie mamy już dziś Krajowy Rejestr Zadłużonych (KRZ), ale on jest tak skonstruowany, że raczej przeszkadza i wydłuża postępowanie, a nie pomaga sądom w decydowaniu w tych sprawach. System właściwie skonstruowany sam analizuje różne dane firm i określa stopień zagrożenia niewypłacalnością konkretnego przedsiębiorcy. W krajach, w których taki system działa właściwie, np. w Austrii, sąd wspiera się nim i podejmuje decyzję o otwarciu postępowania upadłościowego w ciągu 24 godzin.

A polskim sądom ile to zajmuje?

W Polsce zajmuje to o wiele dłużej. Mimo iż wniosek jest złożony elektronicznie przez system KRZ, np. samo nadanie sygnatury zajmuje kilka dni. Dlatego pewnie oprócz wdrożenia samych przepisów dyrektyw warto by ogłosić międzynarodowy przetarg na zbudowanie takiego systemu informatycznego. Najlepiej, by wykorzystać tu doświadczenia z krajów, w których takie systemy dobrze działają.

Dyrektywa przewiduje restrukturyzację zapobiegawczą i sanacyjną. Ta pierwsza pozwala wstrzymać indywidualne czynności egzekucyjne. Czy to wzmocni pozycję negocjacyjną dłużnika?

Prawo polskie już przewiduje w postępowaniu o zatwierdzenie układu, że dłużnik w momencie uruchomienia postępowania restrukturyzacyjnego otrzymuje ochronę przed egzekucją. Jeśli ona się toczy, to zostaje wstrzymana. Według dyrektywy to wstrzymanie powinno trwać od 4 do 12 miesięcy. Dziś w Polsce trwa to nawet dłużej. W postępowaniu o zatwierdzenie układu dłużnik podpisuje umowę z doradcą restrukturyzacyjnym, a ten pomaga mu w przygotowaniu planu restrukturyzacyjnego. Umieszcza informacje w KRZ i wtedy ta egzekucja jest zawieszona. Następnie w ciągu trzech miesięcy przygotowuje projekt układu. Potem dochodzi do głosowania wierzycieli i jeśli większość będzie „za”, to układ jest przyjęty. Następnie jest składany wniosek do sądu o zatwierdzenie tego układu. Nieraz jednak sąd z powodu nadmiernego obciążenia upadłościami konsumenckimi nie jest w stanie zatwierdzić układu wiele miesięcy. Taki stan rzeczy sprzyja nadużyciom. Weźmy sytuację z życia wziętą: w trakcie takiego postępowania przedsiębiorca rolny zapłacił za jakieś zobowiązanie 400 tys. zł, bo doradca obiecał mu, że nastąpi redukcja jego długu. Ale jeśli do tej redukcji nie dojdzie, bo wierzyciele się na to nie zgodzili – taki przedsiębiorca zostanie bez grosza, a jego przedsiębiorstwo nie może funkcjonować. Taka sytuacja szkodzi zarówno wierzycielom, jak i dłużnikom.

Dyrektywa wprowadzi zróżnicowanie na wierzycieli bliżej związanych z dłużnikiem i luźniej. Na ile pomoże to w takich kryzysach?

Sąd będzie mógł z góry określić podział na takie grupy. Chodzi o to, że każda z tych grup może mieć sprzeczne interesy z inną. Dlatego każda będzie głosowała osobno nad przyjęciem układu. Dziś, gdy sąd zatwierdza układ, to uwzględnia interesy różnych grup wierzycieli. Poza tym dyrektywa w szczególny sposób traktuje tu małe i średnie przedsiębiorstwa – zarówno wśród dłużników, jak i wierzycieli. Chodzi o silniejszą ich ochronę niż większych firm.

Dużo się ostatnio mówi o potrzebie rozwinięcia w naszym kraju systemu mediacji w sporach biznesowych. Dyrektywa przewiduje możliwość udziału mediatorów w procedurach restrukturyzacyjnych. Czy powinniśmy wdrożyć tę opcję?

Tak, miałoby to sens. Tak się składa, że sam jestem członkiem zespołu mediatorów przy sądzie polubownym Prokuratorii Generalnej Skarbu Państwa. Zauważmy, że w postępowaniach restrukturyzacyjnych są różne strony: dłużnicy, wierzyciele, syndyk i sąd. Mają często sprzeczne interesy. W przypadku pata negocjacyjnego rola mediatora jest bardzo istotna, choćby dlatego, że jego działanie nieraz uspokaja emocje.

Z tych wszystkich dobrodziejstw dyrektyw na razie nie możemy korzystać, bo jej nie wdrożyliśmy. Co przedsiębiorcy stracili przez te ponad półtora roku od lipca 2022 roku, gdy minął termin implementacji?

Teoretycznie jest w prawie europejskim możliwość, by w postępowaniu sądowym powoływać się na przepisy niewdrożonej dyrektywy i je bezpośrednio stosować. Ale część przepisów dyrektywy ma charakter fakultatywny. Państwa członkowskie mogą, ale nie muszą ich wdrażać. Na takie przepisy nie można by się powoływać w takim postępowaniu. Jeśli jednak na przykład dłużnicy w wyniku niewdrożenia przepisów dyrektywy, tych bezwzględnie obowiązujących, poniosą straty, to mogą się domagać odszkodowania od Skarbu Państwa. Można powiedzieć, że wskutek niewdrożenia dyrektywy wiele przedsiębiorstw traci szanse na sprawniejsze procedury restrukturyzacyjne, a wierzyciele – na odzyskanie długów. Poza tym możemy wszyscy stracić jako państwo, bo Komisja nosi się z zamiarem wszczęcia procedury przeciwko Polsce o niewdrożenie dyrektyw, a to może grozić karami finansowymi z naszego budżetu.

W biznesie wszystko jest funkcją czasu i pieniędzy. Czy wdrożenie dyrektywy sprawi, że pewne procesy będą się działy szybciej? Czy dla kogoś będzie taniej?

Jeśli w wyniku sprawnie prowadzonego postępowania restrukturyzacyjnego wierzyciele szybciej się dowiedzą, że ich dłużnik ma problemy, to zwiększy się szansa na to, że redukcja długów zmaleje. Ich straty będą zatem mniejsze. Zyskają też dłużnicy, bo będą lepiej chronieni przed zniknięciem ich firmy z rynku. Jednak żeby to wszystko zostało zrealizowane i dawało biznesowe korzyści, konieczna jest jeszcze reforma organizacyjna sądów. Konieczne jest postulowane od kilku lat przez środowisko insolwencyjne oddzielenie rozpatrywania spraw upadłości konsumenckich i mikroprzedsiębiorców od spraw dotyczących małych, średnich przedsiębiorstw i dużych firm. Pozwoli to sędziom i sądom na poświęcenie więcej czasu na rozpatrzenie bardziej skomplikowanych spraw związanych z niewypłacalnością dużych firm. Takie sądy powinny powstać przy sądach okręgowych. Powiem nawet więcej: stwórzmy wyspecjalizowane sądy upadłościowe, a sądom rejonowym zostawmy upadłości konsumenckie, ewentualnie drobnych przedsiębiorców! Można by nawet stworzyć specjalny wydział w Izbie Cywilnej Sądu Najwyższego. Tak jest w niektórych krajach, np. Austrii czy Niemczech.

Ma pan na myśli specjalizację, taką jak sądy własności intelektualnej?

Tak, to było udane posunięcie. Sądy specjalistyczne zajmujące się upadłościami i restrukturyzacjami miałyby co robić. Zresztą wielu sędziów jest znakomicie przygotowanych do orzekania w takich sądach.

Był już przed wyborami projekt ustawy implementującej dyrektywę upadłościową, ale został wycofany. Co radzi pan rządowi pracującemu nad nową wersją nowelizacji prawa upadłościowego?

Poza samą dyrektywą jest kilka dobrych praktyk insolwencyjnych, na przykład z Austrii. Tam istnieją cztery stowarzyszenia ochrony praw wierzycieli, np. KSV, które reprezentują ich interesy w postępowaniach upadłościowych. Ich zadaniem jest reprezentacja wszystkich wierzycieli w danym postepowaniu. Bywa to przydatne i skuteczne, gdy takich wierzycieli są tysiące. W Polsce przykładem takiej sytuacji jest upadłość Getin Banku, gdzie wierzycieli jest około 30 tys. Zgromadzić ich wszystkich razem i ustalić wspólny front działania byłoby trudno, nawet gdyby wynająć stadion sportowy. Ale organizacja przedstawiająca prawa takich wierzycieli byłaby w stanie należycie ich reprezentować.

Wspominaliśmy w naszej rozmowie także o doradcach restrukturyzacyjnych. Czy ten zawód też wymaga zmian legislacyjnych?

Warto, aby był to zawód zaufania publicznego w pełnym tego słowa znaczeniu: z własnym samorządem, zasadami etyki i odpowiedzialności dyscyplinarnej. Dziś ten zawód istnieje, ale nie tworzy samorządu zawodowego.

Paweł Kuglarz jest radcą prawnym i szefem International Desk w kancelarii Tatara i Wspólnicy, członkiem zespołu ekspertów Komisji Europejskiej ds. harmonizacji prawa upadłościowego. W 2023 roku otrzymał nagrodę im. prof. Maurycego Allerhanda za wybitne osiągnięcia w łączeniu prawa i ekonomii. Reprezentuje Polskę w Radzie Insol Europe, największym europejskim stowarzyszeniu prawa upadłościowego, które ma ponad 1200 członków

Wyjaśnijmy tym, którzy nie wiedzą: firma, która ma kłopoty, może upaść albo się restrukturyzować. Czym się różni procedura upadłościowa od restrukturyzacyjnej?

Proponuję, by obie te procedury nazywać łącznie „prawem insolwencyjnym”. Podstawowym celem polskiego prawa upadłościowego jest zaspokojenie wierzycieli w najwyższym możliwym stopniu przy utrzymaniu, o ile to możliwe, firmy dłużnika. Prawo restrukturyzacyjne ma dokładnie odwrotny cel: przede wszystkim utrzymanie firmy, a dopiero potem zaspokojenie wierzycieli. Firma niewypłacalna jest bowiem za sprawą swojej sytuacji po prostu szkodliwa dla gospodarki. Dlatego należy ją albo wyeliminować z rynku, albo uratować.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Konsumenci
Sąd Najwyższy orzekł w sprawie frankowiczów. Eksperci komentują
Prawo dla Ciebie
TSUE nakłada karę na Polskę. Nie pomogły argumenty o uchodźcach z Ukrainy
Praca, Emerytury i renty
Niepokojące zjawisko w Polsce: renciści coraz młodsi
Prawo karne
CBA zatrzymało znanego adwokata. Za rządów PiS reprezentował Polskę
Aplikacje i egzaminy
Postulski: Nigdy nie zrezygnowałem z bycia dyrektorem KSSiP