Państwo nie przewidziało dotychczas pomocy dla pokrzywdzonych przedsiębiorców z pogranicza, tłumacząc się m.in. kłopotami z regułami pomocy publicznej.
Jednym z niewielu sposobów na utrzymanie dla mieszkańców wsi i miasteczek na wschód od Białegostoku był dotychczas handel i usługi związane z ruchem przez granicę. Bo przemysłu tu nie ma, a tereny w większości porasta Puszcza Knyszyńska. Daje wprawdzie zajęcie leśnikom, ale inni muszą dojeżdżać do Białegostoku albo żyć „z granicy”. Teraz to nierealne.
Gdy bowiem zamknięto przejścia w Kuźnicy i Bobrownikach, opustoszały drogi krajowe nr 19 i 65, prowadzące od tych przejść w głąb kraju. Zamarły też legalnie działające przy nich przedsiębiorstwa, w których goście zza wschodniej granicy zostawiali sporo pieniędzy. Chętnie kupowali też żywność, artykuły gospodarstwa domowego czy materiały budowlane.
– Rozumiem, że bezpieczeństwo kraju i granicy jest ważne, ale rząd jedną decyzją postawił nas na skraju bankructwa – mówi Agnieszka Lasota, od ponad 20 lat prowadząca w Bobrownikach sklep spożywczy. Dodaje, że w podobnej sytuacji znalazło się co najmniej kilkadziesiąt firm w tym rejonie, a pośrednio skutki odczuwają też firmy w głębi kraju.
Pogranicze bez wsparcia
Gdy we wrześniu 2021 r. w przygranicznych miejscowościach Podlasia rząd wprowadził stan wyjątkowy i zakazano wstępu osobom, które tam nie mieszkały, uchwalono specjalną ustawę o rekompensatach dla tamtejszych firm. Miały wyrównać straty wynikłe m.in. z zaniku ruchu turystycznego. Wypłaty tych świadczeń bywały jednak opóźnione i ograniczane.