Na wokandach sądów w całej Polsce przybywa sporów pomiędzy ZUS i przedsiębiorcami o to, czy dana umowa to nieoskładkowane dzieło czy też zlecenie, do którego trzeba dopłacić niemałe składki.
Ten spór może się jeszcze zaostrzyć, gdy za pół roku w życie wejdzie zmiana wprowadzająca obowiązek zapłaty 12 zł minimalnego wynagrodzenia za godzinę pracy na zleceniu czy wykonywania usług przez samozatrudnionego.
Nadużywanie dzieła
Kontrole ZUS są jak najbardziej uzasadnione, bo przedsiębiorcy często nadużywają umów o dzieło, gdy nie ma do tego najmniejszego uzasadnienia. Przykładów nie trzeba daleko szukać. Sąd Apelacyjny w Lublinie w wyroku z 17 lutego 2016 r. (sygn. III AUa 969/15) potwierdził, że ZUS ma rację, gdy kwestionuje umowę o dzieło zawartą z pracownikiem hurtowni, który na podstawie tego kontraktu ponad cztery lata zajmował się obsługą klientów, kompletowaniem zamówień i stałą współpracą z kontrahentami hurtowni. Zdaniem ZUS i sędziów taka umowa nie spełniała przesłanek określonych w kodeksie cywilnym, pozwalających na uznanie jej za umowy o dzieło. Było to zatem zlecenie, od którego firma będzie musiała teraz uregulować kilkadziesiąt tysięcy zaległych składek na ubezpieczenia społeczne za cały ten czas.
Ze statystyk ZUS wynika, że od 2010 r. kontrolerzy zakładu wykryli prawie 110 tys. takich przypadków i nałożyli obowiązek zapłaty składki na osobę pracującą bez ubezpieczenia. W ostatnich latach liczba takich spraw znacząco rośnie. O ile w 2010 r. było ich „tylko" 13,5 tys., o tyle w 2014 r. aż 21 tys., a w 2015 r. już 26,3 tys. Jak widać na opisanym przypadku pracownika hurtowni, każda z tysięcy takich spraw może oznaczać obowiązek zapłaty składek za kilka lat i zaległości idących w dziesiątki tysięcy złotych.
Nadgorliwy kontroler
Zakład Ubezpieczeń Społecznych nie jest jednak w takich sprawach nieomylny i sądy równie często przyznają rację przedsiębiorcom, którzy mają pewną swobodę w stosowaniu umów o dzieło.