Ale, o dziwo, władze lotniska zaprzeczyły tej informacji.
Ostatnia kontrola Urzędu Lotnictwa Cywilnego także nie stwierdziła nieprawidłowości. Niemniej dyrekcja Portów Lotniczych profilaktycznie zerwała umowę z Konsalnetem, który dotychczas ochraniał lotnisko. Rozwiązaniu umowy sprzyjały, jak to ujął Konsalnet w oświadczeniu, „zmiany w prawie lotniczym przygotowane przez Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa, które nie przewidują możliwości świadczenia usług ochrony portów lotniczych przez podmioty zewnętrzne".
No fakt, nie przewidują. Portale informacyjne poinformowały, że „w środę w związku z sytuacją na lotnisku doszło do narady ministrów: spraw wewnętrznych i administracji Mariusza Błaszczaka, obrony narodowej Antoniego Macierewicza, infrastruktury Andrzeja Adamczyka oraz koordynatora służb Mariusza Kamińskiego. Po spotkaniu wydano oświadczenie: „Będziemy dążyć do tego, aby służby ochrony lotniska były organizowane przez właścicieli portów lotniczych, rozważamy też utworzenie Służby Ochrony Lotnisk". Pół rządu zajmuje się ochroniarzami na lotnisku, choć powinien to robić zarządca Okęcia. Czuję, że jest tam jeszcze inny kontekst, ale mniejsza z nim.
Zaciekawiło mnie coś innego. Właściwie, dlaczego ma powstać specjalna państwowa agencja albo dlaczego lotniska mają same zatrudniać ochroniarzy, zamiast skorzystać z outsourcingu? Czy organizowana od zera państwowa służba ochrony lotnisk będzie sprawniejsza od najlepszych prywatnych firm ochroniarskich? Czy lotniska lub ministerstwa mają środki na ściągnięcie najbardziej doświadczonych i najlepszych menedżerów, chętnie z zagranicy? Czy przetrwają oni więcej niż jedną kadencję? Dlaczego teatry, multikina, centra handlowe, także narażone na ataki terrorystyczne, mogą mieć prywatnych ochroniarzy, a lotniska nie?
To są pytania. Natomiast już niewątpliwie agencja państwowa będzie kosztowniejsza. Taka jest logika rozwoju instytucji i przedsiębiorstw publicznych, często monopoli.