Adamowicz przekonuje, że jego start nie ułatwi zwycięstwa kandydatowi PiS ponieważ Płażyński - jak ma wynikać z "nastrojów gdańszczan", o których mówi prezydent miasta - nie ma żadnych szans na zostanie prezydentem - czytamy w Onecie.

- Mamy demokrację obywatelską i partyjną. Gdańszczanie dokonają wyboru. Mój start w wyborach zmusza konkurentów do wysiłku programowego, do starania się, żeby ten spór nie był tylko PO kontra PiS - przekonuje Adamowicz broniąc faktu, że startuje w wyborach mimo apelów PO, by zrezygnował ze startu.

Jeśli chodzi o Płażyńskiego to, zdaniem Adamowicza, "dla niego te wybory to jest wejście do polityki i budowanie swojej pozycji w PiS-ie".

Zdaniem prezydenta miasta Płażyński nie został bowiem jeszcze zaakceptowany przez PiS. - Kacper Płażyński został narzucony przez Jarosława Kaczyńskiego. Jak się porozmawia z działaczami PiS w Gdańsku na zasadzie anonimowej, to potwierdzą, że jest on nieakceptowalny, bo zachowuje się jak syn dygnitarza, nie tworzył PiS, nie był radnym dzielnicy w Gdańsku, nie był radnym miejskim. Wyskoczył jak Filip z konopi - mówi Adamowicz.