Podwójny fart Hillary Clinton

Po prawyborach we wtorek w Pensylwanii i Maryland była sekretarz stanu nominację powinna mieć w kieszeni.

Aktualizacja: 26.04.2016 20:38 Publikacja: 26.04.2016 18:56

Hillary Clinton walczy o głosy w Filadelfii. To w dużych miastach ma największe poparcie

Hillary Clinton walczy o głosy w Filadelfii. To w dużych miastach ma największe poparcie

Foto: AFP

Trzy kolejne kadencje w Białym Domu dla prezydentów z jednej partii to układ, który w Ameryce zdarza się bardzo rzadko. Ostatni raz tak było na przełomie lat 80. i 90. XX wieku, ale za sprawą jednego z największych przywódców kraju, Ronalda Reagana.

Teraz ten sam układ staje się coraz bardziej prawdopodobny, tyle że w znacznie mniejszym stopniu, dlatego że Amerykanie są pod wrażeniem dorobku Baracka Obamy i chcą utrzymania najwyższego urzędu w rękach jego partii.

– Przeciwnie, nastroje w społeczeństwie są zdecydowanie wrogie establishmentowi. A jednak przyszłym prezydentem USA najpewniej będzie symbolizująca ten establishment Hillary Clinton za sprawą niezwykle sprzyjających jej okoliczności – mówi „Rz" Christopher Chevvis, zastępca dyrektora waszyngtońskiej Rand Corporation.

Była pierwsze dama, sekretarz stanu i senator z Nowego Jorku może przede wszystkim liczyć na aparat Partii Demokratycznej. To on jeszcze przed głosowaniem we wtorek zapewniał jej 483 głosy „superdelegatów" na 2384 potrzebnych do zdobycia nominacji. Działacze partii pracujący w samorządach nie chcą oddać głosu na rywala Clinton, senatora z Vermontu Berniego Sandersa (ma 41 głosów elektorskich). Ale gdyby kontrkandydatem demokratów był polityk o mniej radykalnych, lewicowych poglądach, jak to było w 2008 r. z Barackiem Obamą, była sekretarz stanu nie mogłaby już liczyć na tak ogromne wsparcie partyjnego aktywu.

Ten sam układ powtarza się także w ostatecznej rozgrywce – o Biały Dom. Jak pokazują najnowsze sondaże Huffington Post, Clinton miażdży faworyta republikanów, miliardera Donalda Trumpa (48 do 38 proc.). Spokojnie, choć już z mniejszą przewagą (46 do 41 proc.), wygrywa także z rywalem Trumpa do nominacji republikańskiej, senatorem z Teksasu Tedem Cruzem. Obaj politycy, nawet w czasach odrzucenia establishmentu, są zbyt konserwatywni i nieprzewidywalni dla większości Amerykanów. Bardziej centrowy gubernator Ohio John Kasich, jako jedyny republikanin wygrywa z Clinton (43,6 do 40,8 proc.), ale szanse na to, że uzyska nominację swojej partii, są minimalne.

Wszystko wskazuje na to, że po ogłoszeniu we wtorek w nocy (czasu amerykańskiego) wyników głosowania w prawyborach w Pensylwanii, Maryland, Connecticut, Rhode Island i Delaware ten podwójnie korzystny dla Clinton układ ostatecznie się potwierdzi. Po stronie demokratów do podziału będzie łącznie 384 głosów elektorskich, niewiele mniej, niż byłej pierwszej damie brakuje do uzyskania nominacji (455).

Sondaże przed rozpoczęciem głosowania dawały jej przewagę nad Sandersem aż o 17 pkt proc. w Pensylwanii i 24 pkt proc. w Marylandzie – dwóch dużych stanach, gdzie tego dnia toczy się rozgrywka. Clinton, tak jak Obama przed ośmiu laty, wygrywa tu w dużych miastach, takich jak Filadelfia, wśród mniejszości etnicznych, starszych kobiet. Sanders znacznie większy sukces odnosi na wsi i w małych miasteczkach, a także wśród młodych oraz białych w średnim wieku. Ale to za mało liczne grupy społeczne, aby mógł pokonać Clinton.

Jednocześnie we wszystkich pięciu stanach, i to z ogromną przewagą, powinien wygrać we wtorek Donald Trump. Jego oponenci zawarli dość desperackie porozumienie, zgodnie z którym w najbliższych dniach Kasich nie będzie walczył o głosy w Indianie, a Cruz w Oregonie i Nowym Meksyku – wszystko byle odebrać jak najwięcej głosów Trumpowi, skoro nie da się z nim wygrać. Szanse na powodzenie tej strategii są jednak niewielkie. Jednocześnie to znakomita wiadomość dla Clinton. Trump, który po niedawnym zwycięstwie w Nowym Jorku stonował swoje przesłanie, znów wrócił do swojego ulubionego, prowokacyjnego stylu.

– Nie widziałem jeszcze istoty ludzkiej, która jadłaby w tak odrażający sposób jak Kasich. Nie sądzę, abyście chcieli mieć takiego prezydenta – to ostatni atak miliardera na swoich przeciwników.

We wtorek sam Sanders przyznał, że zdobyć Biały Dom będzie mu niezwykle trudno. Zapewnił też, że zrobi wszystko, aby „republikański kandydat" nie został prezydentem, co jest sygnałem, że już wkrótce może oficjalnie dać za wygraną i poprzeć Hillary Clinton. Ale chce to zrobić pod pewnymi warunkami, np. zobowiązanie byłej sekretarz stanu do wprowadzenia powszechnego systemu zabezpieczeń zdrowotnych.

Clinton, która z listy 15–20 kandydatów powinna wkrótce wskazać, kto będzie jej kandydatem na wiceprezydenta, wszystkich oczekiwań Sandersa spełnić nie może, bo w listopadzie nie będzie do zaakceptowania dla centrowego elektoratu.

– W 2008 r. poparłam bez żadnych warunków ówczesnego senatora Obamę. Mam nadzieję, że tym razem senator Sanders zrobi podobnie – oświadczyła żona 52. prezydenta USA.

Trzy kolejne kadencje w Białym Domu dla prezydentów z jednej partii to układ, który w Ameryce zdarza się bardzo rzadko. Ostatni raz tak było na przełomie lat 80. i 90. XX wieku, ale za sprawą jednego z największych przywódców kraju, Ronalda Reagana.

Teraz ten sam układ staje się coraz bardziej prawdopodobny, tyle że w znacznie mniejszym stopniu, dlatego że Amerykanie są pod wrażeniem dorobku Baracka Obamy i chcą utrzymania najwyższego urzędu w rękach jego partii.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 792
Świat
Akcja ratunkowa na wybrzeżu Australii. 160 grindwali wyrzuconych na brzeg
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 791
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 790
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 789