Ale w to, że reżim Baszara Asada poprzednio stosował tę straszliwą i zakazaną broń, nikt nie wątpi. Po jednym z takich ataków, w 2013 rok, syryjski dyktator zapisał swój kraj do Konwencji o Zakazie Broni Chemicznej.

Tylko raz został ukarany, dokładnie rok temu za wymordowanie co najmniej 74 osób w Chan Szajchun amerykańskie lotnictwo zbombardowało bazę syryjskich wojsk rządowych, z której nadszedł atak. Bombardowanie było wynikiem jednej z nielicznych trafnych decyzji w polityce zagranicznej Donalda Trumpa. Przedtem świat zachodni, ściślej najważniejszy przywódca Barack Obama, wyznaczył Baszarowi Asadowi czerwoną linie, ale po jej przekroczeniu zachowywał się jakby nic się nie stało. Punktowe ataki proponowała Francja, ale prezydent Francois Hollande pozostał osamotniony i nic z tego nie wyszło.

Wojna domowa w Syrii trwa ponad siedem lat. Emocje wzbudzały co pewien czas zdjęcia dzieci ofiar konfliktu. Ale po chwili wygasały. Skutki tej obojętności są porażające. W wymiarze ludzkim – setki tysięcy ofiar. W wymiarze bezpieczeństwa – radykalizacja rebeliantów, którzy w znacznej większości przerodzili się w dżihadystów, a część ruszyła dokonywać zamachów terrorystycznych na Zachodzie. W wymiarze politycznym – na Bliskim Wschodnim umocniły się Rosja i Iran. A Turcja coraz bardziej oddala się od instytucji zachodnich.

Te wnioski to płacz nad rozlanym mlekiem. Nie ma pozytywnych konkluzji.